Siedzi całymi dniami i nocami, tępo wpatrując się w monitor. Po lewej ręce ekran telewizora, po prawej stolik na nim zakurzone papiery i kubek z herbatą. Zimną. Za oknem jakaś pora dnia lub nocy. Trudno powiedzieć jaka, bo kotary szczelnie odcinają dostęp światła. Pali marihuanę, dużo marihuany która jak wszystko w tych czasach jest nienaturalna i działa bardziej jak narkotyk, niż zioło. Całymi godzinami śledzi stronę główną i profil na Facebooku. Zresztą miliony ludzi robi to samo, w tym właśnie momencie. Substytut kontaktu z drugim człowiekiem. Źródło wszelakich informacji tak samo prawdziwych jak ci, co je tam umieszczają. Porażająca ilość śmieci, które przepuszcza przez swój mózg. Mózg nie do końca przygotowany na taką ilość różnorodnych danych, jednakowoż próbuje je sklasyfikować i poukładać, co sprawia mu czasem nie lada kłopot. Ogromną ilość informacji nie wiadomo gdzie i czemu przypisać. Wiele z nich to jakby wirusy, które niszczą od zawsze zapisane i wydawałoby się niezniszczalne zapisy w genach i mózgu. Zapisy które zdawało się stanowią o sensie i treści życia, bycia istotą ludzką. Istotą przypisaną w naturze rozwojowi intelektu, uczuciowości, wyobraźni. Bełkot powstający z nieładu nie przypisanych danych sam w sobie działa jak wirus, osłabiając fundamenty, a potem rozmontowując całą konstrukcję pierwotnych zapisów. Trwa więc wewnętrzna walka. Walka między nim a nim, i między nim a światem. On pochodzi z innego świata. W świecie, w którym się kształtował, ludzie przynajmniej starali się być wierni pierwotnym zapisom. Nie oszukujmy się, że było tak samo. On dobrze zdaje sobie z tego sprawę, pamięta. Czy to znaczy, że świat ma stać nieruchomo w miejscu? W żadnym razie, ale można nadać temu ruchowi kierunek. Dziś świat gibie się i nadyma, puchnie w nieprzewidywalne. I on to wszystko śledzi na monitorze i ekranie. Analizuje. Po co to robi ? Nie wie.
Dodatkowo codziennie stara się kupić gazetę i dwa tygodniki, które czytuje po przebudzeniu pijąc kawę. Dwa dzbanki mocnej espresso i skręt tytoniu z marihuaną. Szybki przegląd wydarzeń. Trzeba być nie czułym, pragmatycznie, linijka po linijce czytać te rozpaczliwe doniesienia. Świat się zmienia!!! Tylko nie bardzo wiadomo na jaki. Nie jest jeszcze starym człowiekiem, acz młodość fizyczną ma już za sobą. Fizyczną, bo tak zwaną duszę udaje się mimo wszystko zachować młodą. Mimo gorzkich i często przerażających wizji, zachowuje nadzieję i wiarę. Wierzy mimo wszystko w człowieka. Jakkolwiek miałoby to zabrzmieć, wierzy w przyporządkowanie człowieka naturze, rozwojowi intelektu i ducha, dążeniu do harmonii z otaczającym go jego naturalnym środowiskiem. Ludzkość w swej masie ulegała od zawsze ambicjom, stojących na jej czele jednostek. Jednostek bądź grupek ludzi opętanych żądzą władzy i bogactwa. Zresztą jedno z drugim się łączy. Jednak ludzkość w swej masie nie stoi w miejscu, a postęp technologiczny daje ludziom coraz to nowe narzędzia do rąk. Jak ludzie z nich korzystają, w jakich celach, tylko od nich samych zależy. A wykorzystują je, zgodnie ze stopniem własnego rozwoju intelektualnego i duchowego. Człowiek jest chyba najszybciej ewoluującą istotą na ziemi, a jednak ciągle tak bliską naturze. Naturze w w której kierujemy się instynktem, bezwarunkowym dążeniem do zaspokojenia. Tą cechę cynicznie i z rozmysłem wykorzystuje się w handlu. Z pomocą reklamy i innych trików