1
szczerze, z szarości zapach dworca warszawa śródmieście, widać
toaleta sala albo pusty pokój, słychać
ściany: zjedz ciastko wypij kawę weź kąpiel
zapach stołówki w szpitalu, pierwszy zagipsowany
fragment ciała bliższe z pierwszym przełknięciem
pierwsze szkło
rozbite dłonie, zapadnięta kość
przez skórę wyszły żebra, struktura tkanki
znów niepewna, zachowawcze mantry, gry
w związki, struktura tkanki
miąższ jabłka, chrząstki, w których żyją osoby,
rozwiązania się – ciężki i lepki fragment skóry
chwila
urwanych myśli
2
mówię tak przez sen: oczy
trzęsą się jak skrzydła czarnej ćmy
widzisz, to zdjęcie na pożegnanie usunięte
wyrwana kartka i zostawiony numer
adres staną się nieczytelne
nawet nie – ale jeszcze raz uciekam
i mówię do siebie: nie pamiętajcie
mnie wszyscy, wystarczy
że zostawię na kimś zapach
zawsze jest inny – cecha
pamięci
to zniekształcone w pociągu odgłosy, odjazd –
odruchowo ciemnieje żarówka,
już wieczór
oszczędzam na wszystkim
3
klisze fotograficzne stały się
przypadkiem nie takie jakie miały być
jak miało być i jak nie być
kto był bezgranicznym spokojem
ubranym w czerń
kto zbierał bezdomnych sprzed nocy,
jakie jest imię, które zapada,
odchodzi
jak bije o tory, która godzina jest właściwa
które pytanie można przewidzieć,
która klisza jest właściwa,
zmiana warty
przy progu pustego pokoju
4
rzeka utrata, wymiana płynu językami,
nazwa niezmienna
błąd i dziennik inspirowany straceniem,
kalendarz niezobowiązujących dat:
cyfry, liczby, przecinki, podkreślenia,
pustki, wykrzykniki, równania –
noc – ten sen był prawdziwy
pamiętam nogę zająca przy wskaźniku
cel to prostokąt na tablicy
jeżeli wybierze z imienia,
z ust wypłynie rzeka
5
trzeba uśpić psa inna figura
i zniekształcenia, które mieszczą się,
zakładają na siebie ruch powietrza –
bezgłośne są żale, złości, krzyki zapewnienia,
ruch słów po kłótni, w pokoju
unosi się gryzący dym
zachowam wyrzucenie dla siebie –
przypomina mi się,
wtrącę potrzebę,
trzeba uśpić psa, pamiętam
ale wychodzę
6
ptak o którym powiedziałem
zaczął być tematem: czarny
próbowałem przez chwilę doszedłem
po skojarzenia: na trawie musiały być ziarna
stoję na trawie
przed zamkniętą furtką
musiałem być tematem
przestałem widzieć
kiedy odleciał
na ziemię
7
świece nagrobne gasną
żebym zabierał je do domu
płomień zmienia się w żar, światło
zamienia się w popiół przy łóżku
motyle
zostawiają czarne ślady,
lecą do świecy
gaszą ruchem skrzydeł,
jeżeli chcesz możesz zostać
wypuścimy z klatek wszystkie ćmy
8
na każde pytanie odpowiedź brzmi nic
na każdą odpowiedź przypada jedna luka
gdybym mówił wszystkimi językami świata
byłbym wszędzie,
na powierzchni, faktura
byłaby wodą – pod powierzchnią
ostrych kątów, widzisz,
to sen,
to woda,
to nic
nie szkodzi
nic nie znaczyliśmy poza ulicami
wchodząc pod beton
pod glinę
przepadając bez wieści, na które czekaliśmy,
tylko przemoc
leży przewróconym odwłokiem
czego szukaliśmy
szukaliśmy
9
po skończonym jak szarpnięcie za plaster równa
do ciszy największej ulicy
uległość i język byłyby falą
