Do dachu naszego domu
Piszę do Ciebie, Dachu, który podtrzymujesz ciężar czegoś z góry
i który chronisz nas jak cenne okruchy w zagłębieniu dłoni głodnego.
Nic nie da się równać z zapachem który wniknął w Twoją podściółkę:
kawiarni z księgarnią, małej zakrystii, arbuzów i poziomek zanim się pojawią.
Uchronieni
możemy być Twoim zapasem w spichlerzu, możemy być ważnym dla nas
echem morza, które przechowujesz na potem. Możemy śpiąc spokojnie
być milczeniem gór, które domagawszy się czasem rozgłosu
strącają lawinę.
Twoimi rynnami, Dachu, płyną żarłoczne gołębie. Stajemy się dla Ciebie
ostrym tchnieniem zimy, która je wymraża jak natrętne huby.
Drogi Dachu który pod czapka ze śniegu trzymasz długie łasice
walczące z kunami o miejsce w cieple i myszy,
i który wytrwale zapewniasz rozrywkę –
koncerty z pazurków i pisków albo z bębenków deszczu:
my również dbamy o Ciebie, Dachu,
więc bądź nam łaskaw,
dekarza trzymaj z dala
i burze.
Kołyska w korzeniach. Obchód.
1.
dobry wieczór
pozdrawiam:
hortensje rdest lilak gladiole agapanty
eustomę zwaną dzikim dzwonkiem prerii
ostróżki jak niebieskie szyjki napuszonych ptaków
i dalie – wdzięczne kryzy katedralnej rozety
zastygam bez ruchu w ciemnej toni stawu
gdzie senne pod trzcinami rdzawe zeppeliny –
nieme królowe niewidzialnych miast
liczą
żółtobrzeżki
zgubione guziki
2.
wakacje pachną sokiem
traw, liści i śliwek
c o ś
patrzy zaczepnie w rozbestwionych
korzeniach
dziadek drzemie zmęczony na bujanej huśtawce
babcia idzie przez ogród
a za nią idzie
ziemia
Tandem
Jedziemy na tandemie przez jesienny park.
Otwiera się przed nami jak rozciągane palcami
wnętrze pomarańczy. Wzmagam zmysłową intensywność
i poruszam dłonią zawieszone w powietrzu liście –
zbudzony zapach. Pasterz wiatr robi porządki na ziemi
i zdmuchuje z niej wszystko jak niepotrzebny pył
ze starożytnej księgi.
W tej właśnie chwili prześwietlasz nas oboje
rentgenem spontanicznego śmiechu, który podrywa bractwo
kawek. Ich skrzydlate kontury niczym drobne pędzle szybko
rozmalowują wyraźny widok
w zamglony mat.
Jesteśmy cesarzami wyobraźni.
Promieniejemy dumnie jakbyśmy jechali
po grzbiecie świata,
pełni głupiutkiej wiary, że jutro
będziemy tu znowu
tupiąc po czystym śniegu.