Człowiek z wieżowca

ma osiemdziesiąt lat
i mówi: w ludzkości
jest zmartwychwstanie
– widzę! – chmury
płyną
z jednej wychodzi druga
co chwilę inne
co chwilę nowe


Potrzeba

Wpatrzeni w ekran z obrazami
odeszli po ukazaniu śnieżycy.
Przegięcie – pomyśleli. I odeszli.
Po co patrzeć. Wielu jednak zostało,
zahipnotyzowanych, jak w dzieciństwie,
drgającymi punkcikami. Niczym w baśni.


Podejrzane idee

rozum to nie emocje
emocje to nie rozum

tyle mistrzów pisarzy filozofów
tyle doktryn teorii idei

przekłutych

przez emocje przefiltrowanych
przez używki wykrzywionych
przez swoje i tylko swoje
dziecięce doświadczenia

chcieć prawdy
więc prawić
nieświadomie pokłamując

można na przykład
napisać ecce homo
już jako nieźle wykrzywiony koleś
aby potem jeszcze bardziej wykrzywiony koleś
jeszcze bardziej wykrzywił ecce homo

można być geniuszem ale ćpać
za dużo kokainy i solidnie fundamenty psychoanalizy
zachlapać spermą pac pac to tu
to tam nie ma co
bajerować Søren Kierkegaard jeśli poznać życiorys
od razu widać źródło to zrozumiałe Arthur Schopenhauer
odludek bez ciepła drugiego nie ma

jednej niepodważalnej filozofia
jest jak fraktale jest jak fraktale
można powiększać i powiększać nigdy
nie kończy się mądrość nigdy
nie kończą się skrajności

śmierć za idee? przestań

zawsze
ale to zawsze możesz się mylić


Rzeczywistość wyobrażona

twarz wśród twarzy
mit wśród mitów
mit wśród twarzy
twarz wśród mitów

pierwszy w drugi
drugi w trzeci
trzeci w czwarty
czwarty w piąty

utrzymać tłum
porwać tłum
stłumić tłum
zabić tłum

żyć jak byk w zagrodzie
cztery na dwa albo człowiek
w klatce pięćset dziesięć
milionów kilometrów

kto dokonał wyboru?
nie myśl o tym nie ma
obiektu to nikt wokół to
jest głębią to jęz mitem


Skok kwantowy

rozpostarł ramiona jak ptak
jak ptak

tam
na wieżowcu

chciał skoczyć w niepamięć
ale w ciebie skoczył
słoneczne stworzenie
z domu
poranionych na wiatr
na wiatr

oddala się planeta i cichnie ryk straży
przybliża się planeta i słychać lokomotywę

ocknął się w przedziale: pociąg
hamował na spotkanie zmiany

Bóg
ach
Bóg 
on opuścił 
mnie dawno temu
myślał

aż nagle
zrozumiał:

od wyższej mocy
spodziewać się można co najwyżej

ruchu 

a T o M ó W 

w które patrzymy

Efekt góry

słońce wypala
krzemienie z gleby
jak obrzęd albo pamięć

głuchoniemego
co płonie
daleko w krwi

czyżby gdzieś tu
schował się i patrzył
bardzo stary bóg?

świt – sztylet
na Rysach – w noc
poszarpaną psami

lato w górach
skalnych jamach
z wrażeniem:

zamknięte
ciężkie – wiedzą
wiedzą o nas


Argument pragnienia

pragnienie życia po śmierci
często tak silne że zdaje się wrodzone
jak pragnienie picia jedzenia czy oddychania
jest w nas niezgoda na unicestwienie

wyjść z pokoju ciała w zbiory fraktali
wszechobecne nieskończone i doskonałe
być przenikającym subatomowym pędem
to tu to tam unosi się chmura pamięci

na której nie zależy już strunom gdzieś
może na chwilę zadrży powietrze a
okulary żałobnika zaparują w ła-
miącym się dziwnie dla niego świetle


Jama

czasem
pamięć trafia na nóż: chłopiec
znów idzie za trumną najpierw w kościele
wśród ławek ludzi
witryn (panie panowie
co tniecie wzrokiem chłopca niech zagra wam Mozart
Lacrimosa!) potem przez miasto
na cmentarz – i tam
właśnie tam (Boże
niech ktoś wstawi pauzę!) otwarła się jama
rozległ się ryk –

potężna jama otworzyła się
w ziemskiej kuli doktorze Death
tyle już lat odpłynęło ten wiersz
nadal wieje jak żrąca
substancja co w mózgu
miękkim wypala otwory

nie pożegnałeś się


Sprzątacze

bulgot gotowanej wody o czwartej nad ranem
wśród kierowców śmieciarek
rozpoczynającej się ecozmiany
pomarańczowe kombinezony z odblaskami
chmury z papierosów na mrozie
AKCJA ZIMA w głowach
AKCJA ZIMA na skórze
nim wstanie czerwona opona
wyruszą stąd wszystkie many i scanie
piaskarki ciągniki pługi
kawa – zalane wrzątkiem senne odpady
przechodzą w rejon który trzeba ogarnąć ja
– mówi ostatni – tak jak mój ojciec
trzydzieści lat
sprzątam ten świat
brud
nie skończy się nigdy
po czym podaje mi przeoraną
jak ziemia
czystą jak świt dłoń


Bulgot imperium

Ile podbitych ludów mieści się
w szczelinach twojej twarzy?
Które imperium przemawia
twoimi ustami? Wokół źrenic

dawne rzeki, do których wchodzili
swoi i obcy, obcy i swoi, i tak płynęli
prosto w twoje spojrzenie, gdy widzisz
całkiem nowe miejsce – i jesteś pewien.

Albo że niektóre lęki nie są spowodowane
przeżyciami z dzieciństwa, ale dalekimi
bardzo dalekimi krainami. Niezwykłe,
przez jedne wakacje ogarnąłeś język włoski,

kiedy angielski do dzisiaj sprawia ci trudności.
W każdym człowieku bulgocze słoneczna plazma
– skłębione delfiny na wirującej, wciąż wirującej
jaźni. Milion słońc przeniknąć, aby spotkać się tutaj.

Sen za kierownicą

światła reflektorów
odbite w nieskończenie
głębokich oczach saren
przeskakujących przez jezdnię
czyżby przenosiły gwiazdy?
pomyślał i wjechał
w kosmiczną wodę
wrak był stacją ISS
w dole rozświetlona
piorunami planeta
na której nikogo
czy dół jest górą
a górą dołem?
pomyślał i prysł
w nieskończenie
głębokich oczach saren
i światłach reflektorów


Uszczypnięcie rzeczywistości

aby otworzyć oczy
musiał się uszczypnąć
z roztrzaskanego dna

snu przed lustro

z porysowaną twarzą?
złamanym żebrem?
sinym kolanem?

się ocknął

Dominik Żyburtowicz – Dwanaście wierszy
QR kod: Dominik Żyburtowicz – Dwanaście wierszy