brak wiatru
język drętwieje z braku wody
przestań wypisywać na ścianach
jest pragnienie, ciszej
napić się,
twarz obmyć
wstać ubrać wyjść
zapomnieć
nie skończyć
nie skoczyć
10
echolalia
poza tym napełnione usta
piasek zamiast śliny
gdyby sen powiedział, że jest
prawdziwy byłby,
zapominam rozebrać się na noc do wody
ubrać wstać wyjść
nalać wody
zmoczyć twarz, to
co widzisz jest tym
co przesuwa
się pod wzrokiem
mówię sobie, gdybyś był,
byłoby
myślę ubieram
wypluwam
wychodzę
jak cykliczna ofiarność
może być spalona
napełnij usta,
mówię
zapominam
nie kończę
11
narośl w wewnętrznej stronie ust po prawej stronie
powinna mnie martwić,
spójrz
jest wieczór,
więc zamykam oczy, bo mijam się
spójrz
jak ćma odbija się od okien
nawet nie wiem
czy chce wybić szybę
czy umiem wnikać w ścianę
lufcik wydrapany w bladym oknie
żeby móc oddychać,
ale zapomniałem otworzyć usta
odbijam się od ściany
jak od lustra
nie zdążę wyjrzeć żeby zasłonić księżyc
w palcach jak wapień
kruszy się światło
12
schody układają się
w asymetryczne figury
woda na nich
rozkłada równomierny
krok jest zgrzebny i powolny
słońce ma
stop
13
kiedy nie znasz drogi
tego co kryje się pod
stopami grząskie
beznamiętne
kiedy topi się
i pot
koszulka poduszka
wyrwane w ostatnim momencie
chwila nie będzie na noc
kiedy woda
przytłumi oddech
14
ale wymyślam rzeczy
niezgodne z czasem ryba
odruchowo podpływa
do powierzchni
pies odruchowo nasłuchuje kroków ptak szybkim ruchem znajduje drzewo ćma znajduje światło
nie rozumiem
ale wiedzieć
wytrzeć, wyjść, kiedy słowa
mogą mieć znaczenie
ulica wydaje się jasna
i to jest prawda
złam księżyc: planeta przestaje znaczyć miejsce
to które
opisywano
język łamie się na dwie
skrajnie niepodobne części
kto jest
po której
stronie
melodia jest cicha
ale pamiętam
że są pociągi
przed którymi
wyjdziesz
15
obok klatki schodowe
pokoje bez okien
okna bez szyb
ulica jest prosta
wytrzeć ręce
zrozumieć po co –
słowo przybiera na masie kurczy się, otacza
odchodzi, przeistacza się nawet zwierzęta tej nocy czuwają nad bezsennością wyjść
bez zrozumienia, obraz
ulica
okna
drzwi
brak języka
puste usta
zły
wyraz
twarzy
nie jesteśmy
ludźmi
przechodzimy
przez zwierzęta
16
Pokładam się na podłodze, przymierzam ubranie
rozbieram się do łóżka
ścielę się
wkładam brudne rzeczy
a przed kimś
ktoś ukradł psa
ale pies
nie może wstać
spanie ścielenie
się zostało i pies za psa moneta
ciężka za pół łóżka
kolejne miasto zapala światło
muszę wstać kiedy masz problem z oddychaniem
wyciskanie owoców zajęty leżeniem
nacisk do prześcieradła
zaczyna być mokre od nacisku
oczy stają wyraźne, ale stają
i kto ma racje kiedy oddech jest mniej
rytmiczny
od pojęcia
od nagiej piersi
rzadszy
niż mleko
17
kiedy koniec ma swój
początek głodu i nagłe
wyjście dokąd
wejście donikąd
każdy spogląda
nie przed siebie
niemożliwe
żeby podkładać się
na podłodze
lepiej by na ścianie
na kartce na torze zmyślonym
żeby było spokojnie
zobacz
jedno słowo
którego nie znasz
spokój w pustym
pokoju o który staraliśmy się walką