Pijak
śpi snem twardym
jak kostka brukowa
a diabeł mu z myśli
robi origami
To musi być miłość
przecież nigdy
wcześniej tak namiętnie
nie całowałem
klamki
Tak jakoś
niefortunnie
się nam ułożyło
twoja nieczułość
i moja niemiłość
Niedziela
kac, rosół, familiada
Pierwszy śnieg
Ona i on.
Śnieg, mroźnie, zima.
On, rozchylając foliową torbę:
Taki por może być? Mam jeszcze marchewkę,
pietruszkę, pół selera i cztery skrzydełka.
Ona: Tak, może być.
On: To zrobimy rosół. W domu mam ćwiartkę, jakieś wino, chyba słodkie i cztery piwa.
Rozgrzejemy się.
Ona : No, no. Zimno dziś trochę.
On: Dobrze. To jedziemy do mnie.
A ja czuję się głupio, że im podkradłem ten kawałek nieba.
Najchętniej to poszedłbym na to do kina.
Wiosenne porządki
w pierwszy ciepły dzień
po długiej zimie
staję twarzą do słońca
rozpinam rozporek
żeby rzucić trochę światła
na spraw(c)ę płci
Krzyż
cuda
na kiju
Tego roku zdaliśmy egzamin dojrzałości
Latem chodziliśmy nad Wisłę
z Joshuą, Zośką i Ewą.
Ewa kochała się w Joshu, on wolał Zośkę.
Ja nie mogłem spać, trochę przez upał,
ale najbardziej przez Ewkę.
To był dobry czas, jeszcze nie wiedzieliśmy,
że żyjemy ostatni raz.
Jeszcze wieczność oznaczała
nieskończone możliwości.
Joshuę rozstrzelali we wrześniu,
Zośka zaginęła tydzień później,
Ewkę pogrzebały ruiny jej kamienicy.
Mnie się udało.
Pierwszego chodzę nad Wisłę.
Podobno wszystko płynie.
Dla mnie, to ten sam czas.
Ta sama rzeka.
Kac
w rozedrganiu, w barłogu,
w pełnym rynsztunku,
w psie, w stanie opłakanym,
leżę na czuwaniu
zliczam w skupieniu,
na wszelki wypadek,
nawet te najcichsze
kroki, których mi nie szczędzisz
Mantra
Popierdalam dziś po tęczy
Żaden problem mnie nie dręczy