Dostaje od życia jedynie resztki po sutym posiłku innych, jak na flamandzkim obrazie: niedopite wino w kryształowym kieliszku, suche skórki owoców i okruchy chleba. Obserwuje przez okno ludzi. Mężczyzna z bukietem żonkili biegnie na tramwaj. Zdążył. Zastanawia się, dla kogo są te kwiaty. Młoda kobieta prowadzi wózek w kierunku parku. Dziecko wydziera się wniebogłosy. Zazielenione drzewa odmieniły to szare miasto, nastał nowy sezon. Nie dla niej. Ma wrażenie, że oddycha substytutem tlenu, który nie dostarcza energii.

Zasuwa z brzękiem zasłonę i wyciąga tableta. Facebook pokazuje jej, co robiła dokładnie rok temu, dwa, cztery, osiem lat. Zaczyna ścierać przeszłość, dzień za dniem. Usuń, na pewno, tak, potwierdza. Entuzjastyczne posty o przeprowadzkach, wyjazdach po lepsze życie, kolejnych studiach i kursach wywołują ból w klatce piersiowej, tuż za mostkiem. Wymazując je teraz, odczuwa satysfakcję. Chcę zapomnieć powroty na tarczy, bezużyteczne dyplomy. Zetrzeć ten groteskowy korowód nieudanych inwestycji, paradę złudnych nadziei, nietrafionych pomysłów.

Ostatnia przegrana była spektakularna. Wszystko, na co ciężko pracowała, tamten wielki plan obrócił się w pył. Na myśl o tym jej serce bije nieregularnie, nie może złapać powietrza. Odkłada tableta i wpatruje się w ścianę. Nie ma siły wstać, przejść się. Nieważne, która godzina, jaki dzień. To zbędne informacje, woli nie zaprzątać sobie nimi głowy. Zeszły rok stapia się ze swoimi poprzednikami, trudno je rozróżnić. Padają po kolei, jak domino, zmieniając się w bezładną stertę. Chwile, gdy tkwi unieruchomiona, bo nie ma sensu podnosić się po kolejnym upadku, układają się w puste długie godziny, stracone miesiące. Zresztą, nowa inicjatywa znowu zakończyłaby się klęską. Mimo początkowej radości, odetchnięciu pełną piersią, sprawy potoczyłyby się według dobrze znanego scenariusza. Po co więc się łudzić, po co zaczynać? Od czasu tamtego gigantycznego fiaska poddała się, zamknęła, prawie nie wychodzi z domu. Boi się czegokolwiek dotknąć, żeby nie wyleciało jej z rąk i nie rozbiło niczym krucha porcelanowa filiżanka. Porusza się bezszelestnie, ostrożnie stawiając kroki, byle tylko nie zapadła się pod nią ziemia.

W pewnym momencie jej wzrok przyciąga przypięta do przeładowanej tablicy korkowej pocztówka z Tallinna, którą niedawno przysłała jej Agnieszka, panorama z rynkiem na pierwszym planie. W głębi widać wieże fortyfikacji. Na horyzoncie, nad szpikulcami kościołów oraz kopułami soboru, rozwinięte są jasne smugi chmur. Otwiera się jakaś furtka. Przypomina sobie podróż, ostatnią eskapadę przed osiedleniem się tutaj – na ziemi obiecanej, a jednak nieurodzajnej.

Zaciska powieki, oszołomiona strumieniem obrazów. Po wylądowaniu w Atenach wyrusza pociągiem do Trikali, później musi pokonać jeszcze kawałek autobusem. Długa przeprawa zostaje wynagrodzona, nareszcie dostrzega je z okna: strzeliste piaskowo-szare skały. Meteory. Zawisłe w powietrzu, surowe i dostojne, z jakimś cudem wybudowanymi na ich szczycie klasztorami, blisko boga. Wspina się po rozżarzonej kręconej drodze, by zobaczyć jeden z nich. Mimo nadejścia jesieni za dnia nadal jest gorąco. Marzy o cieniu, ale wokół jedynie sucha trawa, gdzieniegdzie rośnie wątłe drzewko oliwne. Następnego ranka pogoda się zmienia, ciemne słupy wyrastają z mlecznobiałej gęstej mgły. Kuszetkę w pociągu do Stambułu dzieli z Amerykanką w średnim wieku. Wybudzone na kontrolę graniczną, dość długo czekają w nocnym chłodzie. Płynie promem do Azji. Wzdłuż brzegu ciągną się identyczne budynki. Prostokątne bryły o małych oknach przypominają plastry miodu. Nagle z różnych stron miasta rozchodzą się nawoływania muezinów. Leci do zajętej przez Turcję części Nikozji. Stolicę podzielono w dziwaczny sposób, z prowizorycznym przejściem na europejską stronę przy katedrze zamienionej w meczet. Na południu wyspy wciąż jest lato. Plażę otaczają bazaltowe głazy. Schodzi ze skał jak po schodach i zanurza się w orzeźwiającym morzu. Promienie słońca przecinają wodę marmurkowym wzorem, kiedy nurkuje pośród drobnych ryb. Jej tętno stabilizuje się, a oddech uspokaja.

Otwiera oczy. Kolejny raz spogląda na niepozorną pocztówkę. Wstaje. Podchodzi do szafy. Wyciąga z niej walizkę i zaczyna się pospiesznie pakować.

Milena Orłowska – Pocztówka
QR kod: Milena Orłowska – Pocztówka