Księga Najazdów

Patrzę na siebie z zimnej ściany,
przez mrok nocy i chłód wyciętej puszczy.

Gdzie się podziały bóstwa wody i płodności,
szałas drewniarza, jeziora kalafonii i garbników.
Kopalnie ołowiu umarłe między wioskami.

Łąka Synów woła wciąż z druidzkich pieśni,
z prześwitu jaskrawego świata,
w którym znikają Airbusy.

Tu gdzie Mike Oldfield milczy w przesłaniu
ukrytym w Dzwonach rurowych,
obok św. Kierana
zakładającego klasztor w Clonmacnoise,
wypalone drzewo pachnie wierszami.

Galowie zbierają się wciąż w Lugdunum,
Celtowie w Tarze płaczą przy moich narodzinach,
weselą się przy śmierci.


Wicklow

Glendalough patrzy w moją stronę.
Stoję na kamieniu, na którym w tysiąc sto
jedenastym roku, nie wykuto tej chwili.

Dotykając tych samych punktów odniesienia,
podzieleni równoleżnikami, odgarniamy
te same strzępy słońca.

Zastygam w oknie nieistniejącej świątyni,
gdy serce piksela kryjesz w słowach:
– Platon pokazał palcem niebo.
Błękit jak zmarszczka z czoła Leonarda da Vinci,
spływa fałdami sukien Palaephatus.


Czas

gdyby wiedział o sobie tyle
ile wiemy o nim my

może choć czasem
ukryłby wstyd wszystkich tych
w których sumienie ruszało góry i oceany

i tych co w potoku poczucia winy za świat
przestali wierzyć w jasną przestrzeń powietrza

gdyby choć czasem
poczuł w sobie rany tych
którzy porzucili samych siebie i tych
za którymi wciąż wołają głosy modlitw

może
przestałby odliczać życie ilością oddechów
w słońca powtarzalności zawierzając sny

Jacek Jaszczyk – Trzy wiersze
QR kod: Jacek Jaszczyk – Trzy wiersze