a najważniejsze, że zobaczyłabym twoje zielone oczy

na moich dłoniach pojawiły się wiosną sople lodu.
zastanawiam się teraz, skąd ta zmiana,
czy dotyczy tylko skóry.
może jestem królową lodu?
zawsze myślałam, że to mama nią jest.
była taka piękna, że aż nienaturalna.
królowe lodu są nienaturalne,
zwłaszcza na starych zdjęciach.

wyciągam z szuflady pamiątki,
też są całe w lodzie. nawet na zdjęciach
znad morza jemy lody. jemy je zimnymi łyżkami,
które błyszczą w naszych dłoniach jak sztylety.

mamo, po co ci to było? po co dałaś życie
komuś takiemu jak ja?
by go zmrozić w dniu urodzin,
trzymać blisko lodówki
i karmić na wakacjach lodami?

zdjęcia są czarno-białe
i łudzę się, że gdyby były kolorowe,
zobaczyłabym w naszych dłoniach
pucharki z płonącymi deserami.
zobaczyłabym zielone morze i żółty piasek,
a na wydmach brązowe od słońca trawy. i słońce
by rozgrzało mnie do czerwoności, mogłabym kochać.

kochałabym sople na swoich dłoniach.
kochałabym wszystkie lodówki, które mieliśmy,
i ciebie, której uroda zawsze przyćmiewała i to,

i to.


sukienka w motyle

nie dam rady umrzeć na waszych oczach,
dlatego zwinęłam się w supeł i wyglądam
jak kot. zawsze marzyłam, by odrodzić się
w ciele słonia, ale one nie mają łatwego życia,
więc może dobrze, że trenuję los kota. dachowca,
który wcale nie skacze po dachach, tylko śpi
zwinięty w supeł i nawet gdy umrze, będzie
supłem. w przeciwieństwie do mnie. gdy ja
umrę, ubierzecie mnie w prostą sukienkę
i nagle wszyscy będą mnie kochali.


brzuch mi pękł na siedem części,
myślałam, że jest szczęśliwy i one będą

brzuch mi pękł na siedem części, a mógł na dziesięć.
każda z nich pobiegła w inną stronę,
chciała mnie dogonić. bawiłam się z brzuchem
w berka. myślałam, że gdybym mogła, dogoniłabym go
i przytuliła. taka byłam mu wdzięczna,
że tyle lat ze mną był. znosił cukier
i papierosy, a potem jeszcze to,
że zaczęłam tyć. może dlatego pękł
na siedem części? z tego wynikło
dla mnie siedem lat nieszczęść.

w pierwszym roku nieszczęścia dogoniłam brzuch.
w drugim klepnęłam go i krzyknęłam: berek.
w trzecim brzuch zaczął mnie doganiać.
w czwartym dogonił.
w piątym on mnie klepnął, ale nic nie powiedział, a mógł.
w szóstym dalej milczał.
w siódmym zrozumiałam, że jest bogiem,

do którego mam słabość. zawsze miałam,
jakby to było zrozumiałe. ale nie było i nie
zaprzątałam sobie tym głowy, po prostu wierzyłam
w pępek, meszek na skórze brzucha i fałdę,
w którą się przemieniał, jakby był cudowny.

był cudowny i nawet karmił mnie manną.
karmił mnie chlebem, poił winem. umierałam
ze śmiechu, kiedy dawał się łaskotać. umierałam
ze strachu, kiedy chorował
i wreszcie zaczął umierać.

3 kwietnia brzuch będzie obchodził urodziny.
powiem mu, że wcześniej widziałam go
w złym świetle. a mimo siedmiu lat nieszczęść,
był najwspanialszą rzeczą, jaką miałam. nawet
gdy poszłam bez niego bawić się w berka.


Wiersze pochodzą z ostatniego tomu autorki zatytułowanego Zapalmy moją krew.   

Ewa Jarocka – Trzy wiersze
QR kod: Ewa Jarocka – Trzy wiersze