Wiersz mocno spóźniony
marzec a jednak
słońce wzięło ostry dyżur
i operuje na otwartym sercu miasta
wyrosłem spod ziemi
a ty spadłaś z nieba
chowany za plecami
bukiet wieloletnich iluzji
owinięty niezręcznie w komplement
topniejemy
słowa mają kolor
krwistego liścia klonu
który opadł na śnieg
to ten obcy kraj
więc wymieniamy spóźnione zdania
jak obcą walutę
i dotyk linii papilarnych
biegnących w przeciwne kierunki
Na odwrocie
wysłałem Ci widokówkę
z nekrologiem wiersza
każdy wers to ślepa ulica
przestrzelona arteria zielonego światła
mam na myśli
ukamienowaną Synagogę
i pocieszycielkę w kapliczce
za zimną kratą
przekupioną plastikowym narcyzem
a pomiędzy tymi wersami
puszcza korzenie chiński market
trzy religie
i gorliwie wierzące miasto
U2
ty też rzuciłeś pestką słodkiego owocu
w spopieloną ziemię
pusty pokój
pełna wojna o surogat prywatności
jutro wykiełkują tu nowe syntetyczne formy
gotowe wchłonąć życie upchane w reklamówki
…all that you can’t leave behind…
leniwy głos Bono przerzuca się jak most
nad spalającym się w tobie czasem
to są wciąż imiona kobiet bez echa
ziarenka soli i cukru zgarniane z nagiego stołu
wyrzucane przez otwarte okno
– niedokończone wiersze
tu będzie stało łóżko
wielkie jak hipermarket
a na nim obok zimna poduszka
na niej położysz
nocną litanię
– to są wciąż imiona kobiet
bez echa
Bez rymu
jestem
słowem
śmierć
tylko przerzutnią
do następnej linijki
Reszty nie trzeba
idzie przez życie
z pleśnią na ustach
– pisze wiersz –
wypluwa kamień