„Jest takie zwierzę bóbr. Zwierzę dość pospolite, ale jego jądra mają znakomite własności lecznicze. Znawcy natury mówią, że kiedy ścigany bóbr pojmie swoje położenie, wtedy odgryza sobie jądra, rzuca je przed myśliwych a sam ucieka. A kiedy inny myśliwy go wytropi, wtedy bóbr staje na tylnych łapach i pokazuje mu swój seksualny organ. Gdy myśliwy zobaczy, że w miejscu jąder nic nie ma, zostawia zwierzę w spokoju.

W ten sam sposób każdy z nas, kto pragnie żyć w duchowej czystości i w zgodzie z boskimi przykazaniami, powinien złe nawyki i bezwstydne uczynki odciąć od siebie i rzucić diabłu w twarz. Diabeł zobaczy, że nie mamy niczego, co by do niego należało i zawstydzony odejdzie.”

Jest taki pociąg jadący po wschodnich rubieżach Polski. W moim przedziale same kobiety, starsze siedzą zamyślone, młodsze odpowiadają na SMSy, ta która siedzi obok mnie założyła na uszy słuchawki. Docierają do mnie na przemian niskie i wysokie tony, ale rodzaju muzyki nie rozpoznaję. Stukot kół zniekształca dźwięk. Zakładam okulary, otwieram specjalnie zabrany w podróż kolorowy przedruk powstałego w trzynastym wieku „Bestiariusza”. Od pierwszych stron bazyliszki puszczają do mnie oko, mantykory szczerzą lwy, gryfy wystawiają języki z zakrzywionych dziobów. Obrazki pokazujące bestie są, jak na możliwości średniowiecza bardzo realistyczne. Detaliczne opisy bestii nie wywołują lęku, raczej podziw dla kreatywnego autora, który fakty empiryczne w cudowny sposób pomieszał ze zmyśleniami. Średniowiecze brzydziło się racjonalizmem i nauką, za to chętnie szybowało w te rejony fantazji, gdzie samoistnie lęgły się anioły i diabły, a egzotyczne zwierzęta i odrażające bestie występowały w roli oprawców i ofiar. Nie wiadomo, co ówczesnych czytelników (częściej słuchaczy) bardziej do bestiariuszy przyciągało: groza czy moralitet? Może jedno i drugie. Łatwiejsza sprawa z autorami: dla nich było oczywiste, że świat da się objaśnić prosto, a zachowania zwierząt pozwalają wysnuć bezpośrednią, korzystną dla człowieka pobożnego paralelę. Resztą zajmowali się kaznodzieje: od nich ciemny lud mógł się dowiedzieć, dlaczego pospolite zwierzę bóbr odgryza sobie jądra.

Tymczasem pociąg wyjechał już z miasta i sunie wśród lubelskich pól skrapianych jesienną mżawką. Nad rozlewiskami unosiły się mgły.

Pod oknem siedziała szczupła kobieta, która do tego krajobrazu dziwnie pasowała. Wydawała się wyniosła i trochę nieobecna. Minę miała cierpiętniczą, jakby do przedziału przyszła wprost ze stron pozytywistycznej powieści. Mogłem się jednak mylić, na tle czarnego sweterka dostrzegłem srebrny krzyżyk, może więc wracała z pielgrzymki albo właśnie jechała oglądać relikwię w postaci ręki św. Magdaleny zachowującej stałą temperaturę. Poczucie pseudo-mistycznego wtajemniczenia wyzierało z jej strzygowatego oblicza.

