26 lutego, name dropping

Brak zasięgu, chyba że zasięgiem nazwiemy
medialne skomlenie, więc loguję się w rzece
niosącej wodę z Wihoru, Sołokiji, Pełtwi, ciężką

od gigabajtów, ikonek powiadomień, kropli
danych z chmury, której nie zabrał Prut i Czeremosz.
Mam pod stopami przezroczyste kamienie.


28 lutego, Marek

Umrzeć mało komu, chałupniczo jak on, omszały
odkąd przestał się toczyć. Dziad w beczce i cień
umierania nam wszystkim. Nie mógł

wyjść bardziej po angielsku, być mocniej
niewidoczny w sercu słońca, piżamie bliższy
niż ciału, zdechły, o czym marzył w wierszu, jak pies.


5 kwietnia, Michajłowskiego 596

Najgorzej, jeżeli dzieci. Nie do wytrzymania. Wystarczy,
że ich oczy. Dalej ściana. Sensu, kosmosu, czy w co
tam wierzysz. I wściekła nadzieja, że wszę, którą jesteśmy

jako rodzaj ludzki, planeta zrzuci z grzbietu. Jednak nie,
nie wystarczy. Idź w głąb ekranu, wyświetlacza,
czy co tam masz, i patrz na martwe niedołężne babcie.


16 kwietnia, wiosna witała nas inaczej

Wszystko zaczęło się gdzieś obok. Wydawaliśmy
się sobie młodsi i lepsi, a to były lustra w gazetach
z twarzami polityków. Już wtedy, tak jak my wtedy,

byli starzy i źli. Kwitło euro, każdy czuł się sobą,
nie Fillonem, Schroederem. Kwitło demo, „pozdrowienia
dla wszystkich, nie trzeba rozpaczać. Kolesnikow”.


18 kwietnia, Alec

Aktor na planie zastrzelił kogoś naprawdę. Wczoraj
ogłoszono, że winni są producenci, ich pieniądze i czas.
Przypomniał mi się sztorm, gość w śmigłowcu

i okręt podwodny, który uciekł z Rosji. On,
cały zmyślony, chce ratować litewskiego komandora,
jego realna agencja pragnie atomowego żelastwa.


23 kwietnia, matka pięść

Rosyjska symfonika, wyrafinowana jak brudne
kopalne paliwa, kiedy już płyną do mieszkań i aut,
potężna jak razem wzięci Bałakiriew, Borodin, Cui,

Musorgski i Rimski-Korsakow albo ta nagrana
dziewczyna mówiąca mężowi, żeby się nagwałcił
ukraińskich kobiet. I nic jej nie mówił.


1 maja, Ljubow

Szary był dzień, szare lato, szary rok. KGB
jakby cytowało Faulknera, któremu pół wieku
później kłaniał się Bałabanow w „Ładunku 200”,

lecz to jej nie przekonało. Kiełkują w człowieku
barwy ziemi i wiary, twarda tęcza i mistyczne ciało.
Głód ją karmił, kurz poił, śmierć ją wskrzesi.


4 maja, sabanajewia, lampetra, cottus

Brnę w nurt Wisły przed świtem, w szarość
i niepewne kolana na rwącym przelewie,
w lęk przed już wiadomym, skroploną mgłę

znad łąk Bełzu, Lachowej, jak nie przymierzając
jakiś Koloman Uczony, który wie, że nie wie,
co mu wypisuje obca ręka ze szkwału.

Maciej Woźniak – U otwarte (fragmenty)
QR kod: Maciej Woźniak – U otwarte (fragmenty)