Ławka

zwykle obok was nie ma miejsca dla mnie
wmawiają że taka pogoda i że trzeba kupić buty
nowy płaszcz byleby wracać jak przyzwoity człowiek
bo prawdziwe człowieczeństwo można podobno kupić
w każdej sieciówce

żeby wracać byleby do punktu A zrobić pętlę
na szyję wrócić na obiad do własnego łóżka
a mnie mogłoby po prostu nieść przed siebie

za oknem piątek więcej chłopaków na ławce
więcej puszek dymu w płucach jakby mogło
rozsadziłoby od środka
wysypałoby żarem po chodniku

jeden radiowóz pod klatką pies patrol
chłopaki kochają naszego papieża matkę

deszcz


Sierść

Cały dzień o śmierci
Koty łaziły za nami z drzewami w brzuchach
dopytywałaś czy mogą im tam wyrosnąć kwiaty
Bele z plastikowym sznurkiem na polu rozplątał powiew wiatru
to tu sarny przewracały się na boki a sznur robił za lwa
ściągającego pazurami do ziemi
Wieczorem z całej wsi schodziły się psy

Na końcu języka miałam pytanie
czy wiesz jak wygląda sierść wytarta do żywego mięsa


Woda

podobno dzieci powstają z wody
a mnie ciągnie do rwącej rzeki daleko od domu
żeby wszystkie w sobie potopić
lub spalić jak stara Grobelska
i wtedy wsiadam do indiańskiej łodzi
w której dziadkowie trzymali ciepłe mięso

z roku na rok staję się kawałkiem ciepłego mięsa
przekładanym z ust do ust

świniobicia nigdy nie widziałam
jedynie przeraźliwy kwik wiadro na krew
i indiańską łódź w której stygło mięso

Liście łopianów

dla K.

nasze czarne krawędzie na chwilę się stykają
na chwilę kiełkuje światło
zmieniając sieć naczyń krwionośnych w powoje
żebra chowają się pod liście łopianów
nieuważnie strącasz rosę i brud
(więcej nieumyślnego brudu dziś nie zniosę)
mówisz że ciemny kolor jest najczystszy
dla mnie najbezpieczniejszą pozycją jest ukrycie

w cieniu gdzie rosnę w imię twoje


Góra

najgorsze są poranki kładę się na brzuchu
żeby wpełznąć do twojego łóżka jak robak
budzisz się za każdym razem pytając znowu tu jesteś?

moja noc była za długa i zbyt ciemna
twoje łóżko jest za krótkie i ciepłe

dzielisz się kołdrą chwytasz za rozpaloną głowę
przytrzymujesz za każdym razem wypowiadając to samo
zaklęcie teraz cię nie puszczę teraz cię nie puszczę
jesteśmy razem na najwyższej z gór
przepraszam że cię wybudziłam ze snu
spadający podobno zadaje najdotkliwsze rany
albo ten kot ześlizgujący się pod lód na rzece
pamiętasz jak podrapał ci ręce?
tyle razy uczyłam ażeby nie podchodzić do wody
nie zakłócać spokoju umierania

moja noc była za długa i zbyt ciemna
twoje łóżko jest za krótkie i ciepłe córeczko

Marta Stępniak – Pięć wierszy
QR kod: Marta Stępniak – Pięć wierszy