1. pani, władczyni, puszczanie

„Przesuwając w słowie erota akcent z drugiej głoski na pierwszą, zamiast retorycznej konkluzji Lizjasza: »sądząc, że coś pominąłem, pytaj«, odczytamy: »uważając, że pominąłem miłość«”.

Cezary Wodziński, Logo nieśmiertelności.

Po raz pierwszy zamilkł szeroki zdrowy śmiech arystofanejski.
Jak zapuściłaś korzenie – przysypując je piaskiem
stłuczonej klepsydry na czarną godzinę czas ucieka szybciej
nawet potrafi płynąć posiekany w drobny
Mak odpłynąć resztką sił w siny dal gąszczy mangrowiowych
zrobię super narkotyki jak jej już nie będzie
by Odpusćić, chociaż sobie.

jak już jej nie będzie dam pokłonom odpocząć strudzonym –
od tego modlenia co dąży do uchwycenia szczegółów

jak łatwo Satyrów peszą płatki bzu,
a wylewanie wina na ofiary Witruwiusz ocenił jako niekonieczne
nie lękajcie się jemiołki nie lękajcie się jemiołki jak już jej nie będzie
udam, że nie wiem, że zniesiono kult padania na twarz przed owocami Flawiuszów
puszczania latawców za Ikarem, które naśladują jego lot;
widzę w tym podobieństwo do zamoyszczyzny
i tamtejszych pręgowanych sówek
wybitnych Tanatologów;

Ale w tym poruszeniu –
Ledwo mogę sobie przypomnieć, jak ziemia zaludniała się grekami
i wielki przyjaciel flory indyjskiej wypuścił okazję z ręki
stworzył typ telegrafu wodnego do puszczania baniek
– z ulotką w środku: bezkręgowcu, tępy paznokciu, a ku ku:
„a któż ci kazał pisać po grecku?”;

Po raz drugi zamilkł szeroki zdrowy śmiech arystofanejski,
jak spuściłaś wzrok gdy Batożyłem najprzystojniejszych niewolników,
darłem z nich skórę, wpuszczałem w maliny tak byłem zajęty,
że ciebie bym pominął jak kaliską prowincję Ekspedycja północna
Tak, że nawet regularnie ulatujące dni, kiedy jej już nie będzie –
przypominają trochę argonautykę Flakkusa.

I nie straciłem nawet odrobiny ochoty na zastosowanie praktyczne
Naprężonego krocza – taki postęp zrobiła moja technika,
gdy roztańczony Myślałem tylko o końcu twojego buntu
co z plemienności gniazdkującej uczynił nowy ołtarz
Bardzo ważnej wiadomości z dziedziny historii naturalnej
Twojego panoszenia się na świętym Świecie – któremu nie odpuszczę;

I dla ciebie, kiedy jej już nie będzie
Ustanowię trybunały senatorskie dla zdzierstwa
sennego majaczenia przebrzydłych zbirów
Kpiących ze szmeru falujących listków jesionu;
Którzy osłonięci niespotykaną odrazą złorzeczyli temu, co jest —

Tak szczerze, od serca nienawidzili wszystkiego, co wokoło
I smagali świat, jak szympans przeskakujący z gałęzi na gałąź
Przypisując mu zbrodnie człowieka;

stykałem się z archetypem niezmordowanych męczenników,
których jedynym celem było zaistnieć sprzeciwem –
wyżyć się na Świecie i go porzucić
Zbawieniem nękającym igraszką codzienność,
co nie zna dość oprócz zadośćuczynienia -.

Po raz trzeci zamilkł szeroki zdrowy śmiech arystofanejski.
Gdy wypuściłaś z ręki askos do namaszczania żeńców,
mniemając, że gdy jej już nie będzie tak Służąc Dziękczynnym –
wystarczy postawić na swoim atomowego nic zamiast zmrużonego oka
miarą młyna wodnego nalewać wina Boginkom — bo kiedy jej już nie bedzie –
nie da się jąkać o ekstatyczności wypalonej bez okazji fajki,
napływ uczonych udowodnił, że nie ma istot półboskich
i upuszczanie krwi nie pomaga na tęsknotę
jak jej już nie będzie masz coś Na każdą okazję przestrzeń do poznania woli Bogów
zawsze Myślałem, że na to starczy- wprowadzić uczczenie Merkurego
Olejek z masowanego serca Mizianie sutków Bóstwo Rozdroża
Spuszczanie manta zgrabni legaci niepoliczone wewnętrznej ciasnoty wyobrażenia,
które nie zapuszczają się do skał, z których spuszczałem swoich synów,
by sprawdzić, któremu z nich to lata;

kiedy jej już nie będzie znowu mogę odprowadzić cię na przystanek
jak oryginał grecki w moim najlepszym kobiecym stroju
puszczać do ciebie oko.


