mniam
– twoja jama ustna to ogród, wargi
to sześciobok, w którego kształt wycięte jest
jedno z drzew –
– mówię. całujemy się w domu moich rodziców. podobno wystarczy poranek tutaj
i już mi oczy patrzą w przeszłość, tracisz ze mną kontakt –
– gdybym miał ogród w ustach – tracisz ze mną kontakt,
zaraz popełnię morderstwo. boisz się tu
przyjeżdżać. – to bym mógł sobie
zrywać w nim owoce. mniam.
dzikie jajko
chmura pyta chmurę, czy już
nabrzmiałaś?
wszystkie place zabaw mam w jednym paluszku
przykry taniec Don Pedra i ból karku –
i stawy, stawy: tak to jestem zdrowa, ale ciągle te stawy –
– przeć, przeć,
przebić się w przyszłość
końcikowanie
cześć, przypomniałam sobie
„capkę” i „paznokć”, zachrypnięty głosik.
„samopocucie”, „potsebę intymniości”. chowanie się
za szafą, drapanie do krwi.
przytulić to dziecko, odpocząć. A. mówi: „błe,
jak to brzmi”. ale co zrobić; ono jest, na wierzchu:
w opuszkach palców i w piętach, rozchodzi się na zewnątrz w koncentrycznych kręgach, dotyka sprzętów obok, sięga po ludzi i zwierzęta. bójcie się –
bójcie się trochę ze mną,
inaczej nie dam rady.
tort w kształcie tabletki
spróbuj chodzić inaczej
nic nie jest już przepyszne
narkotyki, buty na koturnie
narkotyki, buty na koturnie
liczy się tylko lit
narkotyki, buty na koturnie
narkotyki, buty na koturnie
nietoperze
przyszła do mnie w południe i mówi:
„dziś w nocy do mojego pokoju wpadły dwa nietoperze. para.
schowałam się pod kołdrę, byłam sama. latały tak szybko, wie pani?”.
nie znam jej prawie wcale. buty, szminka, torebka. widać,
że płakała. znienacka nietoperz, tuż obok mojego ucha, ale nie daję
po sobie poznać. „wstałam i – ”
dzisiaj znowu masz doła. i nie ma powodu. od rana jest czarno,
„daj mi spokój”, mówisz, „nic mi nie jest”. strasznie mnie to wkurwia.
nie cieszysz się z kawy? nie cieszysz się z lata? nie cieszysz się z tego,
że jesteśmy razem? gdyby nie te
jej nietoperze! „– otworzyłam okno na oścież. schowałam się
za drzwiami. patrzyłam przez szparę, aż wyleciały. a teraz
przychodzę, i proszę spojrzeć: pani tutaj, w tej sukience w ptaki”.
lato istnieje
lato istnieje: chmury piją niebo rurką.
moczymy się w zupie, pnie brzóz biorą kształt
z naszych palców. płyniemy, i perkoz
wścibinos chciałby nas poznać, ale peszy się
pamelką. dopływamy do brzegu,
na brzegu mnie pieprzysz.
wszystkie pomarańczowe przedmioty
fosforyzują w południe. lato istnieje,
nie da się go wyczerpać.