List do Pabla Nerudy

wyobcowałem kawałek ziemi dla Ciebie
przykryte piaskiem wersy mówią szepczą instruują
jakby dwóch starych przyjaciół w stylu angielskim
popijało herbatkę i opowiadało o poznaniu
tym przed i po kolejnej kobiecej planety

pomiędzy chodnikiem dłużą się spotkania nieobecnych
dotykać niewerbalnie potrafią tylko nieliczni
kiedy zapomnę skóra robi się bielsza niż kreda
a pod naskórkiem tworzą się bąble z ropy

przestałem numerować daty w kalendarzu
miał za duży wpływ na zdolność widzenia
dziś słucham bardziej ukrywam demony na kartce
przesyłam lekki uśmiech niebawem ponownie napiszę


Koniczynka

światła zawsze wyglądały na jaśniejsze
po drugiej stronie mostu
kaczki to ciekawe stworzenia
kwaczą i zanurzają swoje dzioby w wodzie
ja jako kura domowa często wyczekuję swojego koguta
lubię jak jest nastroszony
kobieca ręka ma to do siebie że wszystko potrafi przygładzić
gdy jestem sama wychodzę na brzeg jeziora
suknia do kostek i wiatr
mogę się mu oddać niech bierze mnie w posiadanie
a ogień we mnie
lędźwie doprowadzi na skraj szaleństwa
mówią o mnie koniczynka
nie wiem czy to z powodu zielonych oczu
czy dzikiego spojrzenia jednak tylko paru śmiałków
wybrało się ze mną na erotyczną przechadzkę
przerażam temperamentem
to ja prowadzę w tańcu ciał
decyduję kiedy ma się skończyć
butna charakterna nieskrępowana
a wracając do kaczek lubię patrzeć na ich lot
gdy nurkują w powietrzu tuż nad poziom wody
i nagle podrywają się w górę
jak z seksem każdy ma swoją trampolinę
muszę poszukać nowej
obecna jest zbytnio zużyta
do przodu popycha mnie głód doznań
smakowania
czasem robię to dla pogardliwych spojrzeń
śmieszą mnie te wszystkie utarte schematy
nimfomanka uwodzicielka
lubię dobrą zabawę
kawę można zawsze dopić zimną
poszukuję to dobre określenie
kto nie idzie do przodu ten się cofa
każdy drążek może się wysłużyć
zbutwieć przestać działać
tak jak ta latarnia co świeci za dnia
bo pogubiła się w nocy
nie chcę być światłem tylko go doznawać
ukierunkowywać emocje
strach podniecenie smutek
każdy znajdzie swój przydział
w moich ramionach


Przenikanie

trzeba zamalować nasze twarze pastelami by być mianownikiem podstawą
nieprzenikalną istotą wczesnego poznania
już czas wydobyć się z mroku
latarnie jedna po drugiej oznajmiają SOS pamiętasz kiedyś lubiłaś grę światłami
widzę wszystko inaczej przez pryzmat cylinder w okularach jest jak luneta dla snajpera czekającego na cel
mogę pozostać z boku wsłuchując się w nowy cień a ty zapisz w notesie jakim darem są oczy gdy widzisz nowe zagrożenia


Serce na czterech kółkach

o czwartej bawię się w kucharza
dwie małe pomarańcze trochę krojenia
i sok piekący dłonie
już nie pamiętam kiedy moje soki
ostatni raz wypłynęły na światło dzienne
to już kolejna jesień kiedy nie ma twojej ręki
wodziłeś nimi powoli
stosując ten magiczny rytuał
kciuk
dwa palce w głąb doliny i koliste podrażnianie warg
a ja twoja Nefretete
nabrzmiała w spazmach
wybuchałam raz za razem
nocuję w koszuli mimo że zima blisko
bez bielizny
w nadziei czekając na pukanie do drzwi
oświetliłam ganek tylko to cholerne światło
nie daje już życia
modre oczy mogłabym się w nich przeglądać
takie krystaliczne
szkoda że zabrałeś je ze sobą
Zuzia też odeszła
powiedziałeś
to mój nowy powiew świeżości
póki co wyciskam pomarańcze
na wózku każdy rarytas
musi przecież cieszyć


Nasze maszty

łamani jak maszty
w niespokojną godzinę
szukamy stałych lądów

porwało takielunki
równo z wiatrem
do oceanów i głębin

skąd czerpać pewność
gdy fale
zbliżają się do powierzchni ciała

nieprzemakalne są łzy
a sny nie dają
poczucia bezpieczeństwa

Grzegorz Skoczylas – Pięć wierszy
QR kod: Grzegorz Skoczylas – Pięć wierszy