2. perpetuum mobile z kastanietami

Wydawało mi się że spotkałem nadczłowieka
Wymykającego się przewidywalności i wpatrzonego w kochanie –
Jednoczącego się z moją dolą, na wszystkie strony od centrum;

Jednak nic mi już dziś nie mówi kolor jego oczu
Który w zależności od światła dawał mi czerwone albo zielone
Nic mi nie mówi już mój nadczłowiek któremu stworzyłem
drogę do swobodnego przeprawiania się między dobrym a złym
Do siebie;

Zdawało mi się że spotkałem nadczłowieka
Surowego dla niesprawiedliwości i krzywdy wyrządzanej pięknu
Upuszczającego dmuchawce z wysokości
Miłującego życie i broniącego jego cudownych podstaw –

Wydawało mi się że spoktałem nadczłowieka
Godnego przejść za mną od początku do końca wąski korytarz pragnień raz na zawsze
W poczuciu przepełnienia trwoniącego ostatnie szanse
na zaczepki Losu i jego Przeciwności – odpowiadającego ogniem.


3. Indigitamenta

„Mimo wielu starań, aby być jasnym i przejrzystym, nie mogę zdziałać cudów; nie mogę dać uszu głuchym ani oczu ślepym”.

Stendhal, O miłości.

Jak kłamać byś
Nie brała mnie na serio, gdy z grobowców w Vulci
Wyzionę ducha i znajdę czas na jęczenie i przerwę od wiary,

w machinerium klasyczności zagram pierwsze skrzypce,
a ty przekaż mi niemiłość tak, żeby nie bolało –

zaśpiewamy offica amicorum:
na cześć tych, którzy urodzili się za moich czasów
potomków straganiarzy, którzy dziś stanowią psychologię;

choć wędrówki dinozaurów mam za sobą z chęcią
zrobię sobie odpoczynek od ciebie — opamietam się
Wedrę się do małych zameczków i skorzystam z prawa pierwszych nocy
I obiecuję nie wpadnę na ucztach Bogów, żeby zrobić sobie test przesiewowy.

Zasieję za to niepokój;
aby kłamać tak, byś nie brała mnie na serio, gdy staję się niewidzialnym
pod różnymi postacami, upieram się że miłość to przemoc
szarpanie twoich coraz rzadszych i krótszych włosów
poniżanie twojej rosnącej bezsilności, którą koronujesz
z miękkości podeszwy wydobywanie resztek rozgniecionej ofiary
drażnienie niepełnosprawnych przerośniętych umysłów,
że miłość to najgorszy ból, dla którego warto
postradać zmysły;

i za żadne skarby, nie ściągnę w te strony moich sycyliskich greków,
ze wstydu bym się spalił gdybym pokazał jak się za ciebie zabieram
oni wciąż nie godzą się na podłączenie Zeusa do internetu
by mógł szpiegować czy wiadomość została odczytana,
jak przecinam sobie światłem nadzei oczy wierząc że cię to jakoś rusza
a nie że szpagat z jogi, który robisz przed moimi oczami,
wgryzł ci się w rowek;

więc przytuleni szczelnie braliśmy do siebie to,
co nie ma nic wspólnego z prawdziwym attycyzmem –
nasza cała reforma kalendarza podzieliła tylko nasz los
znalazłaś mi trochę Rzymu w Koloseum na szerokości geograficznej podbojów Hadriana
myśląc że wezmę cię siłą jak legionista syryjkę
sądząc, że tam się rozgrywa moja wewnętrzna bijatyka
na łonie ojczyzny –

i nie wiesz, w którym kierunku to wszystko pójdzie,
widząc wciąż podwójnie bo za dużo wypiłaś
a ja sądziłem odróżniasz Ceres od Demeter;

nie masz pojęcia, że zwykle pisałem wiersze już po wszystkim,
gdy już nic do mnie nie docierało – moja kochanko – moja kochanko!
nie znajdziesz przy mnie wytchnienia
ślubowania które decyduje o istnieniu
wokół mnie robi sie tylko zawsze ciemno
by moja namiętność mogła robić furorę i wielką burzę o nic
z kolorowymi piorunami
uciekaj;

Mam dość półprawdy, by zacząć od nowa –
To ukatrupione dziecko, przewyższające Beocję okrucieństwem
Choćby świat się walił – mój dom wisi zawsze w powietrzu
Podrzucam dziecko w górę rękami jest krzyk nie do poznania –
Zaklepaną ma już ostatnia królową Egiptu,

A ja gotowy do operacji na otwartym sercu,
by oddać je twojemu dziecku
podałem już gazę i przecinaki moim uczonym niewolnikom
by mnie chociaż wytarli po wszystkim

z tego co próbujesz ze mnie zrobić swoim zostawianiem
drugorzędnego cezarianina afrykańską prowincję
dopiero jak rozedrą mi szaty z delikatności na linii ognia oskubią
zobaczysz, nie raz już to przeżywałem, jak powietrze z nich schodzi
tych którzy Świat mają za nic i robią sobie piekło z Życia
święte prawo ludzkie – gdy pod piersią nie znajdują nic.
Nie bierz mnie na serio czekam aż pora nadejdzie, serce jakby bije mocniej.

Michał Borkowski – Trzy wiersze
QR kod: Michał Borkowski – Trzy wiersze