Nuda, kogel-mogel i „Bezludna wyspa”

 (dziesięć prostych pytań do Filipa Zawady)

Krzysztof Śliwka: Filip Zawada, człowiek orkiestra. Fotografuje, gra, pisze, uczy, a nawet robi masaże misami tybetańskimi. Nie masz poczucia, że niepotrzebnie rozpraszasz energię?

Filip Zawada: To zależy, kto ile ma energii. Ja mam tyle, że nie specjalnie czuję, że cokolwiek mi się rozprasza. Po za tym prawda we wszystkich twórczych zawodach na tym polega. Pracownik komputerowy pisze program dla rządu i dla sklepu spożywczego. Ja robiąc różne rzeczy nie nudzę się, a ponieważ znam się już ze sobą 36 lat, to wiem, czego nie lubię. Nudy, kogla-mogla i programu „Bezludna wyspa” nie lubię.

„Drewniane gody” za tobą… za wami (nie sposób samemu obchodzić ten zacny jubileusz, stąd ukłon w stronę Kaśki). Czy jesteś w stanie przewidzieć, w jakim kierunku ewoluuje twoja fotografia? Jak będą wyglądały „cynowe gody”? Że nie wspomnę o „diamentowych”.

Nie mam pojęcia i niespecjalnie się nad tym zastanawiam, bo gdybym już teraz o tym myślał, to bym nie zauważał tego, co dzieje się w tym momencie, a to jest najważniejsze dla fotografii. I może nie tylko dla fotografii, ale dla normalnego życia.

Spodziewałem się takiej odpowiedzi. W takim razie zapytam inaczej. Czy fotografia podzieli los poezji, z którą definitywnie zerwałeś jakiś czas temu? Czy jest jeszcze coś, co daje ci mentalne samozadowolenie i w najbliższym czasie może zastąpić aparat fotograficzny?

Z masy rzeczy jestem zadowolony. Nie wiem czy zastąpię aparat czymś innym. Robienie kilku rzeczy ma też taką zaletę, że można na inne spojrzeć z dystansem, który moim zdaniem jest konieczny przy takiej pracy. Na razie nie planuje żadnych zmian.

Rejestracja codzienności, jej ulotności w obliczu narodzin i śmierci. Odpryski rzeczywistości i cywilizacyjny śmietnik ujęty w ramy totalnej zwyczajności. Małżeńskie wzloty i upadki – to pierwsze myśli, jakie pojawiają się w mojej głowi po oglądnięciu twojego albumu. Co właściwie leżało u podstaw powstawania tego projektu?

Właściwie nic. I nic jest doskonałym słowem, bo chyba najlepiej określa życie. Dla wielu też mogłoby się wydawać, że to słowo ma wydźwięk negatywny, ale dla mnie tak nie jest. Ma ono wydźwięk normalny i taki też miał być ten album.

Czy skupienie się na detalach najmniejszej komórki społecznej jest celowym zabiegiem zerwania z konsumenckim modelem świata „w obliczu bezwstydnego cynizmu globalnego porządku” jak twierdzi Slavoj Žižek?

Niektórzy zajmują się konsumenckim modelem świata. Ja zajmuje się tym, że fotografuje to, co mam najbliżej siebie. Być może to wygodne i taką wygodę polecam, np. fotografom, którzy marzą o tym, żeby pojechać na wojnę i zrobić karierę jako światowej sławy fotoreporter. Proponuje żeby najpierw posiedzieli przez 3 lata w domu i robili zdjęcia na 40 m kwadratowych, w jednej piaskownicy i kawałku parku, który powoli zamienia się w blokowisko. Jak to przeżyją, to mogą jechać już gdziekolwiek. Na pewno sobie poradzą.

Twierdzisz, że fotografia jest czytaniem i pisaniem równocześnie. Mógłbyś rozwinąć tę myśl?

Tak to jest ułożone, że są języki, które często nadają się do pewnych rzeczy bardziej. Fotografia też do takich należy. I jest na tyle wygodna, że gdyby była wykorzystywana w szkole, to oprócz czytania „Janko muzykanta” od razu można by napisać kolejną nowelę.

Na twoim blogu (http://www.filipitoito.com/blog/) można znaleźć więcej takich mądrości. Oto jedna z nich: najlepsze myśli pojawiają się w ostatniej chwili. Najlepsze zdjęcia pojawiają się w ostatniej chwili. Myśli są wolniejsze od fotografowania, dlatego czasami warto jest coś przemyśleć patrząc na zdjęcia. Jak to się przekłada na praktykę w twoim przypadku?

Mam w swoim dorobku sporo zdjęć, których nie zrobiłem i dzięki temu nie mogę do pewnych rzeczy powrócić i ich uporządkować. Tak jest np. z moim dziadkiem, któremu nigdy nie zrobiłem żadnego zdjęcia i teraz tego przedmiotu bardzo mi brakuje, a pewnie w wielu rzeczach mógłby mi pomóc.

Dla Rolanda Barthesa fotografia jest nową formą halucynacji: fałszywą na poziomie postrzegania, prawdziwą na poziomie czasu. Halucynacją umiarkowaną, w pewnym sensie skromną, podzieloną (z jednej strony „nie ma tego tutaj”, z drugiej „ale to naprawdę było”). Jak sobie radzisz z tym swoistym „rozdwojeniem jaźni”?

Przyjemnie jest pożyć w halucynacji przez np. 1/30 sek. W sumie, jak w słoneczny dzień uzbiera się kilka fotografii, to można nawet dobrnąć do 1 sek. halucynacji dziennie. Dla mnie najistotniejszą halucynacją jest ten czas, w którym czekam na zrobienie zdjęcia, a co się dzieje z tym wszystkim później, to nie do końca zależy ode mnie.

Jesteś introwertykiem. Na świat patrzysz przez wąską szczelinę (mówiąc precyzyjniej, przez oko obiektywu). Jaki jest twój przepis na obywatelskie nieposłuszeństwo?

Jakoś nigdy nie traktowałem siebie jako obywatela. Być nieposłusznym jest dzisiaj bardzo łatwo, bo wystarczy robić to, co uważa się za stosowne…

W takim razie jesteś za, czy przeciw?

I to i to.

Nuda, kogel-mogel i „Bezludna wyspa”
QR kod: Nuda, kogel-mogel i „Bezludna wyspa”