Bezsilność

Dookoła wielki wiatr
podnosi tumany kurzu, pleśni, noski klonu,
rozsiewa nasiona traw.

Szum.
W tle anarchicznie wtóruje Magg Zelma.

Ostry błękit kłuje w oczy.
Nieważne i nieważkie zmierza w tym samym kierunku.
Chce iść, nie dojść.


Gorącą nocą

Berserkowie i chałupce
pojawili się w towarzystwie lśniących
czarnych limuzyn nieznanej marki.
O chałupcach jako istotnym elemencie rzeczywistości
opowiadał Dyciu, spychając limuzyny na dalszy plan.
Cło było niskie, ale nie zdążyłam go uiścić,
bo ktoś mnie wezwał na powierzchnię snu.
Berserkowie najedli się amanita muscaria
i odjechali czarnymi limuzynami.
Zostaliśmy bez aut i chałupców.
Na uliczce fałszywie obiecującej ciszę
niechętnie wstawał gorący ranek
z warkotem samolotu, stukotem pociągu,
oczekiwaniem na noc limuzyn.


Rozważania na deszczowy dzień

Gdyby sfotografować twój uśmiech,
czy stałby się mój? Mogłabym ci go wypożyczać
w ciemne dni, w jasne przechowywałabym starannie
w lodzie, żeby się nie zepsuł.

Gdyby twoją pracą było patrzenie,
stwarzałbyś świat co dzień nieznany i nowy.
Najładniejsze dokumentowalibyśmy zdjęciami
albo wierszami, inne odsyłałbyś do poprawki.

Gdybyś umiał kręcić wiatr, zakręcałabym nim
papiloty, prostując to, co kręte.
A potem szlibyśmy prosto do celu
bez wątpliwości.

Gdybyśmy znali cel, nie byłoby o czym
pisać wierszy, wystarczyłoby iść.
Na szczęście cel jest tajemnicą
Deszczu, wiatru i drzew.

Nie naszą.


Transmisja z obserwatorium

Wzrok rozumie zbyt wiele naraz.
Co znaczy, że nie rozumie nic.
Kochamy się przez otwarte oczy,
wydaje się, że dajemy/bierzemy świat.

Tymczasem spróbuj oczami przetłumaczyć
chmury na tkaninę i z powrotem. Nie.
Zamknij oczy i patrz. Widziana twoimi rękami,
smakowana ustami, jest prawdziwsza
od każdej opowieści.

Dowidujesz się od środka do rzeczy ważnych
i niewidzialnych. Nigdy tego nie opowiesz,
nie dotknie ich nawet najbliższa przez skórę,
choćbyś chciał wymienić się wszystkim, co masz.
Ale masz świat za skórą i oczy, próbuj.


Wiersz flagowy

Inżynier ukrop stworzył dokładny projekt.
Steruje nami z łatwością godną pozazdroszczenia.
Poruszamy się wąskimi trasami
wewnątrz strumienia bystrego żaru,
z którego wirów nie sposób się wyrwać.
Blondyna soczysta jak marchew pruje niczym motorówka,
rozpryskując wokół spocone męskie spojrzenia.
Wiatr łamie ususzone spódnice, obcina spodnie.
Pozbawieni cienia czekamy na odmianę słońca,
tracimy wzrok wypatrując nieobecnych chmur.
Flaga się nie porusza. Nic nie porusza flagi.


Yanicki wyrazy

Jeszcze sobie pośpijcie, mówi Yanicki,
no i jakie tu jeszcze, kiedy jest środek nocy,
a o spaniu ani mowy, jak mawiał mały Maciuś.
Ale ta książka widać nie jest dla bezsennych,
tylko dla śpiochów. Więc będzie dla mnie rano,
kiedy będę chciała pospać nie jeszcze, ale wreszcie.
A tu ani mowy, bo ludzie czekają i sprawy.

Myjemy ręce!, mówi Yanicki,
więc z trudem dobudzona posłusznie myję
z nocnych potów i zmaz/skaz/skalań.
Czyste ręce to zawsze jakiś początek.
Koniec majaczy mgliście w odległości.
Typowy obraz astygmatyka.
Wszystko lepsze od stygmatów w czasie,
gdy ręka bez właściciela objeżdża Polskę.

Dzień, jak kamień na wodzie. Podskakuje
Parę razy i tonie.

Elżbieta Lipińska – Sześć wierszy
QR kod: Elżbieta Lipińska – Sześć wierszy