Sztorm

zupełność snu
próżnia zegara
czas tortur

przy krzyżu
wierszy

błagam o śmierć
w meandrze
o zmartwychwstanie
w chwale
o życie w gośćcu

choroba
nieśmiertelności
zabija sestyny
upokarza średniówki
sonety wyrzuca
za brzeg

bo biel mi świadkiem
upodobałem sobie
czystość

bezwzględnej
włóczęgi
w sytości i niedosycie

zsyłka do
blasku świecy
wyrzuca
za siebie
wszelką stylistykę

bo poznałem
bo poznałem
bo poznałem

żeton
i ubóstwo


Utrwalony w wieczności

Podlegli
Nicości
Przełożeni
Prawdzie
Uznani
Żywiołem
Żywotem
Tlący
Umiemy
Żałować niedokonanego
I dumą juczyć przeszłość

Szczęśliwi
Nieszczęśni
Niczym
Wszystkiem

Piekło dzielimy
Na lepsze
I gorsze

Niebo
Na pełne i w nowiu

Drewniany
Rdzeń
Jak krzyż
Zapytuje
O spełnienie

U szczytu
Poziom
Morze, może?
Zaszliśmy za
Daleko
W histerii
Włości
Ojcowizny
Łona

Krępujący
Wyzwoleni

Konstruujemy
Zegar
Na miarę
Naszego
Trwania
W
Wieczności


XXII

Bombarduję
Wszechrzecz

Niczym innym
Jak
Słowem

Tu rodzi się
Unicestwienie
Pragnienie

Postępuje
jak Śpiew ptaka

Którego
Lot podniebny


Gdyż żyję

będę pracował
węglem i solą
czernią i bielą
constans i wahanie

umiejąc i nie umiejąc
rozdzielać i klejąc
ubój
z poczęciem
umawiając się i rozstając
z wierszem

pełnią z kobietą
nowiem z Bogiem
utratą
odnajdywanie

upór – męstwo
pędzel – płótno
dzieło –
kunszt
od
do

będę
nie będzie
wierzę
zawsze
to
utrzymam

żyję


Druga rola

Wynajęta przeszłość w hotelu łez, upojnie każe złe dyskusje dwojga.
Czym po nocy? Czym po śmierci? Czym głaz, którego milczenie
wiekuiste? A czym… donośny krzyk impresji? Mam w oku pełną
sztukę, umiem mówić, choć wolałbym nie. Umiem słuchać, choć to

występek przeciw duszy, umiem czuć, kiedy kamień wpada w wodę,
a błędem jest mówić, że świt i zachód następują po sobie. Pomimo
wytrwałej migracji spełniam obietnicę. Ktoś wnosi walizki na piętro
pożądania. Ulewnym dreszczem przeszywając ranę uczuć. Bo z kim

przyszłość – jeśli nie z tobą poezjo? Jeśli ci wiersz wybaczył, niech ci
Bóg wybaczy! Zanim wyjdziemy dług oplecie usta spragnione
kochania, kwiat z hebanu powstanie – poróżniając kolory, (krępując

szańce) – ach! jesienne sekundy dławią się skrócenie… Oprócz walca,
szerokości rzeki, długości równika – nieskończoności kosmosu, siły
młodości i miłości, dostojności kłamstwa i sytości prawdy
– dostaniesz: spełnienie.


Republika moich słów

zeświecczenie braw – laicyzacja słów
reformacja serc praworządność pustki
nad wyraz ochrzczonych semantyką
nut bowiem utulę teatrologię na potrzeby

wieczoru asymilujących się supernowych
treści prawica nad lewicą – lewica
zaspokojona totalitaryzmem boskiej chwały
otrzymany z urzędu choć to niepewne…

kiedy pewności masz kosz wytrawny
jabłek zerwanych cierń róż ociosanych
kulminacji momentów wybranych w pierwszej
turze reszta w wacie słów połykana sejsmicznie

(wybacz) pod stołem nasze dłonie splecione
demokracją Republika zagra słuszną cudów
stworzenia pieśń deklamacja lin lnianego napięcia
gwiazda spadnie – umartwiona niczym:

tu jestem w niebie


Don Kichote

dramat w trzech rumieńcach
epika lejąca się dwubiegunowo
poezja – transfuzji nagość
uniesiony bólem poddany jasyr
Świat przyszedł – mąci młynem


Z niczym do wszystkiego

Zbiegamy prawdzie
By dać świadectwo
Rękodziełu

Duchowi wszelkiej pełni
Nowie zatańczą z brwią
Uniesie się stygmat

Tykania zegara
Zaśpiewają turnie krzykiem zimy

Tulisz przetrwanie
Do ramienia posągu
Do gardła nieba
Zanim do przystani ud dojdę
Dopłynę wartą

W azyl sekundy wieczności
Bo upodobałem sobie wieczność
Choćby zamarły fale
Tutaj będzie sztorm pożądania
Tutaj będzie wyładowanie sensu
Tutaj udręczone piętno

Na piętrze jest kajuta
A w niej rym dokładny
Nie proszę o klamrę
Jedynie treść

Wystarczy
Dla świętych oczu
Jak my
Podlegli tylko boskiej chwale


W duchu świętym

państwo łez
sekunda niczyja
veto
ustających oddechów

azyl serc
umiejętność
i paraliż

dwie kolizje dziennie
półuśmiech
pół-zmartwienie
umiar
i przesyt

dostąpienie
kradzież

Jeruzalem trwania
Mekka daru

jestem synem ognia
w sercu
dawanie i branie
duszy

duszność
i pełna pierś
w odbiciu
tarczy księżyca

rozłam mój
rozum
bym zdołał
scalić

bym przeistoczył
znużenie w spoczynek

zaserwowanie
sumy
rezygnacja z prerogatyw

chęć
posiadania
Ciebie


Odkryj mnie w dynastii braw

kto między
kto zniesiony
kogo łza sława

komy list
komu wyrzut
komu ocieplenie

jak wyraz
jak oręż
jak powinszowanie

letarg
kupiony
zastawiony w barter

zmysł prawdy
urodzaj piękna
piętno grzechu

zdobyłem twe
rysy twarzy
ale kłamiesz ciałem

idealnym
wyuczonym
tlącym namiętność

kto spichlerzem
słów
a kto młynem

to wbrew woli
mego wiersza
to wbrew woli
mej duszy
to wbrew woli
boskiej chwały

ale cóż po
ludziach
czym śpiewak
dla ludzi?

poeta sensu
kaznodzieja prawa
polityk prawdy

mam w sobie
wszystkie zawody
nieba

choć pracuję
dorywczo
to uwielbiam
miłość

kiedy jestem
sam
całkiem
całką
całunem

cug literatury
nie pozwala
na stały związek
z kobietą

gdyż ta
tego nigdy
nie zrozumie


XXXII

pragnę zderzenia serc
o mocy tysiąclecia – komunii
dusz, spoistości ciał
uwolnienia koloru źrenic
dzieląc na dwa biel i czerwień

Maksymilian Tchoń – Wiersze
QR kod: Maksymilian Tchoń – Wiersze