„…i przeraziło go spóźnione podejrzenie,
że to nie śmierć, a właśnie życie nie ma granic.”

Gabriel Garcia Marquez, Miłość w czasach zarazy

*

O zmroku chmura podeszła pod drzwi,
gasząc nagle
kilkadziesiąt kwazarów,
gdy zapaliłem
w pokoju kilkadziesiąt świeczek
na twoje przybycie.

Czy to miłość do neutronowych?
Albo mgławic? Gdy sen
kołysze i jednym okiem widać:
biurko, długopis, kartka.
Drugim: bezgraniczne wnętrze.

Za chwilę,
jak zwykle,
wybiorę to
co pasuje tutaj.

Przesuwając wymiar
o kilkadziesiąt wierszy.

*

Poranki tak mokre i rześkie, jakby przez osiem godzin
uprawiały z nocą seks. Jesteś
w Galaktyce Sombrero, a może
już w Mgławicy Kocie Oko… ale
każdej nocy spadamy głęboko
w siebie razem. Tam, na dnie kimeryjskich
ciemności jest gwiazda sędziwa,
                                                                    jeśli pozwoli
wlecimy w nią jak w komórkową pianę (a nóż
wybuchnie coś cudownego). Tymczasem spadamy
– lustra – spadamy – słowa – spadamy – obrazy
– spadamy – Bora-Bora... Sami

pośrodku wszechświata? Czy On

oddycha nami? Chmury płyną
jak twoje akwarele, Chuchanno, a ja

nadaję im tylko szalone imiona:
"Nina", "Pinta", "Santa Maria"

i puszczam na mleczno-bursztynowej.
                                                                                 Kto patrzy?
Oczy Selene? OCZY
SELENE! Wy tu?

Maślane.

(Od kiedy jesteśmy podłączeni
wszystkie gwiazdy to oczy maślane).

*

Sierpień, huragany liter

j a k  p r a n i e

albo Rapsodia Rachmaninowa. Tu,
na zachodnim kontynencie
trwają manewry odrzutowców i co chwilę słychać
jak przekraczają barierę dźwięku, co lepsze
kawałki zamykam w krysztale poligonu (każdy
nowy j e s t  z w y c i ę s t w e m) – jak rozwieszone
od wschodu do zachodu flagi trwającej

rozmowy.

Do 03:00 w nocy wrzucaliśmy w studnię rosyjskie przekłady,
a potem do świtu czytaliśmy na głos. Ból
spojrzał nam w twarze i ulotnił się w kropli, prosto
w zaśnięcie – plum. Nie do końca rozumiem,
czyje imię odkrywa i zakrywa chmura. To imię
jest wszędzie: solarny, podarty na kawałki rękopis.

Tymczasem nasze kotki drapią się po głowach,
obserwując połów uklei. Już noc? – No to od nowa:
dno jeziora, burzowa

superkomórka,

plamy piorunów na powierzchni. Jakby

stwarzała alfabet:
                                           BŁYSK… 
                                                                           i powitanie głosu:

                                                                                         Tam,
                                                                        w Galaktyce NGC 3718,
                                                            są moce wsłuchane. Czasem czytają
                                                                   wam w myślach i koncertują
dziwnymi snami.

*

Miałam sen, że nad niebem, nad atmosferą i dalej – jest jeszcze jedno niebo: jak ocean spokojny albo akwarium z niebieskimi ciałami. Wszystko zanurzone w wodzie. Mieszkali tam ludzie, którzy poruszali ustami jak ryby, i byli tam Wenus, Mars, Jowisz… Wszyscy wirowali wokół mojej głowy. Gdy otworzyłam oczy, wybiegłam do ogrodu, jakbym chciała ich zatrzymać, jakbym biegła za wahadłowcem Dream Chaser. Niestety. Jak zwykle spotkałam tylko efekt HALO i mapę chmur, którą wciąż musimy zapisywać na nowo.

