I tak, jak co roku, idę wąską ścieżką wijącą się między nagimi pniami leciwych sosen. Po mojej prawej stronie, pośrodku kociewskiego boru stoi zatopiona w zieleni brama. Padające na nią złote strugi lipcowego światła przyciągają moją, na ogół wędrującą po bezkresach, uwagę. Wabią, czarują, „kuszą coraz głębiej – w tę zieleń, w tę zieleń”, kierując wprost do „bramy do…”, która pozornie chce być zapomniana. Bluszcz ciasno oplata przerdzewiałe pręty, tworząc gęsty, nierozerwalny od lat łańcuch. Nic nie wskazuje na to, by ktoś podjął się przejścia na drugą stronę, ale ja, jak Leśmianowski Topielec chcę posiąść wiedzę o nieznanym mi dotąd świecie. Wiem, że ryzykuję, lecz to, co zakazane najbardziej mnie intryguje. Dokąd prowadzi owa tajemna brama? Dryfuję wśród zieleni, a głucha cisza nie daje mi żadnych wskazówek. Niezłomnie trwa przy naturze – wraz z zielenią strzegą tucholskiego sekretu.

 I tak, jak co roku, kociewska kraina jest pełna magii. Otworzyłam się na nią i idę szlakiem wyznaczanym przez tutejszą florę. W letnie noce, na środku Jeziora Świętego stoją dwie jasne postaci – duchy kochanków splecione w miłosnym uścisku. Siedzę na pokrytym mokrą rosą mchu i obserwuję parę z oddali. Naprawdę tam są, „przed oczyma duszy mojej”. Blask księżyca oświetla ich twarze i demaskuje towarzyszące im emocje. Dostrzegam coś, co przyprawia mnie o dreszcze. Ich wzrok – pełen pożądania. Mimo że są zjawami, nie muszę się lękać. Zapatrzeni w siebie, nawet nie dostrzegają mojej obecności. Dobrze znam ich historię. Młodzi żyli niegdyś po dwóch stronach jeziora, pochodzili z walczących ze sobą, potężnych grodów. Podzieleni nie tylko przez wodę, ale i wiarę, nie zaznali spokoju i szczęśliwej miłości. Wbrew wszelkim przeciwnościom losu, spotykali się każdego zmroku na granicy – Świętej Strudze. Nie zważali na groźby potępienia, wrogie szepty, czy ostre spojrzenia. Uczucie było dla nich najpotężniejszą siłą. Uważali, że nic nie jest w stanie ich rozdzielić. Jednak, przyroda spełniająca wyroki rozgniewanych Bogów nie była dla nich łaskawa. Pogrążyła ich w odmętach jeziora. Choć do samego końca wierzyli, że los zacznie im kiedyś sprzyjać i będą mogli żyć ze sobą i dla siebie, zginęli zatopieni w łodzi, mocno trzymając się za ręce. Teraz wspominają w rozmowach między sobą, że zapowiedzią tragedii było bicie dzwonów, dobiegające z drewnianego kościoła. Nie słuchali ostrzeżeń. Podczas burzliwej nocy nawałnica pochłonęła również świątynię. Do tej pory można niekiedy usłyszeć metaliczny dźwięk gongów. Absolutną ciszę przerywa na parę sekund mistyczne dzwonienie, niosące się z głębin jeziora. Tutejszy las naprawdę skrywa wiele tajemnic, jedną z nich już znam, czy uda mi się odkryć, co chowa się po drugiej stronie niezbadanego dotąd przejścia?

 I tak, jak co roku, o tej samej porze, pośród powiewu rześkiego wiatru i gęstwiny słodkich jagód, próbuję złapać to, co nieuchwytne, zwłaszcza dla zwykłego przechodnia. Wysoko postawione iglaki bronią wejścia do nieznanej dotąd krainy dwunastu jezior – z pewnością tajemniczej. Czy może też mrocznej? Kojące mnie, letnie światło podsyca blask zieleni, a u jej stóp leży grząskie, odrażające bagno. To ono nie pozwala mi podejść bliżej, doświadczyć w pełni. Błogi spokój nieustannie miesza się z niepokojem, to uczucie budzi we mnie ekscytację, pogłębia zainteresowanie tutejszym krajobrazem. Mimo wszystko, momentami zalewa mnie gorzka fala zwątpienia: Czy przejście, które tak bacznie obserwuję, nie jest przypadkiem tylko bramą do mojej wyobraźni? Dokąd prowadzi „brama do…” stojąca nad brzegiem jeziora i tonąca w otchłani kociewskiego boru? I tak, jak co roku…

Jagoda Tymińska – I tak, jak co roku…
QR kod: Jagoda Tymińska – I tak, jak co roku…