mam dla was wyłącznie

ta noc rzuca we wszystkie strony. w jednej trwa
cierń; w drugiej kobieta, która akurat leży obok,
ale zasnąłeś, nim dotarła do łóżka, bo poprawiała
w łazience makijaż, stąd musiała się dopiero

przyśnić, aby zaznaczyć swoją obecność;
w kolejnej masz subtelną fizjonomię radzieckiego
micka jaggera w wersji dla nieustannie uległych,
co kłóci się z twym uznaniem dla keitha richardsa,

którego nie wyrzuciłbyś z łóżka, lecz i tak jesteś
zadowolony, gdyż jagger to przynajmniej jeden
kamień więcej. albo dwa; w ostatniej kwili morał.


dziś marionetki mają bal

pora dnia, kiedy wypadałoby zacząć wreszcie
funkcjonować, lecz mechanizmy konsekwentnie
zawodzą i jedynie instynkt pociąga za sznurki.

nie ma błędnych kroków, wyłącznie nietrafione.
linek wieczne poplątanie, śmierć tradycyjnie
podwójna. i ten znajomy stan, gdy jedno myślisz,

drugie uważasz, mówisz trzecie, czwarte robisz,
by w końcu samą siebie zaskoczyć. pary, pary,
parytety. czeko, czeko, czekolada. bęc.


zagłuszające

odechciało mi się udawać, że chce się udawać.
przecinki w cudzych zdaniach dostawiać, by były
zgodne z wymogami i zasadami. lub wymazywać
nadmierne kropki, średniki oraz pozostałe znaki

interpunkcyjne. aspekty moralne poruszać bez
wzruszenia. standardy naruszać. w parametry
etyczne starać się dopasować. słowa składać,
mowę wiązać. rosół z domowym makaronem,

schabowy z dostawką od siostry na cześć gości
marnować. goście, goście, coście? dla państwa
brawa poproszę gromkie.


cytat z marcina

jedzenie zabija.
głód


na oścież

sąsiad z prawej długo nie dawał oznak życia.
w zasadzie od bożego. miałem nadzieję, że umarł.

zmartwychwstał.

– ty kurwo – słyszę jego wyznanie skierowane
do mieszkającej z nim kobiety.

syndrom upału i otwartych na oścież okien.


kłótnia

zgadza się, tak: znam basię klicką.
owszem: podoba mi się. tak: bardzo

(jej buty rozwiązuje się do brzasku,
tak przypuszczam, aczkolwiek podobno

z boku jest jakiś zamek. nie, nie wiem
jaki, nie próbowałem). nie: nie planuję
mieć z nią dzieci.


kolejny wiersz bez miłości

najpierw umarł budzik, później chomik, następny był fiołek.
rolety tradycyjnie nie chciały wpuścić dnia przed zachodem.
dzwonek przy drzwiach stracił mowę, telewizor oślepł. mam

dla siebie całą noc. w tych wierszach nie potrafię znaleźć tego,
czego szukałbym, gdybym umiał odnajdywać tropy, podteksty,
podwójne znaczenia. poduszka obok ułożyła się już na wznak.


stan oczekiwania

do wczoraj była to zwykła
rysa na szkle. rozsypałem
się rano podczas golenia.

Bogdan Prejs – Osiem wierszy
QR kod: Bogdan Prejs – Osiem wierszy