*

Obudzeni we wnętrzu Betelgezy
czujemy wszystko, co jasne.
W dole potop zalewa miasta.
Noe umarł, na Covid-19.

Chodź, wykąpmy się w archepierwiastkach.
Wychodzisz umazana farbami,
których nie znał nawet Picasso
ani Modigliani. I nagle w Obłoku

Magellana – geodeta: Zapraszam
na magiczny Zamek, turlajcie,
turlajcie się po podłodze. Tam,
gdzie echo, gdzie echmos: Żeglarzu

cyfrowy, cyfrowa żeglarko, my też
niegdyś, jak wy – piękni, a teraz
wołamy z ciemnoeterycznej wody:
żeglarz fenicki, fenicka żeglarka.

Patrzymy na siebie panną i bykiem
w jadącym pociągu, nad otwartą,
Bałwochwalczą Xsięgą. I deszcz jest,
więc pijemy deszcze. Pijemy

rzekę. Pijemy drzewo. I różę
pijemy: „Różo, oh, czysta,
sprzeczności, rozkoszy, być snem
niczyim, pod tak wielu powiekami.”

„Byliśmy małżonkami, zanim jeszcze
staliśmy się przyjaciółmi…
nie z wyboru, ale na mocy
jakichś wewnętrznych zaślubin.

Nie szukały się w nas dwie połowy,
zaskoczona jedność rozpoznawała
siebie ze zdumieniem w drugiej,
nieobjętej jedności […] przed praczasem…”.

*

Oczekiwanie na poprawę
przedłuża się w czasie.

Listopad ujada
na wszystkich ulicach.

Liście spadają jak transparenty,
ludzi kaszlących w szpitalach,
ostatnim tchnieniem. Jak długo
będzie trwać covid?
Wie może tylko
kulista dusza świata,
co rzyga od nienawiści,
spocona i chora.

Ty: zanim uderzysz pałką
i ty: zanim pierdolniesz kolejną butelką,

pomyśl o przyciąganiu
jak o podskórnym wietrze,
co niesie ogień
po krajach,
                                      rozsiewając,
                                                                       rozsiewając.
Nie zwalczysz agresji
agresją, nie powstrzymasz
choroby chorym
od złości umysłem.

Sina mgła nad blokowiskami,
sina mgła w oczach ludzkich
zwierząt.

*

Ale nie wchodźmy samotni w nowy rok.

Za nami łuny kaszlu, krzyku i śmierci.
Przed nami pijaństwo i głupie piosenki,
które już dzisiaj śpiewamy, a co tam,
trzeba dalej żyć. Każdego dnia
skaczemy przez jakiś ogień, najczęściej
jest to ogień z oczu ogniomistrzów,
których jakoś znosimy dzień w dzień
musimy się dusić w brudnym powietrzu,
lecz właśnie dlatego w pewnym momencie
wybucha balonik szczęścia, i ktoś półserio: oł je!
Życie jest jednak piękne. A potem

jest już tylko lepiej.

*

Czy
to już koniec?

Sędziwa gwiazda. JEST.

Jest złota piana. Są złote ściany.
Czym byłoby życie, gdybyśmy zostali
w tym bezruchu? Nudziarstwem,
Chuchanno, czystym nudziarstwem -------------------- przebijmy więc
tą gwiazdę tryliona.
                                          Albowiem:

Nie ma dna
i nie będzie.
Nie ma sufitu
i nie będzie.

Siedem nieboskłonów,
przez które, jak przez błonę
– blum – obojętne więc
w którą stronę:

WSZĘDZIE LECIMY PRZEZ SIEBIE.

Los jest naszym bliźniakiem.
Słońce jest naszym bliźniakiem.
Komety. Pulsary
są bliźniakami. Śmiejemy się więc
lub
płaczemy razem.

2020

Dominik Żyburtowicz – Morning Glory (poemat, fragmenty)
QR kod: Dominik Żyburtowicz – Morning Glory (poemat, fragmenty)