Całkiem niedawno, kiedy trzymałem w ręku książkę „Pies gończy”, zastanawiałem się, czy za szczęściem tych (czyt. Hrynacz), którzy widzą i słyszą to, czego inni zobaczyć, ani usłuchać nie chcą, świat będzie w stanie podążać? Czy jednak autor, jedenastu już książek poetyckich, narażając się  – w naszym imieniu – na ataki dni tysiąca burz i tysiąca jeden nawałnic, nie zostanie z tym szczęściem sam, albo co gorsza, czy nie pochłonie go jego własna egzystencjalno-metafizyczna czarna dziura?

Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Bo oto pojawiła się kolejna książka pod tytułem „Emotywny zip”, wydana nakładem wydawnictwa FORMA – druga w tym roku – bardzo mocno korespondująca, uzupełniająca niejako tę pierwszą, czyli „Psa gończego”. I o ile w jedenastej Hrynacz próbował sobie jakoś poradzić z tą dychotomiczną strukturą świata, z tymi wszystkimi przejawami dualizmu, często w jego radykalnej odmianie, o tyle w „Emotywnym zipie” dualizm ów ulega swoistej quasi anihilacji, choć nie znika całkowicie, a przybiera jedynie zamaskowaną formę, którą fizycy zwykli nazywać pojęciem entropii, czyli mówiąc po krótce, dążeniem do równowagi.

Zdaje się, że świat stworzony przez Hrynacza w jego najnowszej książce jest nie tylko entropijny – dążący właśnie do pewnej równowagi – ale przede wszystkim, dzięki autonomicznemu językowi ciemności stworzonemu w „Psie gończym”, nosi bardzo wyraźne znamiona monizmu, czyli poglądu filozoficznego sprowadzającego wyjaśnienie, a tym samym zrozumienie rzeczywistości do jednej zasady. Tą zasadą dla Hrynacza jest po prostu miłość.

Pomijając dalsze konotacje filozoficzne, wystarczy tylko powiedzieć, że w poezji autora „Emotywnego zipa” świat staje się jeden, niepodzielny, zespolony w pewną całość, gdzie powoli zanika dwubiegunowość materii, z którą zmagał się w książce wcześniejszej, a światło i ciemność stają się jednym bytem. Oczywiście ma to niestety swoje daleko idące konsekwencje: jest w tych wierszach jakiś dramatyzm, a nawet jakaś forma rozpaczy jednostki, którą Hrynacz próbuje zamaskować, przykryć tymi wszystkimi dobrymi chwilami, bo co do tego, że takich właśnie momentów spełnienia jest w wierszach wiele, nie ma żadnych wątpliwości. Z drugiej jednak strony ciągle, pomimo udanej sakralizacji każdej chwili spędzonej z ukochaną osobą, egzystuje w poczuciu stałego zagrożenia, ciągłych dylematów, ciągłej walki z samym sobą. Permanentnie ulega wewnętrznemu rozdarciu, próbując oswoić strach przed utratą.

Niewątpliwie jego poezja, w jej najgłębszej istocie, jest poezją lęku przed utratą sensu, jaki daje spełnienie w miłości. Mało tego, czasem odnosi się wrażenie, że Hrynacz zadaje sobie samemu pytanie o to, czym tak właściwie zasłużył na taki ogrom szczęścia i spełnienia, choć to nie jest takie oczywiste i jasne na pierwszy rzut oka.

Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że na takie pytanie po prostu nie ma odpowiedzi i jedyne co można w tej sytuacji zrobić, to celebrować i adorować każdą pojedynczą sekundę zwycięstwa nad ślepą i bezduszną strzałką czasu, która wskazuje zawsze tylko jeden kierunek ludzkiej egzystencji – kierunek ubywania rzeczywistości. I poeta właśnie to robi: próbuje w swoich wierszach dokonać rzeczy, pozornie tylko niemożliwej, a mianowicie podejmuje wysiłek unieruchomienia czasu, kontestując rzeczywistość zastaną, pełną wad i deficytów. I choć bunt ów miał już swoje początki w „Psie gończym”, gdzie wiersze posiadały niejednokrotnie charakter pewnego uporządkowania, cechowały się pewną litanijnością, swoistą melodią powtarzalności, o tyle w „Zipie”, paradoksalnie, pojawia się coraz więcej milczenia, a teksty coraz częściej nabierają charakteru medytacyjnego, oczyszczone niejako ascetyczną rzeczywistością książki wcześniejszej. Fraza zaś staje się chaotyczna,  rozdrobniona w poszczególnych wersach, ale to tylko utwierdza w przekonaniu, że jeśli popatrzy się na poetyckie zmagania Hrynacza z czasem w szerszej pespektywie, szerokokątnie, to okaże się, iż w tym rozczłonkowaniu mieści się nieoczywista harmonia, pewien logos, a więc jakaś wewnętrzna racjonalność. Głębia. Podobną głębię wewnętrznej racjonalności, jakże kompatybilną z tym, co robi z frazą autor „Emotywnego zipa”, można odnaleźć w obrazach polskiego malarza i rysownika, Jacka Sempolińskiego, zmarłego w 2012 roku. W pracach tych, podobnie jak w wierszach świdnickiego poety, zostaje idealnie uchwycony ten tajemniczy moment przejścia z niebytu do życia, z pustki w pewną pełnię czegoś, co wymyka się wszelkim ramom pojęciowym. Dokonuje się pewien akt kreacji, jakby ex  nihilo, który jest możliwy jedynie w egzystencjalnej perspektywie heideggerowskiego bycia ku śmierci.

W tym miejscu warto się na chwilę zatrzymać i powiedzieć jasno, że pomimo tego, iż przy pierwszej lekturze cały projekt poetycki skondensowany w „Emotywnym zipie” można by było wyrazić za pomocą parafrazy słów J.P Sartre’a, że „niebo to drugi człowiek”, o tyle kolejne odczytanie wysuwa na pierwszy plan coś zgoła innego. Owszem, jest w tej książce ogrom egzystencjalnego, ludzkiego, a przede wszystkim fizycznego spełnienia, bo jakżeby inaczej! Ale i znacznie więcej, co poniekąd stanowi istotną oś książki, arche hrynaczowskiego świata. Jest to ciągły namysł nad śmiercią, który z jednej strony wprowadza tylnymi drzwiami do wierszy Hrynacza wspomniany już wcześniej dramatyzm, z drugiej zaś, niepostrzeżenie, jakąś formę prezentyzmu, skupienia się na tym co tu i teraz. Skupienie to, owo trwanie w teraźniejszości, ta intymna koegzystencja w miłości odwzajemnionej, daje poecie poczucie sensu, uwalnia go na swój sposób, sprawia, że bezsilność, której doświadczał w konfrontacji z ciemnością w „Psie gończym”, powoli ustępuje i goi rany okaleczonego świata, które tak wymownie ukazywał w swoich obrazach inny polski malarz, Tadeusz Brzozowski.

W swojej książce, wydanej w 1978 roku w Państwowym Instytucie Wydawniczym, pod tytułem „Heidegger i filozofia współczesna”, uczeń Leszka Kołakowskiego, filozof Krzysztof Jerzy Michalski napisał, że: „ Egzystencja jest więc ruchem podobnym do fali; zbliżeniem się i oddalaniem…Jest procesem rozpiętym między dwoma biegunami – wybieganiem ku śmierci i ucieczką od niej. Żaden z nich nie jest możliwy bez drugiego – oba są tylko dwiema stronami tego samego procesu”. Mam wrażenie, zagłębiając się w pisarstwo Hrynacza, że w swojej twórczości ciągle porusza się pomiędzy tymi właśnie biegunami. W przypadku „Emotywnego zipa” udaje mu się zdobyć ten drugi – biegun ucieczki od śmierci.

Rafał Kasprzyk – Poezja ubywania chwil (o książce Tomasza Hrynacza „Emotywny zip”)
QR kod: Rafał Kasprzyk – Poezja ubywania chwil (o książce Tomasza Hrynacza „Emotywny zip”)