Operacja
W transformator uderzył piorun.
Przez krótką chwilę nie działałem.
Na całe szczęście pod ręką znalazłem ogniskowe baterie gotowe do współpracy.
Wystarczy tylko włożyć je do koszyka zasilania.
Między mózgiem a sercem, między wątrobą a pęcherzykiem żółciowym.
Warto spróbować. Oczywiście, żyć z rurką oddechową przypiętą do sztabu lekarskiego,
to nie to samo co spacerować szeroką aleją wokół przystojnych kobiet. W wieku pięćdziesięciu dwóch lat
kruchość życia staje się powoli synonimem turpizmu. Czuć powiew wierszy Stanisława Grochowiaka,
gdy operacja trwa, pacjent wytrzeszcza oczy z powodu nie tego wnętrza do którego był przyzwyczajony na co dzień.
Zawirowania. Odwirowania. Krew przelewa się z lewej na prawo, wokół równika ciała. Głowa została poza wszystkim. Ale i tak poczułem że
wepchnięto mnie do pudełka. Zasnąłem.
Ulga, gdy usłyszałem śpiew dzieci. Żyję. Poczułem że wyszedłem na balkon. Spokój, brak nowych wiadomości. Wypiłem szklankę coca – coli.
Zastanawiałem się tylko czy w mojej sytuacji pooperacyjnej to normalne zachowanie. Nie myślałem zbyt długo o tym,
sen skończył się. Wróciłem do salonu życia, zapytałem o laptopa. Czas zacząć pisać nowy rozdział.