66. Ósemka z Nowego Jorku

Facet, który kupił świat, jest spłukany.
Jaki jest sens takiego frajerstwa?
Ubiera kiereję i wychodzi w zmierzch,
neony i witryny grają ziggi zig, szarzeje.
Zwykł mieszkać w takich zmierzchach,
za matowym szkłem. Teraz trochę się poci,
ma trochę gorączkę. Pora kolacji, czas
rośnie, rośnie las wieżowców.

Są tacy, co zapadają w drzemkę,
są tacy, którzy nie potrafią czekać.
Jeśli jest nicość, być i nadmiar.
Gdzieś krąży tłum i słyszy już ich kroki.
Wciąż o jedną ulicę przed nimi,
jak wówczas, kiedy zabrał manele
z hotelu i chodził po mieście tak długo,
aż jego ciuchy zamieniły się w sól.


76.

Facet, który właśnie kupił świat idzie
teraz Trzydziestą Siódmą ulicą. Nikt
nie wie, że transakcja się dokonała
i giełdy notują wciąż niewielki wzrost,
ha ha ha. Tymczasem on przystaje
w tłumie na środku skrzyżowania i daje
się potrącać. Trąbią żółte taksówki,
kierowcy krzyczą w dwunastu narzeczach,

a on patrzy w górę, wysoko, tam, gdzie
świrują chmury i rozbełtany szary przechodzi
już w żółć. Jest wiek dwudziesty pierwszy,
mówią, że pieniądze i polityka, mówią, że płeć
i rasa. Wieżowce dźgają niebo i ich wielkie
paluchy szturchają obłoki. Gwiżdżą policaje,
trąbią samochody. I taki piękny koncert
w środku miasta, słyszysz? Jesteś tam?

Tomasz Różycki – Dwa wiersze nowojorskie
QR kod: Tomasz Różycki – Dwa wiersze nowojorskie