jesteśmy w stanie kupić i sprzedać wszystko. Zdaje sobie raptem sprawę z tego, że można całkiem realnie sprzedać lub kupić duszę. Na obecnym jednak etapie przemyśleń i poszukiwań, nie sprecyzował czy dusza to produkt mózgu, czy oddzielny acz związany byt ezoteryczny. W dzisiejszej sytuacji zachwianie wiary spowodowane jest dostępem do miliardów informacji. Informacji prawdziwych jak ci, co je zamieszczają. Możliwość publikacji w sieci wszystkiego przez wszystkich, nie ma precedensu w historii ludzkości, choćby z powodów technologicznych, ale też z tego powodu, że informacja od zawsze będąc potęgą była manipulowana, precyzyjnie dozowana. Dziś jest to praktycznie nie możliwe. Wyciekają informacje również te ściśle tajne, ze strzeżonych miejsc, w sekundy trafiając do milionów na całym globie. Co to zmienia ? Co powoduje ? Robi herbatę, kanapkę, zapala skręta i dalej popada w tok rozmyślań i analiz. Gładko by to przebiegało, gdyby nie jeden z efektów technologizacji dzisiejszego życia, a mianowicie samotność. W jego dzieciństwie i młodości informacje niedostępne w mediach przenosili ludzie, i żeby czegoś się dowiedzieć ci ludzie się spotykali osobiście. Odwiedzali się w swoich domach na ogół. Dziś zasłaniając szczelnie okna, zamawiając jedzenie do domu, regulując rachunki w sieci, pora dnia czy nocy przestaje być istotna, a o porze roku można się zorientować jedynie po zimnych lub gorących kaloryferach. Nie ma sensu się odwiedzać jedynie po to, by potwierdzić znajomość tych samych newsów. Zresztą można to przecież uczynić za pośrednictwem sieci. Właśnie! Co tam na Facebooku?! Sprawdza czy może ktoś się odezwał w jakiejkolwiek sprawie, skomentował lub choć „polubił” link, który dziś zamieścił. Komentarze na ogół są nic nie wartymi pochwałami bądź krytykami, ale na moment dają złudne poczucie kontaktu. Prawdziwą dżunglą są fora dyskusyjne, pełne anonimowych oszołomów, niedowartościowanych, zakompleksionych, jedynie w sieci i to bezimiennie mających możliwość dania upustu frustracjom. Są też manipulatorzy i oszuści, puszczający w obieg różne sfabrykowane informacje dla osiągnięcia sobie wiadomych celów. Choćby sianie zamętu. Musi być bardzo czujny i selektywnie dopuszczać informacje do dalszej obróbki. Niestety nawet te odrzucone i pozornie zapomniane zostawiają ślad w mózgu, zajmując jakąś mikro przestrzeń w chmurze, czasem zaburzając przepływ i przetwarzanie pożądanych informacji i danych. Momentami jest mu trudno wytrzymać ten natłok. Dane z przeszłości wyryte głęboko, nakładają się na świeże przeżycia i dane gromadzone w trakcie wertowania sieci, dzienników i czasopism, tworząc momentami bolesny kłębek. Rozsadza mu to czasami głowę i ma wtedy wrażenie, że jest o włos od szaleństwa. Niemal czuje w mózgu tą napiętą „strunę”, która lada chwila naciągnięta do granic swoich możliwości, pęknie. Stara się wtedy rozluźnić, zwolnić tępo myśli, wzbudza wewnętrzną nutę o niskiej częstotliwości. Czasem to mu pomaga, a czasem wypala po prostu dużą ilość skrętów z marihuaną, która działa na jego mózg stabilizująco. Nie tylko zresztą na mózg, a może poprzez mózg działa też na jego steraną wątrobę, żołądek i jelita. Można wysnuć tezę, że pozwala mu w miarę bezboleśnie funkcjonować. Ktoś, a właściwie nie jeden, przewidział, że nadmiar informacji, z którymi nie wiadomo co zrobić, musi człowieka doprowadzić do szaleństwa, (uszkadzając pracę