Serpentyna

Wyszedłem z lasu trzymając komodorę
podpaliłem pióra na pijanym albatrosie
oderwałem liście z czoła założyłem buty
będę kręcił nową fabrykę wisów pod radomiem

będę kręcił watę cukrową na pierścieniu
którejś ze spadających nagich planet
kręcił z dziewczyną o niezawodnej twarzy
w przełyku trzymał kawałek serpentyny

settembrini strzelił palcem niestety trafił
w ścianę łączącą katastrofę z łąką i ląd
się rozstąpił przy policzkowaniu młodych
jeszcze iskier supernowych z salem

wszedłem do klasera kanceruje znaczki
biegnę w ciężkich butach pamiątce z wermachtu
trzymając się za zęba a koleżankę za oko
żeby nie wypadło i nie było psychoz

bezprzewodowe myszy już dogania kocur
zmienia przeznaczenie wywołuje wojnę
z igłą nitka uprawia nagi lunch na mojej
osobistej szybce od telewizora czemu tak

przepastnie się we mnie wpatruje współczesny
bachus wychudzony na kokainie z zębem
jednym tylko w swojej młodej twarzy
i jednym oku na wpół zamkniętym kopycie.


Indagacja

Podłączyliśmy wariograf do łąki
przestałem jej wierzyć a tym bardziej
w nią więc zwołałem kamienie co było
pod ręką i zaczynam przesłuchanie

moje pierwsze pytanie to co widziałaś
łąko i czy faktycznie w tobie siedzi
tyle przedmiotów tyle kości pokaż
co zostało po twojej rzekomej bytności

udowodnij prócz twardości że jesteś
może i cię widzę może i czuję
ale czy to wszystko naprawdę wystarczy
aby uznać że istniejesz uwierzyć

i uwiecznić ciebie taką jaką jesteś
w swojej rozległości i intensywności
podłącze pod ciebie mały telewizorek
komputer i gordyjskie kable

będę tłukł cię prądem i kopał fundamenty
aż się wszystko w tobie rozpadnie
stanę się osobistym i jedynym ss manem
jaki przekona cię że nie jesteś łąką

aż sama uwierzysz w to całe płakanie
i będziesz już tylko lotniskiem
albo osiedlem parkingiem dla naszych samochodów
dla naszych dzieci nieoddychającą dziuplą

aż wreszcie zrozumiesz i ja zrozumiem
że w tobie już nic nie ma a to co zakopane
to chała i ułuda marny ślad tego co teraz
i z tego też to coś w tobie zostanie

i wtedy zrozumiem wreszcie ze jesteś
jednak łąką do której wpadamy
a jak nie łąką to chociaż ziemią
która nawet jak się zmieni nią będzie


Podniebienia

Na ścianie widzę odciski po portretach
to podniebienia o jakich nic nie wiedziałem
a jeszcze widać wzrok co z nich świeci
wprost na moje dłonie wiem że sam też świecę

to taka mała wiedza o idących krzesłach
na równiny wielkiego stołu który się
sam ściele i nawet jak stoi na nim
elektryczna grzałka i metalowy kubek

to nic nie zmieni że to z wielkich stołów
przybysz na nowy azyl żadna martwa ręka
a nad nią mgły mówiące do nas całym zdaniem
nie daj się uwieść szybie i pantomimie za nią

bo wiąże ona sznurki na twoich stawach
w galeriach przy lustrach i innych narracjach
podlewa sztuczny kwiat bez deszczu z parasolem
a ja wolę normalne stare przyjęcia z jedzeniem

zwyczajnie usiąść przy stole nakarmić się chlebem
może masłem posmarować wziąć do ręki sztućce
porozmawiać przytulić i nic więcej nie chcieć
bo wcale tak wiele w życiu nie potrzeba


Lalki

Wszedłem do lasu i czuje coś innego
palce wystają z ziemi ktoś ją z dołu trzyma
żeby się nie zapadła i nie zatopiła
pod ciężarem samochodów i telewizorów

wielki uśmiech rośnie stale się przybliża
tylko czekać aż uderzy do naszego wnętrza
nasypie niepokoju roztroi instrumenty
i będziemy siedzieć skuleni na betonie

niebieskiego wina zabraknie nam w języku
opadną nasze gardła na dno małej sprawy
zamiast ust będą oczy my tylko guziki
zapasowe przyszyte do zniszczonej gleby

nie ma co pękać przeżyjemy wszystko
mamy przecież skórę nici można zmieniać
skoro na nas nie zamknięto więc sami
zamkniemy i będzie to właściwym
ostatnim otwarciem.


Jeżeli istnieje

Jeżeli istnieje to cholerne ufo
o którym mówią psychiczni i dalajlama
to chciałbym pójść z nimi na wódkę
i pokazać jak zasypia drzewo

może nawet zagralibyśmy w nogę
w tenisa ale na pewno nie w karty
bo jeszcze w tych kartach by się pokazało
że oni to nie są żarty, lecz my też

nie żarty, budzimy się wstęga dnia
i piasek sobie co wieczór do ślepi sypiemy
a czasem zwijamy w siebie świat
który zdobyty i co ponad nami.


Demencja

Smutek to skrzynka małych drewienek
wyciętych w kwadraty i zawiniętych
w papierki po starych cukierkach,

problem zaczyna się jak o tym nie wiesz
nawet po trzecim czy czwartym,

a wielki smutek to skrzynka zawiniętych
zjadanych razem z papierkiem
spinaczy do bielizny albo kamyczków

Porządek to odkurzony dywan.


Stany skupienia

Wbiłem długopis w godzinę czwartą
ma taka konsystencje jak galaretka
to chyba zasługa zimy, latem by tak
dobrze nie skrzepła i rozlała się

mógłbym ją zjeść łyżeczką ale
najadłem się zupełnie już godziną
dwunastą więc w sumie mógłbym
się czegoś napić może o piątej

coś się z tymi stanami skupienia
pozmienia i wreszcie zaspokoję
swój głód czy chciejstwo. Może
za jakiś czas wymyślą środek

do rozmiękczania czasu tak aby
płynął delikatniej ale nie za prędko
aby nie protestował nikt że wojny
że cały worek pozłacanych uszek
z urwanych filiżanek ktoś tam niesie.


Wiersze z tomu Chodzę spać do rzeki (Wydawnictwo „Zeszyty Poetyckie”, 2015)
http://zeszytypoetyckie.pl/debiuty/1400-rafa-rutkowski-chodz-spa-do-rzeki

Rafał Rutkowski – Siedem wierszy
QR kod: Rafał Rutkowski – Siedem wierszy