Przemiana

wiatr tak silny że go widać potem długo nic i wtedy
ranny samolot wchodzi w atmosferę wzajemnych podejrzeń

z góry dół wydaje się taki mały ludzie są z papieru
a domy dla lalek tworzą miasta jak z sennych koszmarów

jest tak dostojnie i pięknie że chciałoby się zrzucić bombę
wystarczy pomyśleć że tam gdzie jeszcze nie zgasło światło

robak zamienia się w człowieka nie ma akuszerek czy boga
są tatuś mamusia i tajemniczy głaz z ukrytą we wnętrzu prawdą

tylko kto chwyci za dłuto i młotek by wytoczyć z niego krew
kto posprząta te nienaturalnie poskręcane i sczerniałe płody


***

przypuśćmy że wreszcie zaczęliśmy uczciwie żyć
liczą się intencje a te są na bakier z uczynkami

mrok który nadszedł zza winkla zzuł ciasne buty
drzewa zataczają się bo las jest oszalałym tłumem

nic z tego nie wynika ale jakże malowniczy robi się krajobraz
gdy na horyzoncie żywym ogniem objawia się płonący samochód


Walka

słowo się rozchorowało orzekli że to z samotności
w odwiedziny przyszedł imiesłów wymiotny

po nim był ból który nie potrzebował towarzystwa
został na długą noc do końca nieudanego zabiegu

śmierć za parawanem przymierzała czyjeś buty
a po przyjęciu nie miał kto pościelić łóżka

wygładzić ciepłego wgłębienia na poduszce
uspokoić tchórzliwego wiatru wiejącego z pola


Uśmiech

w uśmiechu wił się ogon od poklepywania oklapł zad
nikt mu nie rzeźbił twarzy a wyrósł na ładnego efeba

ziemia urodziła zgniłe owoce i pieczołowicie zawieszała
na niebie jak medale na piersiach zmarłych bohaterów

z sadzy ulepiono obłoki z pumeksu wzniesiono skały
bagnetami wycięto uskoki długi miesiąc ciężkiej roboty

nie było zajęcia więc karzeł został cyklopem na bezrobociu
gdyby wszyscy wyznawcy dojechali na czas udałoby się

im ukamienować prawdziwego świętego to byłby sukces
przy pustych trybunałach starożytni grecy za coś takiego

zrzucali meble w przepaść dziś zapraszają do restauracji
umawiają się na wywiady kobiety rozkładają kolana i są

otwarte niczym egzotyczne kwiaty a zmarszczone z niesmaku
morze rozstępuje się jak skóra na udach modelek (lepiej nie szukać

dziury w całym bo znajdziemy całe w dziurze) i pękają narody
widać po śladach że sprawy wymknęły się spod kontroli

więc skąd ta radość skąd ta cisza skoro już po burzy
i na naszym ciepłym uśmiechu postawiono meczet


Martwy

martwy czas zaczął cuchnąć więc zbierz się na odwagę
i wyrzuć z siebie to co niepotrzebne miłość i nadzieję

opukaj z zewnątrz zsynchronizuj zbieżność ról
najpóźniej do piątku ureguluj rachunki krzywd

comiesięczne opłaty zamień na pożyczkę u mafii
żyj wbrew schematom choć to też już schemat

granice parodii wycierają się od używania
brodzisz po kolana w mętnej wodzie gdzie jesteś

błyszczący kamyczku mojej podręcznej utopii
idź się utop albo wybierz cały zaległy urlop

(2008)

Olgerd Dziechciarz – Pięć wierszy
QR kod: Olgerd Dziechciarz – Pięć wierszy