mędrcy
dla nich
nieważny rynek świata
nauki rabinów w portykach świątyni
biblioteka tylko wiedzy
kariera na dworze heroda
dla nich innej drogi
nie ma
w pożarze
zamroziła ich serca
oddechem zabiła
szeptem
śmierć
niespodziewana
w płomieniach ognia
gorąca i zimna
z piekła na ziemi
niebo ujrzeli
żywi
***
nie widzimy dyskretnej obecności
a powrót do jerozolimy zmienia w sercach
najwięcej
więc podąża za nami
nawet
gdy go porzucamy
w końcu zasiądziemy razem do kolacji
ognisko rozpali
ryby na żarzących węgielkach
upitrasi
robię swoje
zarzucam sieci
i wtedy przepływa ławica
łodzie
spojrzał
poza jedną nie było tam żadnej
odpłynęły same
tymczasem
przypłynęły do tyberiady
inne
szukały go
żeby dojść
żeby nie dojść
za późno
kto wie
***
co jest znane tylko mnie
staje się dostępne
dla wielu
przez ogień wodę wiatr
delikatnie
między oczy
słowo ciągle zmartwychwstaje
objawia każdy dzień
***
chodzę wkoło tej samej sprawy
na plaży wyglądam
najlepszego miejsca na leżak
spaceruję wśród wydm
błękitu morza
skrzeczących mew
jak greccy perypatetycy
zdaję egzamin z przechadzki
o swoich
miał duży tupet
i znali jego wybryki
od dzieciństwa
pośród nich dorastał
i zdawało się że to nic więcej
z bliska
to tylko syn marii
a z daleka
chata
pełna słów
głucha
i nikczemna
kiedy
zbrodnia dziecka
zabija rodzinę
jak odkryć
czego bóg chciał
a czego nie
miał w swoim planie
na życie ojca
i syna
nie poddawaj się
dno nierównomierne
i otchłań
ciemność przybija
twarz łzami
zakryta
niebo wzywa
wyzywa
wspólnota skopanych
dziś już nie przekładam
prób na jutro
bo można nagle skopać
swe życie
dziś może być bramą
do przejścia
z niewiary
by powstać z nim razem
we wspólnocie skopanych