Po paru przystankach do przedziału weszły jeszcze dwie kobiety: starsza w grubych okularach okazała się niewidoma, towarzysząca jej dobrze odżywiona nastoletnia wnuczka była opiekunką. Zasiadły naprzeciw mnie i od razu przystąpiły do rozwiązywania krzyżówek. Nie wiem, może są specjalne krzyżówki dla niewidomych, gdzie pola wypełnia się kropeczkami Brail’a, w każdym razie niczego takiego nie widziałem. Krzyżówkowy duet korzystał ze zwykłej książeczki z krzyżówkami zakupionej zapewne w kiosku na peronie. Znaczenia haseł odczytywała wnuczka, a babcia znajdowała satysfakcję w znajdowaniu właściwych odpowiedzi. Podział ról całkiem oczywisty: babcia była mózgiem, wnuczka narzędziem. Narzędziem o całkiem donośnym głosie i bez towarzyskich zahamowań. Od tej pory wszyscy w przedziale braliśmy udział w odgadywaniu krzyżówkowych haseł. Dziewczyna siedząca obok mnie miała ochronę w postaci słuchawek na uszach, ja w połowie rozdziału o znanym z dzikości i wigoru jednorożcu, który nie dawał się dogonić żadnemu myśliwemu lecz spotkawszy prawdziwą dziewicę stawał się łagodny jak baranek i pozwalał się dosiadać, musiałem książkę odłożyć. Mój pociąg do bestii został rozjechany przez zdublowany skład amatorek krzyżówek. Babcia głośno domagała się podpowiedzi, dopytywała o litery już wpisane, bo to pomagało jej odgadywać wyraz właściwy. Wnuczka cierpliwie i głośno odpowiadała. Po raz kolejny w dziejach świata kultura niższa wypierała wyższą. Nie robiłem z siebie męczennika, uznałem, że potrzeby starszej pani – być może jej jedyna rozrywka – są ważniejsze niż moja podszyta perwersją ciekawość średniowiecznej mentalności. Po paru nieśmiałych przymiarkach przyłączyłem się do krzyżówkowego duetu, teraz byliśmy trójcą. Nie wyrywałem się z podpowiedziami, odczekiwałem chwilę, a kiedy wiadomo już było, że babcia ani tym bardziej jej wnuczka nie podołają zadaniu, wtedy podawałem konkretny wyraz. Zwykle pasował do układanki. Po jakimś czasie wnuczka wyprowadziła babcię do toalety. Nagle w przedziale zrobiło się cicho, młode pasażerki stukały zgrabnymi paluszkami w klawiatury telefonów, starsze niezmiennie milczały. Krajobraz za oknem nie zachęcał do podziwiania widoków, zabrałem się znowu za czytanie.

„Zwierzę zwane hieną żyje w grobach i żywi się ciałami zmarłych. Hiena z natury jest czasem rodzaju męskiego a czasem żeńskiego, dlatego trzeba hienę uznać za zwierzę nieczyste. Hiena ma sztywny kręgosłup, wszystko w jednym kawałku, dlatego, żeby się obejrzeć, musi obracać całe ciało. Jest zdolna do zadziwiających rzeczy. Umie niepostrzeżenie podążać za stadem prowadzonym przez pasterzy, potrafi się podczołgać w pobliże domostw. Pozostając niezauważona wsłuchuje się w głosy ludzkie i uczy się je naśladować. Kiedy już posiądzie tę sztukę, nawołuje ludzi z ciemności i tam je napada. Podobnie zwabia psy w zasadzkę: w tym celu udaje chorych ludzi wołających o pomoc. Kiedy pies podejdzie zbyt blisko, hiena rzuca się na niego i go zjada. A kiedy podczas polowania pies znajdzie się w cieniu hieny, wtedy traci swój głos i zapomina języka w pysku.

Dzieci Izraela są jak ta bestia: z początku służyły żyjącemu Bogu, lecz potem modląc się do fałszywych bożków, stały się sługami bogactwa i łatwego życia. Prorok Jeremiasz porównał Izraelitów do tej nieczystej bestii, mówiąc: „Moje dziedzictwo stało się dla mnie jak hiena w gęstwinie”. Każdy spośród nas, kto oddaje się próżnemu życiu i służy bogactwu, jest jak to zwierzę, które nie jest ani męskie ani żeńskie, nie jest człowiekiem wierzącym ani niewierzącym lecz należy do tych, których Salamon nazwał ludźmi podwójnego oblicza.”

Kiedy niewidoma babka i widząca wnuczka wróciły do przedziału, ponownie włączyłem się w proceder odgadywania ukrytych haseł. Babka okazała się specjalistką, musiała wcześniej przebrnąć przez tysiące krzyżówek. Wnuczce jeszcze sporo brakowało do biegłości. Kiedy po odczytaniu pytania o najdłuższą rzekę Europy wyrwała się z odpowiedzią i zakrzyknęła „Amazonka!”, babcia nie kryła rozczarowania.

