Koledzy

koledzy gdy są młodzi
organizują mistrzostwa świata w siatkówce
wbijają scyzoryk w wilgotną ziemię

później bywa z tym różnie
mają swoje pomysły i plany
ważna przynależność do grupy
zdolność do zlewania się z masą
wyrzeczenie się wszystkiego co wydaje się dziwne
broń Boże pisać wiersze

z czasem dojrzewają
patrzą na rzeczywistość w trzeźwy sposób
dobierają towarzystwo
dbają o ład i komfort

gdyby już wtedy wiedzieli
z jakim skurwysynem mają do czynienia


Obrzydzenie

święta Józefa Menendez
którą odwiedzał Jezus
twierdzi
potępione dusze
w czasie ostatniego sądu
same wybierają piekło

tyle w nich zawiści
zbędnych namiętności
tęsknoty za rozkoszą

człowiek ma naturalną potrzebę miłości
którą spełnia Bóg

obok pociągu rozmawia dwóch Żydów
jeden przygarbiony i mały
nerwowo gryzie pięści
drugi wyprostowany
mówi
niebo nie istnieje
zbawienia nie ma

ci którzy walczą dla lepszego człowieka
o niebieskich oczach i prostym nosie
wypełniają wagony ludźmi
zatrzaskują klamry

rzeźnik który za dużo słyszał
zostaje rozstrzelany
ciało wydala ciepło
kostnieje na oczach przechodniów

święta Józefa
płacze nad okrucieństwem oprawców
morderstwem niewinnych

postawa wątpiących
którzy prowadzeni na rzeź
szczękają zębami
napawa ją odrazą


Gospodynie domowe

to nieprawda że są zakłamane
owszem spędzają czas w kuchni
korzystając z okazji gdy mężowie śpią
szepczą do ucha na ich temat
gnój mógłby wstać i zabrać się do pracy
źle reaguje na krytyczne uwagi

gdy żonom towarzyszą panowie to co innego
na piwko warto wyjść czasem
i kielicha strzelić
a wyspać też się człowiek musi
powtarzają kobiety i mrugają do siebie

mądry to zauważy
z ostrożnością podchodzi do dobrego usposobienia
widzi ironię i porozumiewawcze spojrzenie

nie podoba mu się że bywa obiektem drwin
jego tylko że jest człowiekiem
i ciężej mu na świecie niż spracowanym babom

nie można mieć do pań pretensji
nie są gorsze od zapchlonego faceta
nikt nie jest bardziej pokrzywdzony
ale kto nas nauczył
być skurwysynem oraz dobrą Polką


Koniec świata

która ma w zwyczaju
przyszła w nieodpowiednim momencie
zaraza

zastała nas kopiących w ogrodach
wyznaczaliśmy linie kwiatów
wdychaliśmy nieskażone powietrze

spieszyliśmy do spraw bieżących
które dają bochenki chleba
zmodyfikowane korzenie imbiru
lekarstwa dla starców

gromadziliśmy w foliowych koszulkach
obietnice składane kapłanom i pracodawcom
plany
umowy
wyrzuty wobec zmarłych

nie mogliśmy uwierzyć
zasypialiśmy pełni trwogi
jak wtedy gdy spełniają się przepowiednie
szukaliśmy potwierdzenia
przed adaptowanym ołtarzem
ekranem telewizora
wskazywaliśmy tych którzy sprowadzili gniew

próbowaliśmy się oswoić
zmieniliśmy prawa
ustaliliśmy metody przestrzegania
wysyłaliśmy wsparcie
do najbardziej dotkniętych obszarów
kiedy było wiadome że należy odejść
odchodziliśmy samotnie
parami
lub śmiercią zbiorową
na rozkaz przypadkiem
wyznaczonego na wodza
ciała rzucane do dołu zalewane wapnem
przypominały
może to były narodziny albo pocałunek

czy było coś więcej
nie wiem
w ostatnim punkcie który pamiętam
schodzi ze sceny
skrywa w dłoni kamień
który coś musi znaczyć

Michał Kaczmarek – Cztery wiersze
QR kod: Michał Kaczmarek – Cztery wiersze