Wszystkie cytaty kursywą za "Słownikiem wyrazów bliskoznacznych" 
pod redakcją Stanisława Skorupki
Wiedza powszechna, Warszawa 1987                   

Widziałem lisa, który nasrał na ścieżkę, a potem uciekł do lasu. Może lisy są samotnikami, ale chyba wiedzą jak bardzo poplątane są ludzkie losy. Siedziałem nad jeziorem i męczyłem jedno z trzech piw Tenant, które tutaj piją alkoholicy, świeciło słońce, a chmury układały na niebie piękne wzory. Moje życie było mniej wzorzyste – twardniały mi ręce i serce. Work&work. Tylko odbłyski na wodzie pozwalały zapomnieć. Kaczki nachalnie wyjadały chleb z moich kanapek do jebanej roboty, ale było to tak miłe, że dostały wszystkie.
Fabuła: prosta, powikłana, sensacyjna, kryminalna, oklepana, ciekawa fabuła. Ułożyć, opowiedzieć fabułę dramatu. Treść: interesująca treść książki, filmu. Akcja: akcja powieściowa. Słaba, bogata, silnie udramatyzowana akcja. Akcja dramatu, utworu, powieści, sztuki. Rozwój, tok, jedność akcji. W toku akcji. Śledzić akcję. Akcja toczy się, odbywa się, ożywia się. Wątek: fabularny, romansowy wątek powieści. Tradycyjny, główny, dramatyczny wątek baśni ludowej, opowiadania.

Zawsze marzy się o księżniczce cudem uratowanej z opresji. Czasami opresją są szczęki warzywniaka, gdzie księżniczki zgrabiałymi z zimna palcami przebierają ziemniaki, użerając się o pieniądze z gadającymi burakami. Iwonka z warzywniaka, księżniczka burgunda, a raczej nalewki lub piąty element.

Dostałem ją na Mikołaja. CUD, nie Ciało, Umysł, Duch, ale Cyce, Uda, Dupa. Spacerując ze mną po parku obejmowała drzewa, coś do nich szepcząc, czym wzruszała zarówno je, jak i mnie.

 Pierwszej nocy całego mnie pogryzła. 

Znak: graficzny, pisarski, algebraiczny – ostrzegawczy. Umówiony znak. Stawiać znaki kontrolne. Maszyna papiernicza zaopatruje papier w znak wodny. Ślad: głęboki, wyraźny, świeży, trwały ślad. Ślady kopyt końskich na drodze. Ślady walki, niedawnej wojny zbrodni.

Zagłębiać: zagłębiać wiosło w wodzie, palce we włosach. Zanurzyć sieć w jeziorze, ciało fizyczne w cieczy, ręce w kieszeniach. Zatapiać: wilk zatopił zęby w grzbiecie jagnięcia. Jastrząb wpił szpony w zająca.

Jak jej wsadzałem, to wywracały się jej białka oczu, porażając mnie swoim zamglonym bielmem, a czasami w czasie orgazmu udawało się jej spuścić {por. Tantra ye gshen theg pa.} Miała do tego talent. Kto nie widział, ten nie będzie wiedział.

Jak wyglądał mój pokój. TNT i granaty. Chaos i ruina.

Iwona zamieszkała tam ze swoją kotką Rybką, moim psem Tanią i tabunem mrówek faraona porywających okruchy słodkiego ciasta z rodzynkami, którego nikt nie chce już zjeść. 

Mieszkanie: nowoczesne, wygodne, czyste, ciasne, przeludnione mieszkanie. Mieszkanie zastępcze. Umeblować, opuścić, wynająć mieszkanie. Przydzielić komu mieszkanie. Gniazdko: przytulne gniazdko. Urządzić gniazdko dla młodej pary. Gnieździć się: dzikie zwierzęta gnieżdżą się po jamach, w norach i kniejach.