mózgu). Przewidział, i to dawno, że musi się to źle skończyć. Ci którzy mieli takie wizje, siedzieli w swoich domostwach lub podróżowali zbierając informacje, by je potem analizować i wysnuwać z tej analizy wnioski w takiej właśnie postaci. Być może długo nad tym pracując ich mózgi produkowały nawet obrazy, które to na jawie bądź w snach im się „wyświetlały”. Nie należy też przeceniać udziału w tym środków psychoaktywnych, od których ludzkość nigdy nie stroniła, nie była wolna. Skoro dawno temu na podstawie tamtego, jakże powolnego tępa przepływu informacji można było przewidzieć dzisiejsze realia, to dziś pływając w morzu informacji, i tak samo tą sytuację analizując, nabiera pewności że żyje w Tych czasach. Jest świadkiem upadku cywilizacji, z jej dotychczasowym porządkiem politycznym, społecznym, przemysłowym i handlowym. Czy to go przeraża? Chyba nie, przecież nie robi zapasów żywności, nie gromadzi wody, nie opracowuje planu ewakuacji. Może to źle, ale jak zwykle siedzi naprzeciw rozświetlonego monitora i wpatruje się weń. Czasem pisze godzinami. Zapisuje obserwacje, analizuje , zapisuje wyniki tych analiz. Sen, wydaje mu się stratą czasu, acz konieczną. Właściwie to lubi długo spać po długim wysiłku, ale rzadko zdarza mu się mieć spokojny sen, po którym budzi się wypoczęty. Tak więc po przeanalizowaniu danych na temat snu, doszedł do wniosku, że spać będzie tylko w ostateczności i tylko tak długo jak to niezbędne do kolejnego wysiłku umysłowego. Ważniejszym dla niego od snu jest odżywianie. Dużo białka i mikroelementów, fosfor. Mózg potrzebuje paliwa jeśli ma pracować na wysokich obrotach. A jego mózg, poza krótkimi przerwami pracuje na pełnych obrotach, zalewany kolejnymi falami coraz nowszych informacji. Nieuchronność. Nieuchronność niesie spokój, bo jeśli nie ma od czegoś „ucieczki”, to nie ma sensu się tym niepokoić. A jednak jest coś, co go niepokoi, choć jest właśnie nieuchronne. To śmierć. Oczywiście, jeśli przyjąć, że śmierć równa się nicość. Koniec jakiegokolwiek istnienia. Kiedyś miał do tego zupełnie inny stosunek. Posiadał coś, czego nie da się ogarnąć pragmatycznie, a mianowicie Wiarę. Wierzył, że śmierć nie jest żadnym końcem, a wręcz początkiem, lub co najmniej etapem w drodze. Wierzył, że w cielesnej powłoce, mechanoidzie, mieszka Dusza, która jest nieśmiertelna i podróżuje w bliżej nieogarniętych wymiarach. Jakże czuł się wtedy bezpieczny i silny. Poczuciem nieśmiertelności. Kilkakrotnie dzięki temu z pewnością uniknął śmierci. Mógłby na tym poprzestać jako na pewniku, ale jego wrodzona dociekliwość nie pozwoliła mu na taki luksus. Drążył i dociekał, analizował.
Promienie słońca ślizgają się po grzbietach delikatnych fal. Wczesnym rankiem jest tak cicho, bezwietrznie. Woda pluska o burty łodzi, cichutki chlupot zanurzanych wioseł. Ściany lasu po obu stronach jeziora odbijają okrzyki ptaków. Zalotne, czasem ostrzegawcze, jak na trwogę. Harmonia w czystej postaci. Niczym nie zakłócona. Płynie powoli, żeby nie czynić zbędnego hałasu. Nie dlatego, że ryby spłoszy, ale nie chce zakłócać tej właśnie harmonii. Wprowadzać obcych dźwięków. Nie czuje się „władcą” przestrzeni, raczej niewielką jej cząstką. Elementem, który czerpie radość z niezakłóconego harmonijnego współistnienia z wodą jeziora, szuwarami, lasem, każdym stworzeniem, które tutaj żyje. Często zdarza mu się wymieniać spojrzenia z owadami przysiadającymi