Wiersz niepolityczny
Wtedy też był wiatr i dokładnie słyszałam ten furkot.
To furkotała wolność. Lotki z trudem przypominały sobie
życie sprzed klatki. To jeden z tych rzadkich momentów iluminacji,
które trwają krótko, ale na samo wspomnienie kręgosłup się prostuje.
[Czuliście kiedyś, że wyrosły wam skrzydła u ramion?
Kojarzy wam się to z czymś oprócz wyświechtanej metafory?
Mnie tak, co jednak nie ułatwia sytuacji, bo nie ma nic
bardziej stresującego niż świadomość, że innym niekoniecznie.]
Raz rozprostowany nie tak łatwo przygiąć, odbija.
Moje ulubione drzewo leszczyna, leszczyna.
Kinetyka
Jadę przez szare miasto,
energetyzując się Kraftwerkiem.
To działa. Bezbłędnie.
Miło pomyśleć, że jest coś,
co działa zawsze, choć wmawiali ci,
że perpetuum mobile nie istnieje.
Szyby są mokre i bure
burością powszechną i nudną.
W środku temperatura rośnie
z każdą radioaktywną nutą.
Tyka licznik, ale strach odszedł.
Myślę, że ci o tym opowiem,
a ty się ucieszysz.
Niebo jest szare, ale przecież
wiemy oboje, że naprawdę jest niebieskie.
Dzień w którym umarł Lou Reed
Iggy wciąż żyje w martwym samochodzie, chociaż inni
umierają bez opamiętania. Tak sobie postanowił i tego się trzyma.
Ani się wzdrygnie, kiedy obok samochodu przepływa wielka suszona ryba.
Nic nie jest w stanie go zdziwić. Nie takie rzeczy widział, czasem nawet
za nimi tęskni. Pogadali sobie kiedyś o nich z Tomem. Nie ma jak
czarno-biała rozmowa o kolorach. Pod jej wpływem blednie nawet
czupryna Toma.
Trzeba mu powietrza, więc otwiera okno, ale skąd miałby wiedzieć,
że wiatr nie idzie na żadne układy. Nie ma zamiaru zgrzecznieć,
wyje jak porzucony pies. Głos, który nie umie się wydobyć.
Walka o ramę podstępnie przeistacza się w walkę o ramy.
Lub ich brak. Iggy zaczyna się gubić, ale w końcu co za różnica?
Grunt, że wciąż ma siłę.
Chciałby posłuchać mandoliny, jest w nastroju sentymentalnym,
a tu tymczasem rozmowa przy obrusie w kratkę. Cóż za banał!
Więc wraca do wiatru, krzyczy: let’s scud! Ale wiatr nie potrzebuje
pasażera. Dmie, kędy chce. Mówi: bujaj się, Iggy, la la la la lalalala.
La la la la lalalala la la. Szaleństwo należy do mnie. Spauzuj.
Oko Wielkiego Brata
Nie bądź taki Fremen, mówi jeden kolega do drugiego
i nie wiemy, czy robi to z zazdrości czy przeciwnie –
martwi się o niego. Obaj mają błękitne oczy,
ale ten drugi chętnie nosi ciemne okulary.
Czy światło go razi nawet szarą zimą
czy chce uniknąć kontroli intensywności błękitu,
nie wiemy. Nie wiedzą też kontrolerzy, a bardzo by chcieli.
To ważne, odróżniać słowiańskie niezabudki
od internacjonalnej wolności.
Długotrwałe, gorące, bezdeszczowe lata
oraz pozbawione śniegu zimy
powodują uszczuplenie warstw wodonośnych –
wyjaśnia ekspert. Fremen
uśmiecha się i idzie szukać wody.
Bezsilność
Dookoła wielki wiatr
podnosi tumany kurzu, pleśni, noski klonu,
rozsiewa nasiona traw.
Szum.
W tle anarchicznie wtóruje Magg Zelma.
Ostry błękit kłuje w oczy.
Nieważne i nieważkie zmierza w tym samym kierunku.
Chce iść, nie dojść.