Gdy byłem z nią w łóżku, odprawiając miłosne czary wszystko było OK. Gdy zasypiała, jej twarz zmieniała się w pospolite oblicze chłopki z buraczanego pola. Chrapiąc z półprzymkniętymi ustami przypominała mi o śmierci. Budziłem się razem z nią o szóstej. Robiłem jej jakieś małe śniadanie, całowałem jej zaspane oczy, ubierałem ją w wielowarstwowy zestaw antyodmrożeniowy i posyłałem w stalowe szczęki warzywniaka. Zamykając za nią drzwi kładłem się do ciepłego jeszcze łóżka.

Stawiając wszystko na jedną kartę wyszarpałem mieszkanie od moich znajomych, gdzie mieszkaliśmy całe siedem dni. Ogrzewanie było elektryczne, nie mieliśmy gotówki, więc właściwie w ogóle go nie włączaliśmy, zwłaszcza że były silne mrozy. Szybko wskakiwaliśmy do łóżka i grzaliśmy się jak króliki.

Doznawać: doznawać dziwnego uczucia. Zaznawać głodu i chłodu. Doświadczać zmiennych kolei losu, biedy. Próbować niedostatku. Zakosztować uciech, trudów żołnierskiego życia. Przeżywać: przeżywać ciężkie chwile. Przeżyć niemało w życiu. Przechodzić różne koleje, cięgi. Przebywać: przebyć ogniową próbę. Ratunek: Szukać ratunku na swoje kłopoty. Na to nie ma ratunku, Rada: Widzieć radę w czym. Nie widzę na to innej rady niż szybki wyjazd.

Nagle wyjazd do Londynu {dalej zwanego Londkiem}. Wpadam pijaną nocą do mej lubej, wciskając jej w ręce jakieś pieniądze, za jakiś pokątnie sprzedany obraz. Wypierdalamy! I jej nieśmiertelne: A idzie tak? Pigmalion dwa.

Dover. Jeżeli ta pani studiuje, czemu nie ma legitymacji? Iwonka ma skończoną tylko podstawówkę, ale nie dzielimy się tak poufnymi informacjami z byle angielską cipą z granicy. Przejeżdżamy pierdoloną granicę mając po czterdzieści jebanych funciaków na łeb.

VICTORIA. Nowa historia, jej dłonie szukając moich jeszcze drżą, ale nasze oczy już oglądają nudne angielskie wiochy. 

 Przylepiać się: ciasto przylepia się do rąk. Palce lepią się do gliny. Kartki książki zlepiły się. Grudki ziemi przystały do nóg, smoła lgnie tak, że trudno ją usunąć.  Kasza przypiekła się do garnka, drzwi przymarzły do futryny.

VICTORIA. Railway Station. Mijają dwa tygodnie, ja pracuję w firmie remontującej dachy, nie przemęczam się, a dostaję jak na polaczka niezłą kasę. Trzysta pięćdziesiąt funtów co piątek cieszy mnie i otwiera nowe horyzonty. Co piątek mijam na Peckham biuro podroży, które oferuje się mnie teleportować w jakieś jebane tropiki, za kasę, którą mam w kieszeni spodni. Inaczej percypuję odległości świata. Teraz mierzę je w funtach. Niewiele jest miejsc na ziemi, do których nie mógłbym dotrzeć i zaraz sprawdzam zwitek banknotów w mojej kieszeni.

Podróż: podróż lądowa, morska, piesza, konna, powietrzna, służbowa, naukowa – dla przyjemności – końmi, samolotem- za granicę, naokoło świata, w nieznane, do miasta. Podróż udała się. Podróże kształcą.

Idę z Iwoną na Victorię. Tam podobno jest praca dla.  Do you have any job for this nice girl from Poland. She can do anything. Yvonn ani Me, ani Be, ani KuKuRyku. Po angielsku, a ja tracę sześćdziesiąt funtów za jebaną dniówkę, ale czego się nie robi dla miłości.