na wiosłach, burtach łodzi, pobliskich łodygach trzcin. Zdarza się, że wymienia okrzyki z przelatującymi ptakami. Jakby pozdrowienia, życzenia bezpiecznej podróży. Zapach wody, glonów, lasu, wszystko to tworzy fantastyczną mieszaninę. Kolory, dźwięki, zapachy, obrazy. Odczuwa dogłębny spokój, i brak potrzeb. W miarę obrotu planety, słonce coraz mocniej grzeje w plecy. Przestał wiosłować, ale lekko rozpędzona łódka powoli posuwa się dalej, wytracając i tak niewielką prędkość. To jeden z jego ulubionych momentów. Kadłub łódki cichutko przecina taflę wody, niewielkie fale klupkoczą o burty. Patrzy przed siebie, na rozbłyski skrzących się po czubkach fal promieni słońca, na powolne majestatyczne kołysanie trzcin, które reagują na leniwe ruchy porannego powietrza. Wciąga to powietrze, napełnia nim płuca, za każdym oddechem do dna. Jest krystaliczne czyste. Łódka powolutku wpłynęła dziobem między trzciny i zatrzymała się. Natychmiast nadleciała ważka i usiadła na końcówce wiosła. Przetarła łapkami żuchwy i całą główkę i znieruchomiała. Właśnie wtedy ma wrażenie, że bacznie mu się przygląda. Widzi swoje odbicie w każdym z tysięcy ommatidiów oczu owada. Trwa to sekundy i ważka odlatuje. Jest łowcą, poluje na inne owady. Sięga do torby po komponenty i montuje skręta. Zaciąga się głęboko, by powolutku wydmuchiwać dym rozpływający się natychmiast w powietrzu. Niczego nie potrzebuje, jest w domu, u siebie. Nic więcej. Po prostu JEST. Na niebie bez jednej chmurki, nie widać nawet smug po samolotach. Wyjął kanapki i termos z herbatą. Przyglądając się malutkim rybkom pływającym tuż przy powierzchni, zajada dawkę paliwa białkowo – węglowodanowego popijając pyszną herbatą. Obły cień drapieżnika pojawia się w ułamku sekundy i porywając jedną z małych rybek znika w toni. Połyka kęs kanapki. Jest tak spokojnie, jest tak spokojnie…. samopowtarzalna mantra towarzyszy mu gdy kończy posiłek. Chowa termos i delikatnie poruszając wiosłami wypływa z trzcin. Jeszcze kilka ruchów i zaczyna znów płynąć wzdłuż brzegu. Dawniej mieszkały tutaj czaple, cała kolonia. Las już zdążył się odbudować i znów bucha zielenią, ale gdzieniegdzie wystają jeszcze nagie wypalone do białości pnie ogromnych drzew. Kiedy mieszkały tu czaple cały las wyglądał jak te białe pnie. Nie wiadomo mu dlaczego to zrobiły, wyniosły się. Może też wymarły. Mógłby spytać w wiosce, ale po co. Kompletnie ta informacja nic by nie zmieniła, a on jest tu nie po to, by zbierać tego typu dane.
Pływając łodzią po jeziorze czy chodząc po lesie, nie zbiera danych, nie szuka informacji, otoczenie go informuje, uczy siebie, na każdym kroku z każdej strony przepływa przez niego strumień wiedzy. Wiedzy nie spisanej, nie uchwytnej wręcz bo pozostawiającej jedynie ślad, materiał w postaci doznania absolutnej harmonii z otoczeniem. Naturą, która już była, zanim pojawił się człowiek. W środowisku miasta, gdzie żyje na co dzień, takiej możliwości nie ma. To jakby dwa światy na jednej planecie, zbudowane z zupełnie różnych komponentów. Świat miasta zbudowany z informacji, doniesień, spekulacji, rokowań, przewidywań, wydarzeń, sensacji, szkła, betonu i stali. Jest to świat w jego pojęciu nierzeczywisty, urojony ze składników. Dlatego tak ceni sobie chwile, które spędza w świecie naturalnym, prawdziwym. Zapach ogniska i echo szczekania psa, znaczą że zbliża się do przesmyku między dwoma jeziorami nad którym jest leśniczówka. Można tam zjeść świeżą rybę, zrobić drobne zakupy w sklepiku pani leśniczyny. Mocniej odepchnął się wiosłami i łódka nabrała prędkości. Teraz wiosłuje miarowo, spokojnie płynąc w stronę przesmyku i leśniczówki. Planeta dokonując obrotu wokół własnej osi, wystawiła na promienie słońca jego twarz. Zdjął koszulę, twarz jeszcze bardziej wystawił do słońca, i wiosłował dalej czując jak krew wypełnia mięśnie jego ramion, a krystaliczne powietrze płuca. Harmonia.
