1. Esej 4094
Wiodę tak piękne Życie, w zgodzie z Tym, co jest, że otwiera się dla mnie każda droga. Nie wiem dlaczego Bogowie mnie faworyzują. Czasem wstydzę się dzielić tym z innymi, ponieważ mogą poczytywać to za zuchwałość. Patrzę wstecz – widzę wszystkich, których musiałem ominąć, bo nie chcieli już kochać, patrzę w przyszłość widzę tę doskonale wykrystalizowaną garstkę dostojnych, do których adresuję moje myśli, bo wiem, że można im zaufać. Patrzę na teraz i czuję, że było warto się starać, budować, burzyć, modlić, przezwyciężać niemoc, dostawać bęcki, słuchać mądrych a po kryjomu spotykać się z głupimi i kochać Świat. Warto było płakać, gdy była na to pora. Dziś moje łzy weszły już w krew. Całe Wszechstworzenie odeśmiało mi się radośnie ze wzajemnością przez bordowe sierpniowe światło.
2. Esej 934859i383
O czym chcielibyście poważnie mówić? Pytanie jest jeszcze istotniejsze – czym. Wyobraźmy sobie, że przez 1000 lat na każdy przejaw radości, twórczej nieodpowiedzialności, czy beztroski dostawaliśmy cios w brzuch. W takim stanie jest obecnie nasz zestaw słów i pojęć, skulony niczym posiniaczony pędrak w swoim „złotym środku” ze światłowstrętem niezdolny do wyrażania wyszukanych uczuć, prześlizguje się jakoś przez Życie i zwie to „etyką”.
3. Esej 499350
Najgłupszym gatunkiem człowieka wydają mi się ci, którzy zaniedbują Życie, by zmądrzeć czytaniem książek. Nabawiają się czegoś w rodzaju zatwardzenia myśli, co w konsekwencji prowadzi do bardzo niskich lotów twórczości, której jedyną zaletą jest, że wstrzymuje się od pochopnych opinii. Jakby podwiązywanie jąder miało ostatecznie rozwiązać kwestię archetypu macho. To rodzaj wyjątkowo złośliwego niewolnictwa, które rozochocone sukcesami „powstrzymywania silnych”, poczytuje sobie to wyhamowywanie jako obronę „cnoty”.
4. Gdy przykładałem lornetkę do podłogi
Widziałem przytłoczonych, którzy uważali się w takiej pozycji za najwrażliwszych.
Ich rozpacz jest kotliną tym głębszą, im głębsze są ich rany. To jest ich sposób na wieczne kopanie dołka.
Widziałem radosnych, którzy lekko to wszystko przyjmowali i ślad po nich zupełnie zaginął.
Zapomnieli skrzydełka doczepić do bucików Hermesowi i nie potrafili dojść do domu.
Stroskanych, którzy ręce do modlitw składali i to uczyniło ich najsilniejszymi.
Mieli świece przypominające dynamit i serca tak pęknięte, że robiły się z tego dwa niezależne serca,
i grały dwa ognie.
Widziałem niezłomnych, którzy w imię swojego Boga oswoili w sobie człowieka.
Nawet tych, którzy w imię Człowieka wywyższyli się ponad zwierzę, nawet go nie zjadłszy.
A gdy maksymalnie wydłużyłem lornetkę, zauważyłem robaka,
który wszedł pod samochód, mimo że cała kolonia czekała w owadzim gnieździe.
Nawet śmierć wydawała mi się jakaś maluteńka.
Dziwiłem się, co jest to za modlitwa, która odstrasza Świat.