Choroba

Aktualnie cierpi na przewlekłą niemoc twórczą.
W nikim się nie zakochał, nie miewa już kaców,
nie trapią go żadnej natury problemy. Jego życie
stało się stabilne do bólu. Ten ból może być

punktem zaczepienia między nim a straszliwie
białą kartką. Jeśli się bardzo postara, może ten ból
rozwinąć, a nawet go uszlachetnić. Na razie jednak
siedzi przy stole w kuchni i gryzie ołówek. Godzinę,

dwie i dłużej. Czas jest obojętny wobec niego.
Czas się nim nie interesuje, nawet na niego nie spojrzy.
A on ma bose stopy. A w kuchni jest zimna podłoga.
I o tym teraz myśli zamiast pisać. I inne małe chochliki

zaprzątają mu głowę. Byleby uciec stąd, od tej trupio
białej kartki, od tych słów wirujących w mózgu,
które nie chcą ułożyć się w całość. Jego płaska twarz
odbita w szybie, zdaje się być naprawdę celną metaforą

jego życia. Plastikowy kosz w kuchni jest już pełny
pogniecionych kartek z napisanym pierwszym wersem:
Aktualnie cierpi na przewlekłą niemoc twórczą.


Korytarz

Obudził się w ciemnym korytarzu.
Obudził się – choć nie był pewien.
W ciemnym korytarzu pulsowało
światło.

Mężczyzna szedł przez ciemny korytarz.
Szukał światła, które pulsowało w jego
sercu – on czuł to na zewnątrz.

Na zewnątrz była ciemność.
Mężczyzna w ciemności widział
wszystko. Szukał światła,
które go oślepi.


Moi przyjaciele

Gdzieś na północy żyją moi przyjaciele.
Próbowałem się z nimi skontaktować
ale bezskutecznie. Moi przyjaciele z północy
zapewne również chcą nawiązać jakikolwiek
kontakt ze mną, lecz im się to nie udaje.
Nie poddajemy się jednak. W imię naszej przyjaźni
podjąłem kolejną próbę kontaktu. Niestety,
tym razem, jak zawsze, bez odpowiedzi.
Moi przyjaciele z północy muszą być już bardzo
zaniepokojeni brakiem jakiegokolwiek sygnału
z mojej strony. A ja przecież próbuję,
lecz oni o tym nie wiedzą. Oni również z pewnością
pragną mnie usłyszeć, choć tego nie wiem
a podejrzewam zaledwie. Ostatnia próba kontaktu
kończy się fiaskiem. Nasza przyjaźń opiera się teraz
na podejrzeniach i niewiedzy.
To straszne.


Przenikanie

Jego mózg ulega złudzeniu,
gdy wchodzi do windy.
Wewnątrz jego mózgu,
gdy wchodzi do windy,

gaśnie światło. Panicznie
naciska mięsiste guziczki
w mózgu, bo boi się
ciemności. W windzie

ulega złudzeniu, że nie żyje.
Panicznie drapie stalowe
wnętrze windy. Wnętrze
windy również ulega

temu złudzeniu.


Noir story

Mężczyzna i kobieta siedzą na ławce w parku. On jest w niej zakochany,
ona ma do niego wielką słabość. Tak wielką jak park, w którym siedzą
i tak ciemną jak noc, w której się znaleźli. Noc nieskończenie trudną
i łatwą zarazem.

Mężczyzna wstaje nerwowo z ławki, wręcz wyskakuje z niej.
Kobieta łapie go za rękę. W pierwszej chwili on tę rękę wyrywa,
jednak przez ułamek sekundy przypomina sobie, że to przecież jego ukochana,
więc ulega. Zostawia tę rękę w jej dłoni, daje się pieścić, prosić, rozkoszuje się
błaganiem.

Wczoraj powiedział jej, że to koniec. Nie mogła uwierzyć, chciała
porozmawiać. Umówili się późną nocą w parku, na tej ławce co zwykle.
Teraz ona trzyma jego rękę i błaga.

Robi to bardzo dramatycznie, tak dramatycznie, że współczują jej
wszystkie drzewa w parku i wszystkie gwiazdy, które zza tych drzew na nich patrzą.
On jest jednak niezłomny. Wysłuchał jej i idzie, idzie przed siebie. Nie myśli dokąd,
nie patrzy na nic. Idzie i rozkoszuje się błaganiem.

Wypija wszystko z tej rozpaczliwie otwartej kobiety. Wypija jej włosy,
wypija jej oczy i piersi, pożera jej serce. A ona za nim, już prawie na czworaka,
szlocha w parkowej alejce. Nie ma już siły, nie ma już głosu. On wydarł jej struny,
ona już tylko szlocha i jęczy.

On się oddala, choć jest w niej zakochany. Wiedział, że ta miłość nie przetrwa,
że trzeba ją zniszczyć tu i teraz.

Ona się kładzie. Jej oczy są bez życia, choć widzą jeszcze w parkowej ciemności,
jego rozmazaną postać. Jej usta poruszają się bezgłośnie, chcą mówić, chcą krzyczeć
ale nie potrafią, już nie.

Jej słabość do niego powoli dobiega kresu. Ten park to ta słabość,
te drzewa to słabość, ta noc jest jej słabością i gwiazdy,
które nagle schowały się za chmurami.


Ściana

Kobieta schodzi po schodach.
Schody są długie i kręte jak jej włosy.
Jej włosy pachną jak pogrzeb.

Kobieta przystaje na półpiętrze
i dotyka ściany. Najpierw jedną,
potem drugą dłonią. Ściana jest

przyjemnie chłodna. Kobieta
przylega do niej policzkiem
i zamyka oczy.

Ściana nie reaguje, trwa tak
przez dłuższą chwilę.

Sławomir Elsner – Sześć wierszy
QR kod: Sławomir Elsner – Sześć wierszy