Realizm

Przestał chodzić do kościoła i kładzie się spać w skarpetkach. Najwyżej
pół godziny wytrzyma przy zapalonym świetle. Potem gasi lampę,
odkłada książkę i zdejmuje okulary. Właśnie w takiej kolejności.

Wieczorem przypomina sobie zwoje waty szklanej, które nosił
bez rękawic ochronnych, gdy jesienią pod koniec lat 80 proboszcz
postanowił ocieplić salkę katechetyczną.

W takie wieczory jak ten czeka, aż ktoś znów zadzwoni lub zapuka,
choć sam stara się nawet nie spłukiwać wody w toalecie, by nie obudzić
śpiącej za ścianą matki.


Stodoła

Deski, z których zbudowano stodołę, poczerniały od słońca.
Na pękające ściany wspina się powój, prowadząc fale pokrzyw
i ostów.

Wewnątrz maszyny, niezręczne mechanizmy, którym odebrano już
wsparcie techniczne. Wiadro, na dnie wiadra koszula, węzeł sztywny
od smaru i potu, rigor mortis.

Od stodoły oddziela mnie stos okiennych ram i zardzewiały gołębnik
tonący w wysokiej trawie. Wokół nas coraz młodsze kurhany
wyłożone blokami styropianu.

Gdy podchodzę i dotykam ściany szorstkiej jak dłoń ojca
zapamiętana dłonią dziecka prowadzonego na cmentarz,
czuję ciepło.

Nawet w październikowym deszczu drewno jest wciąż suche.


Cena

Amerykański poeta Ted Kooser napisał wiersz,
którego bohaterka nie decyduje się kupić jego książki,
gdyż za te same pieniądze mogłaby oddać płaszcz do czyszczenia.

Zdumiewające, że zarówno za Oceanem jak i w Polsce
pralnia chemiczna i tomik wierszy kosztują tyle samo.

Potknąłem się o tę myśl, gdy potencjalny wydawca
wspomniał o szukaniu dofinansowania do mojej książki.

Za takie pieniądze mógłbym wyprawić córce komunię
lub mieć otynkowany front domu.


Żaden Szwed

Jeżeli istnieje równoległa rzeczywistość,
w której polska firma meblarska podbija skandynawski rynek,
to być może również moje książki znajdą się w końcu na półkach
w dziale z regałami i biblioteczkami?

Mój debiutancki arkusz poetycki, powieść fantastyczno-naukowa,
jej wydana w alternatywnym świecie kontynuacja, nieudany kryminał.
Niesprzedane (co akurat zgadza się z obowiązującą wersją zdarzeń),
wysłane za morze, by być tanią i wiarygodną dekoracją.

Tak by żaden Szwed nie rozsiadł się na kanapie w dziale wyposażenia salonu
i nie zaczął czytać o moim pełnym syczących głosek dzieciństwie.

Żaden Szwed.
Żaden Polak.


Do czytelnika

Wyglądamy jak para starych heteroseksualistów. Szlafroczki frotte, gumowe
klapki, porównywalne indeksy masy ciała. Wiemy, czego się po sobie spodziewać.
Czekamy na zmianę, ale trener nie puszcza nas z ławki. Niech inni obtłukują
pordzewiałą bramkę do gry w piłkę wodną.

Najwięcej i tak dzieje się pod wodą. Tam znaleźli nasze stare wiersze, wnioski
o stypendia i propozycje wydawnicze. To w końcu sport kontaktowy.
My za to nie umiemy myśleć projektowo. Nie mamy strategii, w pojedynkę
jesteśmy silniejsi niż w zespole, kochaniutki.


Wczorajszy wieczór

– Tom, what were you doing yesterday?
– I was writing a poem.

Mamy odczyn po ukąszeniu Imperium Otomańskim. Mamy
ślady zębów pod warstwą lnu, skóry i mięsa. Naprawdę głęboko.
Sto określeń wilgoci i soli.

Przetłumaczyłem te zdania mojej lektorce języka angielskiego,
a ona wszystko zrozumiała i nic nie zginęło po drodze.
Czy jest to więc poezja, skoro niczego nie zgubiłem na poboczu?

Nie przytrzasnąłem drzwiami pasów bezpieczeństwa.
Nie zostawiłem na dachu samochodu kubka z kawą
i kompletu kluczy. Dowiozłem nas cało, wierszu.


Dwa szczęścia

Do zakładu fryzjerskiego wchodzi mężczyzna. Widzę go w lustrze,
ponad ramieniem. Mój fryzjer odwraca się, słysząc pytanie,
w którym drży wschodni akcent.
-Czy mógłby mnie pan ogolić?
-Nie, my tutaj nie możemy golić. Nie wolno nam brzytwą.
Tamten kiwnął głową ze zrozumieniem i wyszedł.

Pomyślałem o moim szczęściu. Mam dom, w domu łazienkę,
w której mógłbym się spokojnie ogolić. Nie żebym to często robił,
ale mógłbym.

Pomyślałem też o szczęściu tamtego człowieka. A więc istnieją kraje,
gdzie fryzjerzy wystawiają fotele na ulice, rozpinają nad nimi parasole,
golą i strzygą, a gorący wiatr zmiata włosy do pełnego śmieci rynsztoka.

Właśnie do takiego kraju pojechał na wakacje mój fryzjer, zrobił zdjęcie
i powiesił obok lustra, z którego zniknął tamten nieogolony
niezdający sobie sprawy ze swojego szczęścia w nieszczęściu.

Tomasz Fijałkowski – Siedem wierszy (vol. 2)
QR kod: Tomasz Fijałkowski – Siedem wierszy (vol. 2)