Spotka(nie)

Zatrzymała się na środku ulicy. Słońce świeciło jaskrawym oślepiającym światłem. Obok przeszedł człowiek w białym garniturze. Bardzo młody, opalony, smukły, wyglądał jak wycięty z kolorowego magazynu. Wpatrywała się w niego uporczywie. Karty kobiecych pism glamour często błyszczały na jej biurku.  Tylu pięknych mężczyzn prezentowało się w reklamach, ale żaden nie dorównywał temu tutaj. Przystojniak wszedł do baru. W pubie siadła przy nim naprzeciw baru z lustrzaną płytą. Barman wyszedł z cienia.

– Co podać, madame?

Odwróciła się w kierunku mężczyzny w białym garniturze. Obok nie było nikogo. Zobaczyła tylko dym sączący się z popielniczki stojącej blisko.

– Pani pali dwa papierosy naraz. Czy coś się stało?

– A ten mężczyzna, który tu był? Widział pan, w którą stronę poszedł?

– Jaki mężczyzna? – Kelner popatrzył na nią zdziwiony. – Od godziny nie ma tu nikogo oprócz pani.

– Ten przystojny przed chwilą.

– O tej porze jest tu przeważnie pusto. Szef musi zadbać o lepszą reklamę.

Wstała od stołu smutna i zniechęcona.

– Nie przejmuj się nim kochanie.

Mężczyzna w białym garniturze objął ją ramieniem. Jego głos brzmiał głucho na pustym przystanku.


Zdarzenie  

Tego dnia Kaśka wraca z pracy zmęczona. Nagle rozlega się wrzask.

– Przez ciebie zgubiłem piękny kasztan! – płacze chłopczyk w autobusie, pokazując w kierunku matki.  Nie przestaje. Pewnie był to jego talizman.

– Zgubiłem kasztan!!! Taki był piękny!!! – szlocha.

Kaśka współczuję mu i, ponieważ bardzo hałasuje, przyciąga ciągle jej uwagę. Ośmiolatek w kolorowych okularkach widocznie po raz pierwszy doświadczył straty. Płacze na cały głos. Drze się przejmująco.

– Mój kasztan! Nie znajdę już nigdzie takiego kasztana!!!

Matka milczy.

– Tam przy nas nie ma takiego kasztanowca! – jego krzyk wypełnia autobus.

Matka nie reaguje, nie pociesza. Wrzask rozsadza pojazd.

– Wszystko przez ciebie!!! – łka chłopiec.

– Przez ciebie! – krzyczy w kierunku matki.

Mija minut dziesięć , dwadzieścia, dziecko ciągle głośno płacze. Ludzie udają, że nic nie widzą. Dziwne, ale matka chłopca nadal nie reaguje.

– Mój kasztan!!! Kasztan! – chlipie malec. Znowu coraz głośniej i głośniej.

– A taki był piękny! – spogląda w stronę matki. Ona milczy…

– Nie będzie już nigdzie takiego! …

Nagle słychać szum. Litościwe jaskółki niosą w dziobach kasztan. Płaczący chłopiec rozmywa się w deszczu, znika. Sprawdzał tylko dobroć ludzkich serc. Znalazł ją u ptaków.

W autobusie zapada cisza.


Inferno-bal

Znane aktorki i celebrytki Małgorzata D. i Sara K. zatrzymane zostały dziś w nocy przed butikiem słynnego projektanta Kamila C. Kobiety znajdowały się w stanie nieokreślonej bliżej euforii, spowodowanej najprawdopodobniej środkami odurzającymi. Zdemolowały butik i jego otoczenie. Wyklucza się raczej działanie osób trzecich. Sprawę bada policja.

                                                                       ***

Sklep bławatny był w tym miejscu już przed wojną. Odgłosy placu targowego zagłuszały rozmowę Gośki i Sary. Wybrały się po granatową koronkę i ozdoby do sukni szytej przez Sarę. Chciały również pomyszkować w starych ciuchach, które również znajdowały się w tym sklepie. Styl vintage był  dla nich jak objawienie. Uwielbiały  starzyznę, gdzie ubrania miały swoje życie. Sklep bławatny przeważnie był pusty o tej porze. Tym razem  również za ladą nie było nikogo.

– Zanim coś wybierzemy, ktoś się na pewno pojawi – niezrażona Sara rozpoczęła poszukiwanie koronki. Gośka zaczęła przeglądać stare suknie balowe wiszące na wieszakach obok swetrów i eleganckich garniturów.

–  Małgorzato! – ktoś dotknął pleców Gośki.

– Nie wygłupiaj się – Gośka zerknęła zza ramienia i zobaczyła Sarę nadal pochyloną nad tkaninami w drugim pomieszczeniu. Zdziwiona, skąd ekspedientka zna jej imię, zaraz przekonała się o swej omyłce. Przed nią stała Sara ubrana w starą suknię balową, która przed chwilą wisiała na wieszakach. Gośka nie zauważyła, że wcześniej nie były same. Z kątów zaczęli wyłaniać się ludzie ubrani w rzeczy, które przed chwilą podziwiała. Mężczyźni  w eleganckich garniturach, odaliski w złotych szarawarach i kobiety w starych sukniach balowych. Wszyscy tworzyli spory tłumek, szemrzący zachęcająco, jak przed jakimś ważnym wydarzeniem.

