grudzień
nie jestem zainteresowany
żadną waszą propozycją
pieprzony Blue Beam
z pterodaktylem albo Jezusem
komu przeszkadzał ojczulek Jiří
robiący zbyt ciężkie latawce
odśnieżam dom
choć należałoby zostawić
czekam na finał na który mnie nie stać
połykam kryształy
więc sztywnieje mi język
w tajskim salonie masażu ćwiczą lędźwie
jestem jego sąsiadem z ojczyzny giętkich słów
myślę o sobie źle
bo taką mam naturę i taką zamykam się klamrą
w grudniu policja z psem jak kuc
weszła do mojego mieszkania
funkcjonariuszka Ingrid pohukiwała w rogach
Sirirat Rattana
Rattana Sirirat
trzecią noc z rzędu śni mi się Papa Józef
mówi Elohim kocha świat
Elohim kocha świat synu
tylko nie ten
immigration
wieje i wstrząsa
fala garbi się i prostuje
zamykam drzwi
by nie wpadło złoto i srebro
Ali całuje dziewczynę
o szpiczastych uszach
idą w śniegu
chłopcy z końcówkami -ski
to finał miłości
i napisy z krwawą interpunkcją
most biegnie na drugą stronę
w zoo urodził się człowiek
i zapisał się na kartach historii
wieje i wstrząsa
zamykam drzwi
by nie wpadło złoto i srebro
żyję w duchu
któremu nadałem imię
ogrzewam dłonie w ogrodzie kwitnących hortensji
mieszkam w duchu
któremu nadałem sens
mówię do skrzynek na listy
Niech będzie pochwalony Jesus Christ
sierp księżyca tonie w ciałach żeńców
wyprawiam się do miasta i jestem w tym dobry
kłaniam się przemytnikom
i to się opłaca
kruchość
jestem przyzwoity
choć mam świadomość utraty całej swojej siły
nie powróci ona choćbym wydał majątek
sprowadził do miasta Justysię od zajebistych wierszy
jestem bohaterem
który za późno zdał sobie sprawę ze swego położenia
a położenie moje to kurs dryfujący na ostatniej krze
a położenie moje to fikcja i nagość z listkiem figowym
jestem kruchy i słaby
i nawet kurz ma wątpliwości czy usiąść w moim pobliżu
jestem kruchy i umarły gdy ślizgasz się po moim wierszu
jak dziecko które po chwili tonie pod lodem
i nawet gdybyś teraz przyszła dała klapsa albo zrobiła cięcie to nie obruszyłbym się i moje ego które ma także długie nogi i zgrabne pośladki przyjęłoby to z pokorą
pióro
delikatniejsze jest światło Luny
zrośnięta jest czerń w głębokim śnie
pszczoła leży na obrusie Cekin przyszedł pożyczyć pieniądze nie potrafię wymówić gałka muszkatołowa wrony lecą do Debreczyna
pobocza
droga parzy
tli się las
gwiazdy ostrzą szpice
wstaje czerwony świt
trzymamy się pobocza
patrzymy w puste przedziały
kupujemy najtańsze rzeczy
nie odkopujemy piłek skurwysynom
Wiersze z tomu Brat Karl, WBPiCAK, Poznań 2021