Rozdroże

zakodowane osiedle wydmuszki
z betonu implanty trawy puste wózki
na balkonach oczekują przypływów

zanim meble odgonią echo od ścian
i żyłki bezgłośnie pękną pod tynkiem
minie jakiś czas uspokoisz krew

w równe miesięczne cykle jeszcze
nie czas na dym po spalonych mostach
dzwony dzwonki o pełnych godzinach

najbliższy kościół masz za pętlą
tramwajową najbliższy sklep nawet nocą
można uciec stąd jeszcze jest czas

masz swój zapach osobny krwioobieg
a wszystkie rzeczy obrócone w nieład
kiedyś wrócisz i wolno pozbierasz


Apartament owiec

mówisz, wyszedł parę dni temu,
może po prostu szuka miejsca
do parkowania, lub pomylił klatki,
przeoczył ten delikatny szczegół,
że masz jakoś inaczej
na imię

wyjdź, zostaw włączone żelazko,
dziecko jeśli masz, żeby było
po co wracać, trzymaj się blisko
jasnych witryn, proś o drobiazgi,
zwracaj uwagę na drobne
sklepy i bary, pewnie tam będzie
ktoś taki.

ja? nie przyjadę, zbyt długo
stamtąd wyjeżdżałem, chodzi też
o jakieś niejasne przeczucie.


Fotografia aktorki dramatycznej

Edith Clever przy oknie, w tle
tory kolei i ucięta tekturowa fasada
berlińskiej czynszówki, jak obrotowa scena
gdzie zmieniają się dekoracje, raczej
tragifarsa czy komediodramat?

Barbara Klemm przy oknie szuka
dobrego światła, już chyba nie znajdzie lepszego
świata, film zapełni się do ostatniej klatki
zamykając w niej miasto, raczej
biało-czarne czy czarno-białe?

Za kulisami kadru kwiaty ospale
miękną pod ścianą, oddając zapach
zielonkawej wodzie, to przesąd,
nigdy nie stawać plecami do widowni,
jak teraz gdy oparta o parapet bawi się

palcami chcąc zatrzymać w nieskończoność
kurczącą biologię, zagrać to jak w sekundę
migawka przecina raz po raz spojrzenia kobiet
czterdziestoletnich, w ten pozornie mglisty dzień,
aparat bezwiednie podpowiada czułość.


Bitwy morskie

kolejna pełna godzina
nie ma w sobie nic
z wybaczenia

odpływ, jedyny sternik
na przekór któremu bezradnie
poruszasz wiosłami, znów jesteś
w tym samym znajomym miejscu
swoim żywiole

choć nie zagłuszysz go niczym
rytmicznym, odepchnij jeszcze raz
ten ocean

jest pełny po brzegi
od jednych ku drugim, silniejszy
z każdym ruchem słabszy
i gdy nie będzie już nic
co można, a czego już nie trzeba

i nawet nie wypada się bać

Szymon Kantorski – Cztery wiersze
QR kod: Szymon Kantorski – Cztery wiersze