– No co ty, dziecko? Amazonka jest w Ameryce Południowej. W Europie zawsze Wołga, na drugim miejscu Dunaj. Czego w tej szkole teraz uczą? Ile macie lekcji geografii tygodniowo?

Wnuczka zawstydzona nie odpowiedziała. Szybko włączyłem się do rozmowy:

– Teraz zamiast geografii i fizyki w szkołach uczy się religii.

– No właśnie – podchwyciła babcia – za dużo tej religii.

Pańcia spod okna nagle się ożywiła. Na sekundę otworzyła usta jak karp szukający powietrza, w jej bladych oczach zagościło oburzenie i chęć protestu, ale czy to z lenistwa czy z braku odwagi na grymasie się skończyło. Skończył się też zapał wnuczki do dyktowania i wpisywania krzyżówkowych znaczeń. Babcia musiała przeczekać jej zły humor, ja skorzystałem z okazji i po raz kolejny otworzyłem swój bestiariusz. Jak krokodyl zanurza się w Wołdze, a hipopotam w Dunaju, tak ja z poczuciem satysfakcji, że stać mnie na luksus zajmowania się rzeczami zupełnie niepraktycznymi, zanurzyłem się w bajdach średniowiecza.

Wzrok orła jest niezwykle przenikliwy, ludzkie oko takich zdolności nie ma. Kołując wysoko nad wodą orzeł może wypatrzeć rybę pływającą w morskich głębinach. Gdy ją ujrzy, spada z wielkiej wysokości, nurkuje, chwyta swą ofiarę w szpony i ulatuje z nią na brzeg. Kiedy orzeł się starzeje, jego skrzydła stają się ciężkie a wzrok zachodzi mgłą. Wtedy rozumny ptak szuka fontanny i wzbija się w górę jak najbliżej słońca. W górnych warstwach atmosfery jego skrzydła zaczynają się przypiekać a ciemność jego oczu zostaje wypalona promieniami słońca. Wówczas orzeł jak piorun spada do fontanny i nurkuje trzy razy. Skrzydła odzyskują swoją moc a oczy na powrót stają się czyste i przenikliwe.

Tak więc Ty człecze, którego powłoka się starzeje, oczy zachodzą mgłą a serce pogrąża się w mroku, Ty też powinieneś szukać duchowej fontanny Naszego Pana, ku Niemu wznieść swój wzrok i swoje myśli, bo On jest fontanną sprawiedliwości. W ten sposób staniesz się na powrót młody i silny jak orzeł.

Przymknąłem książkę, dałem odpocząć zmęczonym oczom, przez chwilę zastanowiłem się, czy uduchowiona kobieta spod okna wie coś o tej symbolice, czy zdaje sobie sprawę, że przez całe średniowiecze, które nadało kształt obecnej religii katolickiej, panterę uznawano za symbol Jezusa. Przypisywano panterze właściwość, która mieszkańców ówczesnych zatłoczonych miast, nękanych chorobami nieszczęśników żyjących w jednej izbie z prosiakami i krowami musiała przekonać o boskim powinowactwie pantery. Czarny lśniący kot miał bowiem wydzielać miłą woń z pyska. Tak przyciągał ku sobie pozostałe zwierzęta. Wszystkie, z wyjątkiem smoka, który według średniowiecznych znawców zoologii był samcem żmii. Na miniaturach w średniowiecznych kodeksach często pojawia się jeleń. Nieprzypadkowo, bo jeleń, proszę pani strzygi, był zaprzysięgłym wrogiem diabła i tak jak pantera miał zdolność wydzielania bardzo miłej woni z pyska. Jeleń był jak kaznodzieja, a miła woń, niczym słodkie słowa o boskiej miłości, miały zwabiać wiernych, potencjalne ofiary. Jeleń to także symbol prawego chrześcijanina, który idąc za Chrystusem odrzuca diabelskie pokusy. Czy pani utożsamia się jakoś z jeleniem?