– Małgorzato! Pozwól, że będziemy cię tak nazywać. Te współczesne wersje imion…

Gośka nie czuła zdziwienia, bardziej zastanawiało ją to, że ubrania są jakby zrośnięte z ludźmi, którzy poruszali się, zupełnie nie czując swojego ciężaru.

– To ta niespodzianka o której mówiłaś? – niezrażona Gośka zwróciła się do Sary. – Wymyśliłaś taki happening na moje urodziny? Wystrojony tłumek zaczął zstępować na niższy podest sali, tam było więcej ludzi w smokingach i strojach wieczorowych.

– Super! – Małgorzata z uznaniem zwróciła się w stronę przyjaciółki. Sara milczała.

– Za kilka minut rozpoczyna się przedstawienie Fausta – ludzie rozmawiali między sobą. Wesołość Gośki zaczynało zastępować lekkie zdziwienie.

– Nie mogłaś nic innego wymyślić? Sara stała milcząc. Zauważyła czekającego na Małgorzatę Krzysia. Ruchem głowy wskazała przyjaciółce, gdzie się ma obrócić. Kryształowy żyrandol rozbłysnął tysiącem świateł.

– Prosimy państwa, koniec przerwy – mężczyzna we fraku szerokim gestem zaprosił wszystkich do sali teatralnej. Małgorzata przywitała się z Krzysiem i rozejrzawszy się, stwierdziła, że tych wszystkich ludzi gdzieś już wcześniej widziała. Idąc przez ogromne foyer i wchodząc na widownię słyszała strzępki dialogów.

– Tak więc niebyt styka się z bytem, czy jest tylko jego cieniem? – pytała Jadwiga Bies Jiziego Lewiatana.

– Ależ jesteś kochliwa. Który to tym razem, bo już się pogubiłam? – droczyła się Świrdryga z Midrygą

– Tu w piekle wszyscy kradną… – wyjaśniała Leokadii Strzydze Marysia Chytroś.

–  Ja naprawdę dokończę tę książkę…  – Pawełek Gnuśniak po raz tysięczny obiecywał Lucynie Fer.

– Jestem prawdziwą hrabiną, spoliczkuję cię nicianą rękawiczką, jak będziesz wątpił… – przekonywała Peggy Rokitka barona Chysia Boruję.

Jan Łęczycki przechadzał się ze swoim wielkim brzuchem i dostojnym podbródkiem w oczekiwaniu czegoś niezwykłego. Niechciej Fruwasiński przytupywał niecierpliwie kurzą nóżką, a Komandor spacerował pod ramię z Don Juanem. Za nimi objęci podążali pies Haras von Zertenhofen i dziwka cmentarna Buba, która dawniej była porządnym kotem, ale niedawno polubiła najstarszą profesję świata. Woźna teatralna Czesnokowa poganiała wszystkich dużą miotłą, na której fruwała po godzinach.

– Ruszać się! Ruszać! Zaczynamy!

Rozchyliła się ciężka bordowa kurtyna. Za nią Małgorzata ujrzała wierną kopię widowni. Poustawiane w rzędy stare krzesła zajmowali najlepsi aktorzy. Ich oblicza miały zadowolony wyraz. Ani cienia buntu.

– A teraz my będziemy oglądać was – gromkim głosem obwieścił Faust.

Niechciej Fruwasiński z resztą werwy zaczął huśtać się na żyrandolu, żeby zamaskować rosnący na widowni popłoch.

– To co będziemy grać? – próbowała ratować sytuację Sara. Asmodeusz przekazał jej rolę suflerki.

–  Życie Małgorzaty – podpowiedziała skwapliwie lokalna wiedźma Midryga.

– Gdzie ona jest, gdzie jest?!!! – panika na widowni zaczynała przeradzać się w agresję. Gośka schowała się pod teatralny fotel.

– Nie szkodzi, to pani ją zagra – podpowiedział Midrydze Asmodeusz. – Chysiu, zajmij się aktorami, zaczynają się nudzić.

Chyś Boruja zaczął podawać napoje chłodzące i szampana na scenie, żeby tylko dogodzić aktorom.

– Nie może tak być – zaczęła robić raban wiedźma Świrdryga. – To ja miałam zagrać Małgorzatę. – Zwołuję sabat czarownic!

– Teraz?!!! – złapał się za głowę Asmodeusz. – Przecież zaraz trzeba zaczynać spektakl.

– U nas tak zawsze! – złośliwie skomentował Jan Łęczycki.