Miłość: głęboka, prawdziwa, idealna, platoniczna, czysta, szalona, płomienna, ślepa, nieszczęśliwa, tragiczna miłość. Miłość obopólna, wzajemna – rodzinna, rodzicielska, synowska, braterska, małżeńska – bez granic. Miłość Boga, bliźniego, ojczyzny, prawdy, sztuk – do rodziców, do kobiety. Przedmiot ogień płomień, szał, dowody, objawy, wyrazy miłości. Miłość wzbudzić w kim, przysięgać komu. Zaskarbić sobie czyją miłość. Miłość zaślepia, rozpala kogo.

Londek Znój. Na Peckham, przed każdym afrykańskim sklepem nabieram tchu byle nie poczuć smrodu, który dla Europejczyka jest oczywisty, a którym może być niezwykle drogocenne i wonne afrykańskie warzywo. Na Brixton wychodzę z metra, pieszczotliwie zwanego Tubą i wchodzę po schodach u boku Batmana. Dyskretnie oglądam się za siebie, i z ulgą odnotowuję fakt, że nikt na niego nie zwraca najmniejszej uwagi. Jebany standard. To lubię. Dopiero gdy ktoś wpada nago do kościoła i szatkuje parę osób mieczem samurajskim, budzi kontrowersje, podobne do tych, jakie można mieć wobec fryzur prezentowanych przez niektóre Murzynki.

Mieszkamy na Tooting, u babci mojego kumpla Michaela. Do szafy przyczepiona jest kartka. Regulamin pani Kazi.

„Informacija tego domu dla wszystkich. Proszę Zachować te reguły w tym Domu chto chce mieszkać unas to proszę Swoje Elektryczność nie używać w naszym domu.
[1] Mieć swoje mydło doprania i do kąpania i do golenia pasta do zębów i swoje ręczniki do swojego użytku
[2] Tszymać  czysto w pokoju i też odkużać co tydzień
[3] Pocichu chodzić i też drzwi cicho zamykać.
[4] grać telewizor cicho a w nocy ciszej bo sąsiedzi upominają
[5] uważać na światło i opał bo  bardzo drogo
[6] Myć się szybko a szawer co drugi dzień i też po sobie zawsze pozostawić  czysto i sucho
[7] co do prania raz w tygodniu a zdużym do pralni
[8] Piątki Sobota Niedziela nigdy nie prać!!!
[9] wieczorem do 10-15 wszystkie na swoje miejsca powoli szykować się do   spania bo rano do pracy czy szkoły
[10] Tydzień Wypowiedzenia obie strony jeżeli się nie zachowa lub egrysywny to      24-godziny
[11] Proszę Proszę niczego nie wieszać na kaliforach i na łużkach bo się psuje
pszyjaciele pszyjmować po zadomem tylko tylko
[12] nieprzyjmujemy pijaków i palaczów
Zachowywać te wszystkie reguły to się bardzo dobrze mieszka bez martwienia i kłopotu każdemu!
Życzymy każdemu wesołego pobytu tak jak inny mieszkali po 3 lata, 2 lata 1 rok 1 1/2 i  6m 4m 2mi kto mógł ale każdy ma mieć kilka , 6 miesięcy 
Proszę nie hałasować w nocy i cicho gadać”

Sto języków, pakistański angielski, szkocki, jamajski, angielski, irlandzki, hindi ingli, współczesna wieża Babel.

Natłok: natłok wrażeń. Nawał: nawał myśli, nawał pracy: nawała wrogów, pogańska. Huk gości, roboty. Kupa: mieć kupę interesów na głowie. Masa. Moc: masa ludzi, zgłoszeń. Legion kandydatów. Las masztów. Roje gwiazd. Mrowie ludzi. Zatrzęsienie robactwa. Chmura gołębi. Burza oklasków. Deszcz żelaza. Zdroje łask. Strumień łez. Lawina towarów. Rzeka głów. Powódź kwiatów, tandety. Fura dzieci. Bateria butelek. Stek głupstw. Wielka ilość wody, węgla, piasku. Wielka liczba samolotów.

