człowiek z przepaścią
przeszedł tędy horror kolejowy Grabińskiego
dlatego w alejkach gniją wiosny
donos rozszedł się w list gończy
by poznać zwyczaje człowieka z przepaścią
sanatorium zapadłe pod powieką
przetrzymuje odmieńca jak zakładnika
przewrócony stół na znak niezgody
bo środki uświęcają szaleństwo
cieleśnie
miłość to dwa łańcuchy na dzikim boisku
co zbiegło do lasu nie wróci już więcej
zmazy po wierszu jakby tu kogoś ciągnięto
prześwity rozlane pomiędzy drzewami
później zapadają kleszcze
ciała wykrzywione tężcem
piszą ciemne erotyki (w tle poniemieckie szepty)
coś zatrzymało się w pół kroku próbuje rozpoznać
czy święte im świętsze tym lepiej
strzepuje z karku dreszcze
kurort
miesiąc rozpycha robactwo
i wchodzi w martwy sezon
ciągnąc za sobą swąd spalenizny
w zastygłych smażalniach
zamkniętych przed sanepidem
wzdłuż instalacji biegnie pajęczyna
szyby zasnute warstwą tłuszczu
jakby ciągle trwał tu remont
mimo licznych podejrzeń
nie chcą ustawiać się płyny i naczynia
wygasł spot palców nad modlitwą
zdetonowany ładunek letników
obronna
jawna jak twierdza
pod której skórą szemrzą
chodniki minerskie
pozwala podbijać bastiony
wchodzić sobie na taras
widokowy budząc
w kazamatach uśpione
otwory na działka strzelnicze
to miejsca po ranach
rąbkiem jej sukni jest fosa