Noszę w sobie nasze piękne dziecko a ty uciekłaś

Zapłodniłaś mnie, ale nie przewidziałaś wiosny
Dla tej twórczości. I zwiałaś jak jakiś facet
Który wykorzystuje sytuację i zamawia mi kwiaty
Na pożegnanie rozrusznik w gardle – do podtrzymywania
Zmarnowanego życia; Najadłem się wstydu,
upokorzony na ostrzu cesarki jednak to nie żadne królestwo –
Bez dłoni która mogłaby chwycić mnie przy porodzie.
Poćwiartowany lęk, bym łatwiej to jakoś przełknął.
Módl się by dziecko było zdrowe – będzie to znak
Że nie jest podobne do ciebie.


***

Potem spojrzało życie w zamyśleniu poza siebie i rzekło cicho:
„O, Zaratustro, tyś nie dość mi wierny!
Nie kochasz mnie wcale tak bardzo, jako mówisz;
toć wiem, że o tym tylko myślisz, jak by mnie niebawem opuścić”.

„Tako rzecze Zaratustra”

To się nazywa coś –
Zdycha na waszych oczach człowiek i nic nie robicie
Ratujcie człowieka czy nie słyszycie jego utyskiwania
Jego płaczu i zamroczenia, kona na piachu porzucony
Ten człowiek, który miał czynić sobie ziemię poddaną
Ładunek wybuchowy na własną rękę

To się nazywa coś –
Wyje jak kundel porzucony bo opuścił go pan
Miał przyjmować najcięższe ciosy i się nie zmieniać
Niczym bulla na piersi triumfatora –
Na złość świecąc przykładem;

Brzmi zachęcająco, ale – ratujcie człowieka.
Który widział piękno na Świecie i nie był w stanie uwierzyć.
Chociaż zapamiętajcie jego środki ostrożności –
Intelektu przeszkadzającego życiu duszy –
to się nazywa coś – po czym nawet Bogowie się gubią.


Chciałem napisać o tobie wiersz

Jeśli się opieramy naszym namiętnościom, to raczej dzięki ich słabości niż naszej sile.
La Rochefoucalud

Jak bardzo jesteś za młoda i się nie spodziewałem, okoliczności łagodzących
na wojnie o pietruszkę, na której się nie pali – wiosek Etrusków
że zachowujesz szczególną ostrożność, by zapaliła się, choć lampka
zamiast deptania niewypałów, którymi chcesz wybić się na starcie;

Gotów byłem pisać – że potrafisz iść przed siebie unieważniając doświadczenie
Zjarać najpierw porządnie kilka mostów – zerwać połączenie
po moim trupie pospacerować do bólu, by dostać pietra o tyle zachodu
a nawet porządnie dostać w dupę.

Chciałem napisać o tobie wiersz niczym udawanie, że wciąż tu jesteś
z narastającym niepokojem, który kieruje mnie do źródła
Nieugaszonego śmiechu (Bogów i bohaterów);

i gdy tak skupioną uwagę, traktujesz jako tablicę do lotek,
wal śmiało, cel masz przecież zawsze przed sobą –
Nie z tej ziemi – ale Tu żyje się, póki się kocha.


mała architektura

Po filarze spływa kropla gęstsza od ciężkiej myśli –
Która drąży luksusową jaskinię samoobsługową
Moje lepkie dłonie od niedbale zsuniętych jeansów
Dźwignia zmiany dziejów –
Czas aby się zabawić ze sobą. Nikogo nie ma przed kamerą.
Żaluzje zatrzymują Świat. Penera. Enter. Akcja.
Po cichaczu stawiam kładkę od swojego czubka do serca
Bym mógł suchą nogą przekraczać grząski grunt pustki
Który pożera moją wyobraźnię kawałek po kawałku
Ku rozpaczy wiekuistej cholera zapomniałem wyłączyć wibracje –
Aż zostaje twardy orzech, na którym zamiast liści wiórki pyłku
Strzepnięte po tym jak znów spaliłem się ze wstydu
Rozproszone powiewają przeskakując z kwiatka na kwiatek –

Każdy sąd mnie uniewinni zawsze wybiłbym sobie z serca
Marsyliankę, kask po tacie szkopie – podczas objęcia władzy myślę
O przyszłości i przeszłości, w których wyręczają mnie inni –
W której dyga mnie inny – owoc żywota – Aż do skutku Gretchen!
Problem sam się nie rozwiąże; Gdy Temida wiążę mi ciuciubabkę
wokół dłoni i nie chce puścić – o, przez ten mały pieprzony włos…
Nie mam siły związać końca z końcem siedzę z rozdziawioną buzią –
Wszystko poszło się jebać. Nie ma nawet co do gęby włożyć.
Nowa kategoria pornograficzna: cień człowieka;
Noc się robi coraz ciemniejsza, by zakryć mój strach.
Jednak nazbyt często mam wrażenie, że to nie koniec
że tylko walę na oślep w głębszą przepaść.

Michał Borkowski – Cztery wiersze
QR kod: Michał Borkowski – Cztery wiersze