Szarada

Oddychanie. Wymiana gazowa.
Zimna woda lekko gazowana.
Szklanka wypada z ręki. Woda
wsiąka w poliestrowy dywan.
„Ashes to ashes, dust to dust”.
Przemiana materii w energię.
Energii w brak energii. Stara bateria
starego typu – nieładowalna.
Martwa natura. Martwe białko.
Krew ciąży ku najniżej położonym
warstwom barwiąc je jak papier
lakmusowy w kontakcie z mocną
zasadą. Zasada entropii. Chaos
z harmonii. Patos z organów.
Organy od razu do transplantacji.
Nie ma za dużo czasu.


Życie płciowe

Ogarnęła mnie niemoc płciowa,
bo już sam nie wiem
jakiej płci naprawdę jestem.
Czy czując pociąg do kobiety
nie jestem przypadkiem
nieświadomą jeszcze niczego
transseksualną lesbijką?
A może z freudowskiej
zazdrości o penisa
właśnie dlatego go posiadam?
Z drugiej strony
mam zazdrościć go sam sobie?
Wtedy byłbym obiema płciami
w jednym ciele
choć rozdzieranym przez
wewnętrzną wojnę pomiędzy
Marsem a Wenus.
Strasznie się to wszystko
pokomplikowało przez ostatnie lata.
A kiedyś naiwnie uważałem,
że jestem po prostu mężczyzną.


Upadek tradycji

Co wieczór oddawałem się rytuałowi
Przywoływania ciebie z czasu zaprzeszłego
Niczym wojskowy poległych na apel
Zasypiałem w wirtualnym namiocie
W deszczową noc
Choć za oknem ani kropli na chodniku
Taką potęgę mają nagrania
Tak zwanego białego szumu
Jednak moje starania były bezowocne
Nie zjawiałaś się i nie rozpychałaś
W swoim nieistniejącym śpiworze
Nie szeptałaś do mnie
Przestraszona nagłym gromem
Jak wtedy na Jurze
Mania zmęczyła mnie już do granic wytrzymałości
No bo jak długo można znosić własne szaleństwo
Pieprznąłem namiot w krzaki
I już nigdy do niego
Nie powrócę
Bez prawdziwej ciebie
Ale ciebie już nie ma


Godzina dwudziesta piąta

Nie ma takiej godziny. Dlatego
bezkarnie z niej korzystam
i robię rzeczy, na które normalnie
nigdy bym się nie odważył ze strachu
przed wstydem:
karmię głodnych
poję spragnionych
nagich przyodziewam
podróżnych w dom przyjmuję
więźniów pocieszam
chorych nawiedzam
a umarłych grzebię.
Zaś nazajutrz będę echem śmiechu
pełnego pogardy z naiwnych samarytan,
bo tego wymaga moja pozycja społeczna.


Jeśli się mylę, zaprzecz

Sądzę, że poezja tak naprawdę
Mówi o grozie przemijania.
Utrwala twarze jak fotografia,
Uwiecznia miejsca i zdarzenia
Ze strachu przed śmiercią.
Jest w tym naiwność szamana
Wierzącego w moc swoich zaklęć.
Zatrzymanie fragmentu czasu
To jak nabranie kubka wody
Z rwącej rzeki. Ona nadal płynie,
Aż do unicestwienia w zlewisku.
Zatem próżnym jest trud poety.
Wszyscy umrzemy, a księgi zbutwieją.
Nawet serwerom skończy się kiedyś
Zasilanie. Tutaj nie zostanie po nas nic.


Muszę przyznać Ci rację

Dziękuję Ci za twoją stanowczość.
Stworzyłaś kordon sanitarny wokół siebie
szczelny jak kondom wiodącej marki.
Zerwałaś przewody telegrafu, wysadziłaś
anteny nadawczo-odbiorcze i strąciłaś
laserem satelity telekomunikacyjne.
Nawet mój gołąb pocztowy został
wypatrzony przez czujnego tresowanego sokoła wypożyczonego z lotniska.

Te wszystkie środki ostrożności są już
niepotrzebne. Możesz zwinąć drut
kolczasty, a snajperów zwolnić do domów.
Zrozumiałem, że masz słuszność, bo
o czym mielibyśmy dziś rozmawiać?
Pytanie „czego słuchasz?” było ważne
w wieku nastu lat. A Ty nie masz już ochoty pogadać ze mną nawet o pogodzie.

Poza tym nawet gdybyśmy znaleźli
wspólny język po trzydziestu latach,
do czego miałoby nas to zaprowadzić?
Do łóżka? Śmieszne. A gdyby nawet,
to co potem? To może do przyjaźni? Niemożliwe, bo Cię kocham, a ja Tobie
jestem zupełnie obojętny.

I w dodatku musielibyśmy działać
w podziemiu jak konspiratorzy, bo ani
ON ani ONA nie czuliby się komfortowo. Dorośliśmy i już wiemy, co nam wypada
a co nie. Zęby i włosy wypadają. Gówniarskie sekreciki już nie.

Tak więc nie musisz się mnie obawiać
w jakimkolwiek sensie. Sensualnie
nawet cię już nie pociągam. Poznałaś
mnie zresztą w tej materii aż do znudzenia.
I w końcu się znudziłaś.

Zawsze ciągnęło cię do „lepszych” ludzi
i miejsc. Kiedy na topie był bunt i ekologia –
zadawałaś się z różnymi obdartusami
i spałaś na dziko pod namiotem. Kiedy ważniejsze stały się pieniądze, zaczęłaś
je po prostu zarabiać i wydawać na markowe ciuchy oraz kosztowne podróże po świecie. I inne sprawy związane tylko
i wyłącznie z Tobą.

Tak naprawdę to ja nigdy Cię nie znałem.
Poznałem tylko jedno z Twoich wcieleń.
To najpiękniejsze. A i tak fałszywe.
Do dziś pamiętam bajkę o tym, że mnie
sobie wyśniłaś. Czy jeszcze wierzysz w sny?

Michał Piechutowski – Pięć wierszy
QR kod: Michał Piechutowski – Pięć wierszy