Dzień, w którym próbowałem żyć

Najpierw oszukałem głód jedzeniem bez dobrego smaku, i piwem
jak przystało na osobę piszącą teksty o śmierci i miłości,
następnie wyciągam książkę z wierszami
co mogłoby być całkiem dobrym sposobem
na przyjęcie postawy kogoś
interesującego, ale pomyślałem i wszystko się skończyło
pomyślałem o wierszu i dziewczynie
będąc już na dworcu sprawdziłem jak smakuje

postawa okazuje się być okładkowa,
jak koszmar na okładkę, wracam przed zaśnięciem
myślę i wysyłam wiadomość, że dziewczyna
z którą można przekrzykiwać się o czułość
chyba siedziała obok
i jest pomiędzy nami – pomimo abstrakcyjnych wierszy
dość dużo konkretnych gestów,
o których wolę milczeć

Przez sześć godzin całowaliśmy się na pewno kilka minut,
na dworcu ślina smakuje jak podróż,
wyobrażam sobie ciepłe kraje,
jednocześnie dbając
o poprawny ruch pociągu,
robię przeróbkę 4.33 Cage’a,
zaznaczam, odchodzę,
zmieniam treść utworu,
żeby wyraźnie było widać dobrą muzykę między nami,

Przed tym wszystkim cicho określam obecność,
mówię, gadam, myślę – że prawda
to takie wątpliwości w kłamstwo –
a dziewczyna bez wątpliwości miała usta
w kształcie, który wyobrażam sobie
często bez wyraźnego celu,

Znów wymyślam abstrakcyjne przeobrażenia konstytucji,
przez które nie mogę spać do trzeciej w nocy,

Dziewczyna ma usta, ale nie musi mówić, żeby ich użyć
– zauważam,
że pomimo wszystko rozumiemy się na kilka kilometrów odległości,
odchodzę, ona odchodzi
i widzę ta odległość bez słów
jest do przekroczenia ciałem, ona widzi we mnie
czerwone papierosy i kilka wierszy,
które przespałem

Na koniec spotykam poetę, z którym rozmawiam o tej całej mojej bajce,
a on przypomina mi hasło odnośnie kłamstwa,
przez chwilę wierzę, że to film,
jak zwykle myślę więc że takie są warunki
przynależności do współczesnych młodych poetów,

Albo ludzi ze śladami,
bo na moje niebieskie tatuaże
kolka nie mówi nic.

Niewiele widać, kiedy jest ciemno.
Kiedy nie mówi się nic, gorsza od stolika
bez dziewczyny, może być tylko wątpliwość w kłamstwo,
że trwały ślad na moich ustach zrobiła jej szminka.

Korzeń 

Widziałem jak człowiek odchodzi, kiedy się odwracał
odgryzał sobie palca i powiedział:
napięcie miałem
przez chwilę skostnienia
wymusiłem podmuch

A teraz puchnie i nie lubię tych słów,
tłumaczył, kiedy paznokieć
staje się ‘dowrastalny’
jak to powtarzał anonimowy wariat
wspominał muszę się uzdrowić
jak człowiek
i można
domowym sposobem.

Podpalany pies

W zrozumieniu tego człowieka był nam potrzebny pies,
kiedy chciał dorosnąć zapominał 
i rzucał kości
wypadła wygrana wypadła wygrana
daliśmy mu dorosnąć

a ten po cichu opuścił grę, wsiadł do pociągu
my czekaliśmy
mówiąc niewiele
zapomnieliśmy stolik w pijalni

kiedy patrzył nam w ładne oczy:
chciałem być brzydki kiedy byłem ładny
chciałem być brzydki
ale będąc brzydkim
marzyłem o kątach prostych 
i wszystkim czego nigdy nie zrozumiałem

Ząb
został wybity i nie zostało mądrości
tylko denko

wrócić w nocy przesuwając kość
ściągnąć koc,
uśmiechnąć się
zagrać znów,
wypić piwo na koniec

Przyśnili mi się rodzice
pieniądze dziewczyny
i wszystkie pociągi

I nigdy więcej dzikich rzek
nigdy nigdy
Utraty czy Wisły.

kurier świąteczny

splątanych, bez ruchu prawie
widzieliśmy i nie zrobiliśmy nic

splątanych i nieprzytomnych
pocieszaliśmy

nie ruszając językiem
zagryzaliśmy nerwy
po to, żeby się ratować
zmyślaniem różowo
białych kwiatków pod nami

jak wtedy
gdy kościół był tak mały
że przypominał domek na wsi

powtarzaliśmy stare historie
jak nowe, jak nasze
i wszystko się udało.


Anka

Czas określa tak zwane wszystko. Kiedy zaczyna się dzień, i kiedy ma początek noc. Każdy z nas podróżuje pomiędzy tym zamykaniem i otwieraniem oczu. I Każdy, nawet osoba, która nie zastanawia się nad tym, pod skórą czuje to umykanie i nowe otwarcie.  I mam nadzieję, że dla każdego jest to podróż. Kiedy wyruszamy w podróż towarzyszy nam cała gama emocji: ekscytacja, tęsknota, zaskoczenie, czy nostalgia. Nawet zawiedzenie. Przede wszystkim nadzieja na powrót. Ale wówczas, kiedy jesteśmy w drodze, i wyjeżdżamy na chwilę, czy też uciekamy, to zawsze ma sens. Nie musimy tego sensu rozumieć, żeby przeżywać go u innych. Wydaje mi się, że każdy tego potrzebuje. Podróży, która będzie niezrozumiała. I przy której zawsze liczymy na powrót, zawsze chcemy ponownie zobaczyć twarz osoby podróżującej, jej emocje, zatroskanie i radość.

I na ten koniec chciałbym powiedzieć ważną dla mnie myśl, że my nie pożegnaliśmy się z Anką. Czekam na jej powrót, bo sam też ją odwiedzę. Ona nas też odwiedzi, i będziemy szczęśliwi bardziej niż myśleliśmy, że możemy. I opowiemy sobie historie, których nie znał świat.

Dlatego ja nie pożegnałem się z Anką. I nigdy tego nie zrobię.

 
Marcin Sas – Wiersze
QR kod: Marcin Sas – Wiersze