Małgorzata z przerażeniem zauważyła, że nie mieści się pod fotelem. Zaczęła pęcznieć od wszechogarniającej atmosfery złości. Ukazała się obok Krzysia z przepraszającym uśmiechem.

– A! Tu byłaś, martwiłem się już o ciebie. Ty wiesz, co się tutaj dzieje?

Małgorzata poczuła, że dalej pęcznieje, kopyta rozpychają jej szpilki, z  głowy  wyrastają diabelskie rogi.

– Zawsze mówiłem, że masz coś w sobie – zauważył Krzyś, ściskając rękę diabła.

– Ludzie, należy ratować sytuację. Robimy wielki bal. To wymarzona sytuacja teatralna. Wciągamy aktorów w spektakl! Inaczej nic nie zagramy! – Jizi Lewiatan miał zdolności przywódcze i przekonał rozbrykane towarzystwo.

Jako pierwszy ruszył w tan z Midrygą.

– Jaki piękny Faust! Wymarzony – westchnęła Marysia Chytroś.

– To ja powinnam z nim tańczyć – złościła się Świrdryga.

– Ludzie, ale jaki bal?!!! Piekło jest niewypłacalne! – ostrzegał Chyś Boruja.

– Nie szkodzi, pomogę wam. Wyreżyseruję za darmo – wykrzyknął Asmodeusz. – Pawełek Gnuśniak i jego sobowtór zagrają na scenie lustro!

Pawełek i jego odbicie zaczęli powtarzać jak zacięty gramofon:

– Nie bądź taka agresywna Peggy! Nie bądź taka agresywna Peggy!

Ustawili się przodem do siebie i zaczęli naśladować swoje ruchy jak w odbiciu lustrzanym.

– Leokadio! Teraz rola dla ciebie – Asmodeusz szepnął coś Strzydze do ucha. Modna zmora zaczęła robić wszystkim piekielne fryzury, koki bez względu na płeć. Łysiejącym mężczyznom podopinała treski.

– A teraz próba wycia przed nocą Walpurgii!

Wszyscy na widowni wypluli z siebie taki stek dysonansowych dźwięków, że zapanował zupełny chaos. Prawdziwi aktorzy, którzy chcieli się tylko trochę pobawić kosztem widzów, zaczęli być naprawdę przerażeni. Chcieli cichcem opuścić scenę, ale tylko pierwszym się udało. Następni zostali włączeni w spektakl, który teraz stał się wszechogarniający. Mający dość wycia diabeł wydał z siebie prawdziwy piekielny wrzask, który zatrząsł posadami teatru. Gnuśniak i jego sobowtór  dostali od tego chyba prawdziwego kręćka, bo zaczęli kręcić się wokół własnej osi. Straszliwy powiew powietrza rozwichrzył wszystkim fryzury. Strzygę ogarnęła straszliwa wściekłość, ale zaraz zastygła, a głos uwiązł jej w gardle.

– Zrobić przegląd wszystkich sal teatralnych! – zarządził gromkim głosem diabeł. – Przesłuchać pozostałych aktorów, czy nie zachowali w sobie resztek dobra! Chysia Boruję na tortury! Zanosił im napoje! Wszyscy odmaszerować na wyższy etap nieistnienia. Przygotować się do unicestwienia.

Nagle ucichło, wszyscy zamarli w przerażeniu.

– Najpierw pary – komenderował diabeł. – Świrdryga z Midrygą. Ciebie nie znam Chytroś, nie przyznaję się do ciebie, damy cię na mielone sznycle. Don Juan z Komandorem pójdziecie w średni niebyt.

Peggy Rokitka w popłochu przeszukiwała zawartość kieszeni w poszukiwaniu przeciwdiabelskiego talizmanu. Wyjęła kilka kartek, które wyrwał jej z ręki silny jak wicher oddech potwora. Tymczasem gehenna trwała dalej. Haras von Zertenhoffen, piekielny pies Gnuśniaka i kot Buba usiedli na ramionach diabła, który chciał już wydać z siebie ostateczny wrzask, mający unicestwić teatr i … Na szczęście woźna teatralna Czesnokowa w ostatniej chwili podsunęła potworowi  maleńką myszkę, przez którą diabeł zaczął się dławić i dusić. Nad nim uniosły się  kłęby dymu i pary.

– Ktoś tu jeszcze pali? Mówiłem państwu, ze na próbach zabraniamy palenia. – Sympatyczny głos Janka  Asmodeusza przywrócił nas do porządku. Próba trwała dalej.

Suknia z granatową koronką uszyta przez Sarę zagrała w przedstawieniu Fausta. Spektakl zdobył pierwszą nagrodę na Konfrontacjach Teatralnych. Małgorzata reżyseruje teraz Bułhakowa, ale Sara nie będzie już dla niej szyła. Podobno diabelnie się pokłóciły o piekielnie przystojnego Janka Asmodeusza.

Małgorzata Kulisiewicz – Trzy opowiadania
QR kod: Małgorzata Kulisiewicz – Trzy opowiadania