Ostatnie, największe od kilkudziesięciu lat erupcje plazmy na słońcu, zdają się mieć bezpośredni wpływ na pracę ludzkich mózgów, co przekłada się najbardziej widocznie na niepokoje i eskalację wybuchów przemocy na całej planecie Ziemia. On też odczuwa niepokój wewnętrzny i jeszcze coś, jakby pewnego rodzaju zerwanie ciągłości czasu. Jakby jego strumień przestał płynąć równym, raz szybszym raz wolniejszym nurtem, a zaczynał prychać przerywanymi chluśnięciami, jak z kranu po awarii wodociągów. Niepokoje i ruchawki na planecie nie były źródłem jego lęków, bo że nastąpią wiedział od dawna, ale to dziwne zerwanie ciągłości czasu… Od dziecka odczuwał działanie księżyca, zwłaszcza w pełni. Odczuwał wtedy niepokój, podwyższoną nerwowość, trudności ze snem. Długo nie wiązał niczego z niczym, byt niesiony ściekami życia w nieznane. Miał być pozbawiony dociekliwości, nauczony ignorowania oczywistości i naginania karku dla osiągnięcia własnych celów. Teraz doskonale zdaje sobie sprawę z wpływu faz księżyca i bombardowania plazmą ze słońca. Wzrost agresji odnotował, choćby słuchając nocą odgłosów za oknem. Wrzaski były zawsze, ale ich treść uległa w ostatnim okresie zmianie. „Jebać” zmieniło się w „zabić”. Przed kościołami i w miejscach Nowych Kultów widział zbierające się grupki mężczyzn. Młodzi i w średnim wieku, w czarnych płaszczach, pod którymi ukrywali jakby krzyże. Jednak to nie były krzyże, ale broń. Strzelby i automaty. Ulice wydaje się pustoszeją o zmroku szybciej niż zwykle. Kto ich powstrzyma kiedy wszelkie hamulce zwane człowieczeństwem zawiodły. W dzisiejszym świecie zasady człowieczeństwa nie obowiązują. Nie istnieją. Kapłani nie mówią o zbawieniu dusz, o przebaczeniu, oni wołają o pomstę – zemstę, i nie wołają do nieba. Sprawdza w sieci najnowsze doniesienia serwisów kilku krajów. Zawsze tak robi, żeby mieć spektrum, z którego po analizie wyciągnie własne wnioski. Często cofa się pamięcią do czasu swojej młodości i dzieciństwa, porównuje zachodzące zmiany. Jest to podróż zadziwiająca bo wiedzie przez trzy „epoki”. Epokę analogową – lampową, przez tranzystorową do ery cyfrowej (digital), a dziś wkracza w erę nanotech. Wraz z rozwojem technologii obliczeniowych, rozwijają się wszystkie gałęzie gospodarki, postęp wyznacza zmiany kulturowe o szerokim zasięgu. Zasięgu globalnym i dotyczącym wszystkich sfer życia. W erze lampowej, urządzenia radiowe i telewizyjne po włączeniu nie działały od razu, trzeba było zaczekać aż nagrzeją się lampy. Czas był rozciągnięty, przepływał stosunkowo powoli. Człowiek miał poczucie, że ogarnia otaczającą go rzeczywistość, pozostawał z nią w stałym kontakcie. Personalne komunikatory istniały w powieściach science fiction, ale pewnie już nad ideą takowych pracowano. Ale wtedy, jakże mylnie, wydawało się to bardzo odległe. Przełomem stały się układy scalone i mikroprocesory. Należał prawdopodobnie do ostatniego pokolenia, które