bałagan
wołasz: wszędzie jest bałagan.
z drugiego pokoju nieśmiało dopowiadam:
miłość właśnie nim jest.
od chwili poznania się
nie ma porządku w głowie,
chociaż trochę próbujesz wprowadzać-
zbierasz rozrzucone ubrania,
rozwieszasz pranie, sprzątasz okruchy ze stołu.
o świcie budzę się sam w dziecięcym pokoju,
bo nocą nasze strachy muszą zasypiać osobno.
coś, co kiedyś, po kłótniach,
wydawało się najgorszą karą,
z tobą oswajam bez obaw.
miłość to dojrzały bałagan.
spowiedź
dziewczyna z warkoczem z cienia
stoi nad szpalerem
konfesjonałów.
przedwczoraj próbowała ratować drzewa,
dziś usunąć z jezdni ciało martwego kota.
spowiada się z tego ziemi.
zwierzęta na jej rękach świętsze
niż ta cała pielgrzymka autokarów.
wsłuchuje się w szelesty nornic,
z dziur w ziemi patrzą na nas ich duże
czarne oczy,
wypatrujemy ich jak uroczych proroctw
na potem.
wpatrzeni w siebie.
nasze cienie splecione w warkocze.
numery
podobno pochodzisz z mistrzowskich trójek,
ale ziemia cię nie unosi,
nosi raczej z trudem.
mówisz, że odległość między nami
ratuje cię od postradania zmysłów-
inaczej zapomniałabyś o życiu.
numery zawsze są po coś,
od wczoraj do kontaktu mogłoby być
ich za wiele.
ostatnio jakby mniej zapadasz się w siebie.
pytasz: jak mam tam wejść, nie wchodząc
w ciebie?
słoń
czym jest sen? obrazem chłodnej śmierci (Owidiusz)
ciężar słonia jest lekki,
kiedy wychodzimy z pustelni.
wymyślone historie lądują właśnie
na jawie, najlepszej z wysp.
bo przecież musisz z siebie wyjmować słowa,
spomiędzy bólów głowy.
inaczej niż mówisz-
wyniknie z tego wszystko.
nosisz w sobie mój zapach,
sama nie wiesz – we włosach
czy na palcach.
gdybyśmy mogli być chociaż do jesieni-
byłoby najpiękniej.
potem zamieszkamy w tym słoniu-
na szczęście.