Z zażenowaniem przymierzam kask, który kupiłem za pięć funtów. Jestem w piekle, albo w którymś tam kręgów czyśćca. Porzućcie wszelką nadzieję na easy money, wszyscy, którzy przekraczacie progi tej budowy. Odmiana na gorsze, zapierdalam na budowie hotelu Holiday Inn, na Hammersmith, niedaleko tzw. ściany płaczu, gdzie naiwni Polacy szukają pracy, a często znajdują łapankę.  Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek tu będę. Sto lat temu słuchałem płyty Motorhead nagranej na koncercie w tej dzielnicy. A teraz, jest kurewską codziennością stawianie się o ósmej rano i podpisywanie listy obecności u Simona, naszego czarnoskórego kapo. Pierwsze dni na budowie są dla mnie piekłem.

 Praca: usilna, znojna, syzyfowa praca. Praca zarobkowa, przymusowa, kolektywna, zawodowa, społeczna, twórcza. Praca za wynagrodzeniem. Praca około gospodarstwa. Usprawnić, zracjonalizować pracę. Zabrać się do pracy. Krytykować czyją pracę. Praca wre. Praca wydaje owoce. Robota: trudna robota. Robota jak się patrzy. Robota wywrotowa. Skończyć robotę. Robota idzie na trzy zmiany. Orka. Harówka. Brać się do codziennej harówki. Powszednieć: najpiękniejsza miłość stygnie i powszednieje. Triumfy spowszedniały komu. Hołdy pospolicieją z czasem. Zarówno słowa uznania jak i obelgi zobojętniały mu w końcu.

Czterysta na trzecie. Płyty gipsowe. Po wniesieniu paru sztuk i wykonaniu kilku ekwilibrystycznych wygibasów na wąskich schodach, chciałem zrezygnować.

I tu, zaskoczenie dla jebanego intelektuala, inside jesteś twardszy niż ci się zda. Pierwsza lekcja: labour czyli robotnik niewykwalifikowany nie porusza {por. purusza w filozofii hinduskiej} się w normalnym tempie, trzeba chodzić jak pierwszy człowiek na księżycu, w końcu płacą ci za dniówkę, a nie za tempo, które sam sobie narzucasz .  

Wolno: wolno bije zegar. Powoli pracować, chodzić. zwolna przyzwyczajać się do czego. Pomału, pomalutku, pomaleńku. Chodzi sobie pomału. Woda płynie leniwie. ślimaczo posuwać się, krok za krokiem, noga za nogą.

Po dwóch tygodniach wraz z niejakim Arturem, chłopakiem z Płocka staliśmy się Masters of Plasterboards. WE ARE REAL LABOUR PARTY.

Ya Man. Niezły jest ubaw z Jamajczykami na budowie. Nigdy wcześniej, ani później nie widziałem ludzi, którzy potrafią i poświęcają tyle czasu na symulowanie pracy. I teraz obrazek: puste, zakurzone korytarze, w pustych drzwiach stoją nostalgiczni mieszkańcy Kingstone oparci na nieodłącznych atrybutach lejbra, miotłach. Zamglone spojrzenia raz w lewo, raz w prawo. Na widnokręgu „kerownik”: wszyscy żywiołowo, wręcz z poświęceniem dla nikomu nieznanej firmy przez chwilę udają pracę, po czym znowu zapadają w letarg, byle do dziesiątej. Podobno na Syberii, w czasie zaborów dużą torturą było wykonywanie bezcelowej pracy, na przykład poranne wykopywanie dołów i wieczorne ich zasypywanie. W Londku mogłem robić to codziennie, byle mi płacono za dniówkę, o której zapominałem zaraz po wyjściu za bramę budowy. Byle do dziesiątej. Nieraz obserwowałem wskazówki zegarka, które nie tylko nie chciały iść do przodu, ale delikatnie cofając swój bieg powodowały moją panikę. OK. Pierwszy lunch. To, co najciekawsze w jebanej robocie, zeżreć swoje pierdolone kanapki, które nie są dla ciebie żadną niespodzianką, bo sam je zrobiłeś, ale spowodują chwilowy bezruch czasu, papieros i znowu w transie.

