okno na cegielnie

przytłacza zgniła zieleń ściany
pod którą oddajesz mi wieczorem
cały swój dzień
bez słowa ocierając się o nią
światło księżyca kładzie się
na zmurszałe deski podłogi
w szczelinach mieszka robactwo
pod łóżkiem chowamy tajemnice
kładziemy się w czystej pościeli
zostawiają na krześle brudy dnia
za oknem majaczy stara cegielnia
na noc schodzą się tam psy i koty
dawniej ćpuny z okolicy
miały tu swoją świątynie
ptaki spacerują po wąskim parapecie
ludzie ze strachem patrzą sobie w oczy
z kościoła dobiega ciche „mea culpa”
dobrze że są jeszcze jacyś winni
pod naszym dachem robi się ciaśniej
rozrastają się drzewa wokół domu
wiatr przycina je ostrym podmuchem
w kominku wielki ogień
księżyc w pełni za oknem


warszafka

świt mnie przywitał późną godziną
M leżała pod mokrym kocem
wieczorem zarzygała pościel
światło wdarło się
choć zaciągnięte rolety
kładzie się jak leniwy kocur
naleśniki przywarły do patelni
ubranie do ciała
zwietrzałe piwo
wymieszało się z kawą na dnie kibla
przyczesałem włosy
skropiłem twarz kolońska z Paryża
wychodząc na świat
zabiłem telefon
żeby mieć mniej z nim kontaktu
chodzę po mieście
mijam i potykam się
o takich jak ja
buty obcierają
kamienice tulą
słupy o mnie się trą
w kieszeni mam już pusta butelkę
po twoim liście
w metrze kibice się drą
krysznowcy wciskają orzeszki
papież Franciszek przybył do Estonii
ja próbuję dotrzeć
przybyć do ciebie
choć późno
może nawet świta
w łóżku
pod mokrym śpiworem
nadal leży naga M
nie powinnaś o tym wiedzieć
więc sprzątam po sobie
po nas
wieczorze
prezerwatywy i butelki
porozrzucany Waits i Piaf
niech razem sobie śpią
awanturnicy i młode prostytutki
na długiej przerwie
palą drogie papierosy
wszystko się mieści w ramach
bramach i ślepych oknach
obraz trzaska kolorami
nawałnice i wichury
nie ma znów prądu
oczy otwierając pocą się
a kolejna kawa w kubku stygnie


ero-tyk

mrugasz do mnie lewym okiem
prawe łapie obraz za oknem
podnoszę ci sukienkę ponad kolano
chcę wejść
wskazówka kołyszę się
próbuje zejść z szubienicy zegara
ześlizguje się powoli
wślizguje między słowa wiersz
pachniesz zmęczeniem
pokój jest wypełniony tym zapachem
to ciągle w tobie siedzi


czysta

po stole chodzi wściekła mucha
nie zakłóca to płynności
kolei zdarzeń między nami
wszystko się mogło stać
stało się tak niewiele
ten wieczór inny niż zwykle
tom na noc nie wrócił
byliśmy tylko z edith-
sam na sam w ciemnym pokoju
myśl była czysta jak wódka

Robert Skrzypek – Cztery wiersze
QR kod: Robert Skrzypek – Cztery wiersze