Nazwy mijanych stacji uświadomiły mi, że przejeżdżamy przez Podlasie i coraz bliżej do celu podróży. Już wiedziałem, na jakim schemacie opierają się poszczególne epizody. Najpierw musi być zwierzę – nie ważne czy istniejące realnie czy nie, czytelnik i tak nie ma możliwości sprawdzenia. Na kłopotliwe pytanie zawsze można było odpowiedzieć, że wilki i jelenie żyją blisko, wielbłądy w słonecznych krajach za morzem, natomiast strzygi i mantykory żyją całkiem daleko, w krainach tak odludnych, że nikt prócz Wiedźmina z mieczem tam się nie zapuszcza. Któż po lekturze tej biblii pauperum, po obejrzeniu sugestywnych obrazków może zaprzeczyć, że gryf ma ciało lwa, skrzydła orła i głowę orła? Smok jest inny: ma skrzydła nietoperza, na obrazku widać każde ścięgno i każdą żyłkę, do tego dochodzi krowi pysk i oczy wielki jak u żaby. Za opisem zwierzęcia i jego obyczajów następuje moralitet w rodzaju: jeśli cielę okazuje się szlachetne i wierne, a owca posłuszna, to wiedz, drogi ciemny ludku, że ty też możesz taki być. Lecz jeśli opisane zwierzę jest podłe i występne, to bądź pewien, że identyczny jest diabeł, który czyha na twoją niemytą duszę.

Niedouczonych ludzi łatwo straszyć. A przestraszonych łatwo buntować przeciw wszystkiemu co obce i nieznane.

Stacja końcowa była coraz bliżej, pasażerowie zaczynali przechodzić korytarzem ku wyjściu, siedząca obok dziewczyna zdjęła słuchawki z uszu i zanim wyłączyła i-phone’a zdołałem rozpoznać, czego słuchała. To była „Marsylianka” w wersji operowej. Troszkę mnie jej upodobania zdziwiły, ale nie miałem czasu, żeby to roztrząsać. Chciałem dokończyć rozdział o pelikanie.

„Pelikan żyje w Egipcie, na brzegach rzeki Nil. Przykład pelikana pozwala się przekonać, jak niezmierzona może być miłość rodziców do potomstwa. Kiedy młode pelikany trochę urosną, dziobią ostrymi dziobami swoich rodziców w głowę. Dorosłe pelikany im oddają i tak młode zostają zabite. Jednak po trzech dniach matka rozdziobuje sobie pierś, kładzie się na zwłokach piskląt i własną krwią polewa ich martwe ciała. Wtedy młode wracają do życia. Tak nasz Pan Jezus Chrystus, który nas do życia powołał, został potem przez nas w twarz uderzony, został zabity a jego krew popłynęła dla naszego zbawienia i dała nam życie wieczne.”

Pociąg zatrzymał się na dworcu, zamknąłem książkę ostatecznie i z poczuciem ulgi. Prawdę mówiąc, spodziewałem się czegoś lżejszego, liczyłem na większy komizm, tymczasem opisy okazały się dość makabryczne a moralizatorstwo przechodzące w agresywną propagandę stało się nie do zniesienia. Ciągnąc walizkę w przejściu podziemnym wciąż nie mogłem uwolnić od średniowiecza. Co za opresyjny klimat, co za męki psychiczne, co za bojaźń przed wytworami czyjejś fantazji! Ci biedni ludzie nawet nie wiedzieli, że żyją w podłych czasach. Jedyna rzeczywistość jaką znali to wyzysk, konieczność posłuszeństwa i nadzieja na nagrodę po śmierci. Co innego my, korzystający z wolności dumni posiadacze telefonów z aparatami o rozdzielczości 12 megapikseli, bez zahamowań sięgający po zdobycze nauki i techniki. Wychodząc po schodach na plac dworcowy powiedziałem głośno do siebie „dobrze, że to średniowiecze już minęło”. Wtedy na ścianie budynku dworca poruszył się liszaj powstały z wilgoci, łypnął na mnie bazyliszkowym okiem i całkiem wyraźnie powiedział: „Nie byłbym taki pewien.”

Mirosław Drabczyk – Pociąg i bestie
QR kod: Mirosław Drabczyk – Pociąg i bestie