Nigdy nie uwierzyłbym, jak głęboko duchowym doświadczeniem może być praca na budowie. Jamajczyk rozmawia z Etiopczykiem o Hajle Selasje i mają całkiem odmienne opinie. Cała akcja rozgrywa się w pustym przedpieklu, gdzie nie ma ciszy, rozrywanej jazgotem udręczanego metalu i przekleństwami. Po dwóch tygodniach wszyscy klną po polsku. Ich „fuck” jest śmieszne, wobec nastrojowych możliwości samej tylko ”kurwa mać”.

 Sto na drugie. No problem. Przydzielają mi Murzyna do przyuczenia. Na oko Lennox Lewis. Inna kategoria wagowa. Po pierwszych dwudziestu plasterboardach jest zlany potem, po następnych stu, pyta mnie czy jestem maszyną. Nie, ja jestem z Polski.    

Wytrwać: wytrwać na posterunku aż do końca. Wytrwać bohatersko w niebezpieczeństwie. Przetrwać ciężkie czasy, więzienie, okupację. Przetrwać co mężnie, w ukryciu. Przetrzymać wojnę, ból. Wytrzymać napad wroga. Znieść cierpienie, upokorzenia, ucisk, cios. Znieść po bohatersku katowania w obozie.

Pewnego dnia pojawia się parę nowych dusz i nasz czarnoskóry kapo Simon, w swoim osobistym angielskim ściąga ich dane osobowe. Sytuacja staje się groteskowa, gdy pyta Nowozelandczyka, czy mówi po angielsku. Gościa zamurowało, a od tego czasu wspólnie udawaliśmy Włochów. Where is cement. No capisco. Italiano, mozarella, spagheti, bella Italia. Co rano wpadaliśmy sobie w ramiona z idiotycznymi okrzykami: Roberto, Giorgio! I stekiem bezsensownej włoszczyzny unikaliśmy bezsensownej pracy.

 Trzeba sobie umieć sprawiać ubaw. Artur notorycznie zmniejszał kask Etiopczyka, który przez pół godziny dumnie obnosił go na czubku głowy, póki miłosierni Rosjanie nie dali mu znać, że coś jest nie tak.

Na Camden Town zaczepiam podejrzanie wyglądających Murzynów o hasz. Za jednym z nich docieram pod jakiś most, gdzie cztery zakazane gęby błyskają na mnie białkami oczu. Nigdy nie byłem w stanie interpretować po wyrazie oczu, stanów psychicznych Murzynów. Pokaż ile tego masz za piątaka. Wysypuje trochę materiału na dłoń, a ja z bezsensowną odwagą pijanego śmieję mu się w twarz. 

Materiał: materiał źródłowy, propagandowy, literacki, ideologiczny, myślowy. Materiały historyczne, statystyczne, Materiał przeżyć i obserwacji. Zbierać materiały dowodowe. Oprzeć się na dostarczonych materiałach. Czerpać skąd materiał. Nagromadzić, uporządkować, opracować materiał.  

U nas mamy dwa razy tyle. Odwracam się i szybko odchodzę pozostawiają całkowicie zaskoczonych dealerów, którym może nie łakomy, ale jakiś tam kąsek uciekł koło nosa. Gdy potem opowiadałem o tym Jamajczykom na budowie, pukali się w czoło. Miałeś szczęście, mogłeś zarobić kosę. 

Artur stoi oparty o miotłę, lekcje jamajskie nie poszły w las i marzy na głos: ja tak stoję, a ona mi obciąga. W Polsce był taksówkarzem i posuwał wszystko, co się dało. Miał setki opowieści w stylu Dekamerona, w których on, Taksówkarz przebiegle omijając podejrzliwego Męża uwodzi, jak zwykle niewierną Żonę, po czym dyma ją na tylnym siedzeniu swojego wysłużonego Poldka. Po paru tygodniach takich opowieści można utracić wiarę w miłość, wierność i rzetelność. Przedsiębiorstw taksówkowych.

