Skip jadący w górę wiezie trociny i za moment minie się
z jadącym w czeluść skipem mojego ciała. Wypełnia go
po krawędzie. Śmierdzę miłością i pachnę węglem.
Każdy nowy załadunek odbywa się w oparach milczenia.
W pyle tajemnicy. Co podpowie dyspozytor? Czego
ma nie wiedzieć ogień? Dajemy szlachetną mieszankę
pierwiastków której ból stopi się jak fala światła?
Czy jednak jak bywa częściej ubijamy wybrak kłamstwa
które odstawi naszych miłych kolegów do kąta? Doraźnie.
Ciała wypakowujemy na dole i ustawiamy obok innych
ciał: brudnych szykownych i ciał ciał. Te muszą
skruszeć odczekać by móc nimi na powrót powlec
do platformy skipu który w górę jedzie zawsze ważniejszy.
W gardle mieszadła jest czas na szybki śpiew. Słychać
wtedy miliony języków w jednej nucie. Melodię pod tytułem
tu moje miejsce. Nad lawą braw pod lawiną padaki
przy nożu dnia i sofie nocy. Dyspozytor jest czuły
i wyczulony na hałas. Nie lubi fałszu i brzydko pachnie
niebem. Leży przed nim mapa świata i stoi przed nim
globus wróżb . Sterowniki do wind i telefon do pieca.
To w nim produkuje się nadzieje i strachy. To z niego
rodzą się wspomagacze twojego gaśnięcia i mydlane
adoratorki życia. Po to to wszystko. Ten idiotyczny
zachód. Ten cudowny projekt budowy domowych praw
na końcu których widać krawędzie kolejnych ramp.
Ociekających wrzaskiem matek i wydmuszką
nie wiedzieć z czego dumnych ojców. Ten robak
nie przechodzi przez szyny a idzie wzdłuż ich grzbietu.
I kiedy on – robak się kończy kończy się nieskończony
widok drogi. Drogi znikąd czyli do początku.
Następnie wyłącza się pulpit i przekazuje raport
kolejnej zmianie. I tak wkoło i tak w prostą.

Arkadiusz Kremza – Sterownia
QR kod: Arkadiusz Kremza – Sterownia