może żyć bez prądu. Dzisiejsze pokolenia nie są w stanie żyć bez komunikatora personalnego i sieci internetowej, a brak prądu to zagłada. Za jego dzieciństwa i młodości technologia nie determinowała tak życia jak dziś, nie była tak wszechobecna. Była raczej dodatkiem, który miał ułatwiać, nie uzależniać. Ledwie kilka minut zajęło przejrzenie najważniejszych doniesień z kraju i świata. Nie znalazł jednak nic o tajemniczych grupach w czarnych płaszczach. Więc jest prawdopodobne, że tylko on to zauważył. Sprawdza inne strony i serwisy, wpisuje mogące pomóc tagi przeglądarkom. Są tyko czarne płaszcze na sprzedaż. Zaczyna go to niepokoić. Czyżby miał przywidzenia, a faceci w czerni pod płaszczami mieli jednak krzyże?! Znaczyłoby to, że jego mózg płata z niewiadomych przyczyn figle. No oczywiście można przyjąć, że po ilościach marihuany, jakie palił, miał zwidy, ale pali tyle od co najmniej trzydziestu lat i nigdy nie miewał przywidzeń, to znaczy, nie zdarzało mu się widzieć czegoś, czego nie było. Postanowił oczywiście sprawdzić o co chodzi. Częściej opuszczał mieszkanie i spacerował tak, by móc obserwować wybrane kościoły i miejsca Nowych Kultów, miejsca gdzie widział mężczyzn w czarnych płaszczach. Czynił to zawsze wieczorem lub nocą, w dzień śledząc serwisy i telewizyjne informacje. Starał się znaleźć choć strzęp, może wskazówkę, coś co zwiastuje. Wiele takich symptomów ukrywa się w pozornie błahych wiadomościach, albo w zestawieniu kilku różnych z różnych dziedzin. Miał swoje metody wypracowane przez lata obserwacji jeszcze poprzedniego systemu. Tak, bo prócz innej epoki technologicznej, urodził się i dorastał w innym systemie ekonomicznym i politycznym. Z całą pewnością dostrzegł defragmentację społeczeństwa, a właściwie społeczeństw, bo w innych krajach i częściach świata obserwował podobne zjawisko. Jednak na własnym podwórku obserwacja tego zjawiska ma szczególny wymiar. Nie tak dawno społeczeństwo w swej masie koncentrowało się wokół kościoła, przeciw mniejszości rządzącej za poparciem mocarstwa. Ale po rozpadzie mocarstwa, upadku rządów jednej partii, kiedy zniknęły kraty i kagańce, ludzie zaczęli poszukiwać, zadawać pytania. Przestali się bać swoich poglądów, i społeczeństwo przestało być jednorodne i monolityczne. Pojawili się politycy, którzy wykorzystali to, do swych celów i podział się pogłębił , a co gorsza, jakby dwie siły znów stanęły naprzeciw siebie. Kościół na tym tle nie mógł utrzymać monolitu i też się rozpada. Nowi prorocy zakładają własne kościoły, czynią własne postanowienia i postulaty. Jezus królem kraju. Oficjalnym. Niedorzeczność w dzisiejszym świecie, zwłaszcza że Jezus, o którym mowa nie żyje od ponad dwóch tysięcy lat. Powstają nowe tajemnicze związki i organizacje. Jest tego pewien. Ci ludzie w czarnych płaszczach z pochodniami, konspirują przeciwko państwu, w którym żyją. Widział ich już nie raz, a i co dzień ogląda na reprezentacyjnej alei miasta, jak sieją zamęt i defetyzm, jak agitują, wszczynają awantury. Są agresywni wobec oponentów i ciekawskich. Pełni nienawiści, trzymają symbole krzyża, które kościół określa jako symbole miłości. Zupełny galimatias mogłoby się wydawać, ale tak nie jest. To rozgrywka, nie mająca jednak wodza, czy nawet kogoś kto ją wymyślił, a jednak odbywa się wedle planu. Przewidywalnego planu. Oczywiście tylko dla tego, kto wnikliwie się przygląda biegowi historii.