Białystok
w mieście uciekam z hotelowego pokoju
na wycieczkę po wino by zasnąć spokojnie
a na zewnątrz obudowuje mnie ciemność
jak obcy nieprzyjazny dom bez swego ogrodu
jak wrócić inną drogą by znaleźć w śnie cień słów
które będą bliższe od całej pustej stworzonej całości
którą rozpisuje się na małe znaki i zaraz rozprasza się
po rozłożonej kartce gotowej na prawdziwą miłość
kiedy odpowiada: nie pragnę ciebie z tobą pożądam
Brześć
czy może przetrwać biel ubitą
w bruzdach zaoranych pasów
płynąca z krą opuszczonej rzeki
rzekę zobaczyć możesz tylko z mostu
wypełniony czernią graniczny blankiet
kolejnym kłamstwem na karcie pobytu
czy usłyszeć można w śpiewie kobiet
idących za czarną smugą w białe pola
z imieniem wodza naszego na ustach
historię nocnych zajęć tego miasta
Włodawa
żydowskie jatki i katolickie geszefty to samym sercu
wyremontowane odmalowane na jasno jak kiedyś
z pustym placem w środku wyłożonym kamieniami
dla nich trwanie jest niezmienną praktyką wydeptania
wychodzisz kupujesz później biegniesz w sprawach bożych
procesja od synagogi, przez cerkiew do barokowego kompleksu
na koniec mykwa w spokojnej przystani albo kąpiel w rwącym nurcie
równa liczba kroków i modlitw równa ilość szybkich oddechów
proporcja niezaburzona nawet przez czas teraźniejszy
w strumieniu blasku ulic bliźniaczo straconych sekund
i też dwie równoległe ulice Jana Pawła II i Piłsudzkiego
idące nad dwie równoległe rzeki bliższą Włodawkę i Bug
obejmujące kapliczkę aż pod granicę możliwego oddalenia
dziś synagoga śpi spokojnie milczą wszystkie instrumenty
głosy które wprawiały w ruch kurz zrelaksowany w sieni
trąbki klarnety smyczki zgrywają się w bezruchu promienia
światła wkradającego się tutaj natrętnie przez zamknięte
blask zawsze był jedynym złodziejem barw starego tynku
wynoszącym wszystko na butach miejscowych paserów
zieleń nosiła się pod próg cerkwi gdzie grzmiał Mojżesz
krusząc tablice na złotą trumnę i kaflowy piec bijący w rogu
tak tu zimno że siedzimy przed wyjściem – mówi jedna z dwóch
katoliczka pilnująca prawosławnej, częstująca ruskimi pierogami
opowiadająca o Żydach, którzy przychodzili tutaj z polnymi kwiatami
które sprzedawano i sypano też w odpust świętego Ludwika
gdy w procesji z chorągwiami z obrazami przez Mostową mógł iść
każdy kto chciał dojść daleko za przez Włodawkę i jeszcze za Buk dalej
za drugi most bo przecież po on jest by nie zatrzymywać tej wędrówki
jednej wspólnej dla wszystkich modlitwy drogi przez zielona granicę
Manewry jesienne „Wołowiec”
jak nagle sytuacja staje się znajoma i mglista zarazem
na granicy skoszonego ze skostniałym następuje atak
przetacza się masyw pokonanych i zdobytych roztajów
całym front traw przekazuj komunikat o zaniku barw
nie potrzeba grypsów błękitu do zapisu rodzinnej sagi
odczytuje się: wygrało złudzenie i nagle wraca pamięć
w leszczynę po procesji wysypuje się armia z odpustu
pop zamyka szybko bramę jego żona błogosławi obcym
na moście miesza się już zapach nafty ze zgnilizną korzeni
kto kocha się a kto nie zdradza tajemnicy i niesie w kieszeni
księgę szyfrów z wersami Matewskiego kiedyś ukradzionego
zaraz wymyśli się parafrazy odezwy z seriali wojennych
najohydniejsze robale są pod jasną góra rzuca kontakt
dziupla gotowa do wymiany odpowiada: no men omen
Regietów
wszystkie ślady przykryje materiał
czysty kiedy obrywa się na zmarznięte
trzy kopce krzyż i karłowate owoce
przystanek przy każdej drewnianej
która jak obrócona na drugą stronę
koszula wymalowana wzorami z czuhy
i pod grubą warstwą przyśpieszony puls
objawia się gorączkowym biegiem i szamotam
dzięki sile uderzeń wiesz że jeszcze jesteś
jest w sam raz: tak się mówi w nawie
jak się kocha mimo braku ikonostasu
w obok wciśniętych nowych organów
po drodze do Regietowa słyszysz Emila:
sercem możesz mierzyć czas by pamiętać
kaplicę na lnie jaki ją wyodrębnia i chroni
Nieznajowa – niezdjęty
stracił głowę zanim pomalowano go na niebiesko
istnieje jako ślad tego że za jego plecami wypalono
parcele z cichym przyzwoleniem przybranego ojca
jaki został partyzantem oraz zwykłą prostą świnią
idziemy do niego z dziećmi przez zasypaną drogę
przecinamy depcząc trakt rysia kota lisa bądź psa
w rynnie pełnej punktów płyną przez chwilę znaki
zostaw jakiś ślad bym mógł jakoś ciebie odnaleźć
Niski – i powiedzieli, to jest wasz dom
i powiedzieli, że na jednym liściu
zapisano żywot wszystkich drzew
czytaj pod światło które staje się
składnią wszystkich nowych mów
zaraz uderzy kadłubek o kontynent
zarys brzegu drżącego tak jak ciało
zachwieje się w równowaga środka
pomiędzy niebem i tym co pod nim
i powiedzieli, że to jest jedyny dąb
który można już ściąć na nasz dom
by i w nim żyły rzeczy nam zbędne
plamy na stole wpisujące się w papier
krąg po kręgu staje się orbitą świata
i przywraca w nas całą równowagę
wiarę w to co niebiańskie i piekielne
pisz ogniem jaki zatlił się pomiędzy
i powiedzieli co będzie: to jest dom
w nim wybuchnie wiatr co pochłonie
dach który odpłynie wnet oderwany
burta uderzy o linię ciepłego frontu
liść po liściu ta cała ognista armada
przenosi jasną zgnilizną odkupienia
otwiera się ziemia na to co nad nią
to jest dom powiedzieli następnym
Klezmer Hojz (Koniec)
w atmosferze spalają się spadające włosy
mów do mnie: Koniec porządkuj żegnaj się
okno z widokiem na Remu: pasą się drzewa
karmi je światło powtórz: Koniec po powrocie
w atmosferze spalają się spadające kasztany
mów do mnie: Koniec żegnaj porządkuj się
kometa nie przepowiada narodzin początku
to jest ziemia porządek pożegnania na koniec