Poemat nieintecjonalny
(fragmenty)

Lecz ilu ludzi jest więcej: dobrej woli czy dobrej zmiany?
Marcin Badura

2024 niech będzie rokiem docelowym; nawet jeśli w rękawiczkach i maskach.

W jego wypowiedzi pojawia się zbyt wiele słów, ponieważ miał zbyt trudne dzieciństwo.

W fantazjach łamiesz prawo: spełniasz się w śmierci innych.
W jej oczach szkliła się wielka obietnica: trzecia połowa królestwa stała otworem.
W lockdownie mentalnym tkwimy od wieków; nie usprawiedliwia nas brak widzialnych galerii.
W Łodzi ulica Sprawiedliwa jest krótka i bez wylotu.
W łóżku mieści się tyle osób, ile sprawi, że nie zarwie się podłoga.

W nagości odnaleźliśmy brakujące ogniwo rewolucji; nie mogła się udać, znowu przebrana.
W ostatecznym rozrachunku długi nas przerosną: tyle będziemy mieli z nadmiaru.
W przerwach od pisania próbuję żyć; jak mi to wychodzi, widzicie sami.
W ramach resocjalizacji kazali mi grać siebie.
W sztuce cenzurowałbym przemoc, nie seks; tak to się robi, krwawi masturbanci.

W świetle prawa opalamy się niczym tłuste dżointy.
W tej historii nie jest istotna chronologia czasowa, tylko następstwo emocjonalne.
W tej sukience wyglądasz jak niespełniona fantazja o zgrabnej Polsce.
W twoich oczach czai się pewność, że wszystko już będzie.
W twojej religijnej książce najsłabszy jest Bóg.

W tym samym znaczeniu wolę „przypadek” niż „wypadek”.
W zsekularyzowanym kraju wciąż chrzci się piwo.
Widziałaś, jak kurczowo mieszam na patelni; już za dużo rzeczy przypaliłem.

W tym miejscu dopisz swoją linijkę; chcę poczuć jej cios.

Wielokrotnie powtarzana obraza zamienia się w dreda i już tylko swędzi w wiadomym miejscu.
Wiem już, które zdanie będzie ostatnie.
Wiersz wyszedł z mojego domu; chciał wrócić, ale drzwi były zamknięte – wpuściłem kogoś innego.

Wiesz już, która linijka należy do ciebie – to się nią uderz.
Wiesz, jak się ciąć, by nie zostawiać trwałych śladów; po obu stronach?
Więcej awangardy dla was, którzy czytacie wyłącznie wiersze środowiskowe.
Winnym śmierci bohatera jest autor, który umieścił go w tekście.
Wolał się znaleźć poza wszelkim pojęciem, niż zgubić w powtórzeniu.

Wpuściłem do mojego świata za dużo materii, aż z prostych pojęć wystają ości; w czyim gardle skończą?
Wracam, stopniowo, etapami, innym mną, choć tak samo obcym, wielkim, a niespełnionym brakiem.
Wsobne maszynki działają na głębię: raz jestem w tobie, raz ty jesteś we mnie.
Wspinasz się po łodydze swojego poczucia winy; słońce nie świeci.
Wszystko jest kwestią czasu; my tylko synchronizujemy zegarki.

Wybierając mniejsze zło, unieważniasz równowagę.
Wybrała mnie poligamia, a ja zbudowałem jej kościół z ciał.
Wyszli z domu, by nigdy nie wrócić; wiersz nie miał tego szczęścia.
Wyzywamy się od bitelsów, a nie potrafimy skowerować ich najprostszych piosenek.
Wziąłem cię za rękę i ślubowałem niewierność; wzruszeniom nie było końca.

W jego wypowiedzi pojawia się zbyt wiele słów, ponieważ miał zbyt łatwe dzieciństwo.

Żyliśmy w czasach, w których miejscy urzędnicy jebali biedę.

[zrzut z 3 sierpnia 2022]

Rafał Gawin – Zdania bez wypadku i żadnego trybu
QR kod: Rafał Gawin – Zdania bez wypadku i żadnego trybu