Na budowie obaliłem jeden z mitów dotyczących Londka, mit, że jest to drogie miasto. Mając dobre zarobki nie zastanawiałem się, gdzie kupuję. Gdy wszystko zaczęło się jebać, zacząłem oszczędzać. Gorzej niż Szkot na uchodźstwie. Jebany Lidl. Albo puszki „economy” z Tesco, które swoje niebiesko białe pasy przejęły chyba w spadku po estetyce Oświęcimia.  Zszedłem do pięciu funciaków na tydzień, co spowodowało istną burzę mózgów na budowie. Jak to, pięć na tydzień, skoro paczka fajek kosztuje cztery dwadzieścia. Tak. 

Tak: tak musi być. Tak się rzecz ma. Tak a tak, tak i tak zrób. Rzekł do niego tak a tak. Tak żyje, jak uczy. Jak się ktoś urodził, dosyć, że żyje. Jak cię widzą, tak cię piszą. Ni tak, ni siak.   

Niestrawny i niesławny chleb tostowy za dziewiętnaście pensów, pasta „łososiowa” za dwadzieścia pensów, szynka za dwa funty. Spytałem w hinduskim sklepie o papierosy, które matka przywiozła kiedyś z Delhi. Takie małe, brązowe tutki obwiązane nitką. Po paru dniach miałem bidis w sklepie, bez akcyzy, po siedemdziesiąt pensów. Jedynym problemem jest ich zapach, który do złudzenia przypomina hasz. Tak więc na budowie wszyscy, oprócz Hindusów, którzy byli zdziwieni Białasem palącym ten szajs, który czasami jest słaby, a czasem mocny do utraty świadomości, byli przekonani, że non-stop przypalam. 

Regularnie: regularnie uczęszczać na wykłady. Codziennie. Co dzień, co dnia. Każdego dnia, dzień w dzień. Dzień w dzień bumelować. Co noc co nocy. Każdej nocy. Noc w noc bawić się. Trzy razy dziennie. Pięć razy na dzień.

Na szczęście to Londek, niech każdy robi to, co uważa za stosowne.

Co czwartek dostaję czek z Bank of Scotland. Nie mogę legalnie podjąć tych pieniędzy, bo agencja sfałszowała numer ubezpieczenia. I tak, mimo, że płacę za ubezpieczenie, którego nie mam, mimo, że płacę podatki, właściwie pracuję nielegalnie i kasę muszę odbierać w pubie White Bear, na Kenington.

Siadasz przy stoliku ze swoim piwem, ćmisz i cierpliwie czekasz, tak jak dziki tłum, który cię otacza. Z zaplecza wychodzi gość z tekturowym pudełkiem, chodzi od stolika do stolika i zaglądając klientom w twarze zbiera ich czeki. A klientela jest z całego świata, jedna gęba lepsza od drugiej, każdy czek na inną kwotę. Po dwudziestu minutach podobny rytuał, najpierw roznosi foliowe torebki z pieniędzmi dla starych bywalców, później dla tych nieznanych. To samo badawcze spojrzenie i oddaje ci kasę, pomniejszoną o prowizję, kilka funtów nielegalnego procederu. Gość ma niesamowitą pamięć wzrokową, nigdy nie widziałem, by kiedykolwiek się pomylił, a przewalały się tam setki ludzi i tysiące funtów.

Sen: mocny, głęboki, twardy, tęgi, kamienny, czujny sen. Długi, przelotny, spokojny, słodki, smaczny, zdrowy, ciężki sen. Zimowy sen zwierząt. Przezwyciężyć, zakłócać sen. Spędzać sen z powiek. Odbierać, przerywać komu sen. Zapadać w sen. Mówić przez sen. Budzić się, ocknąć się, zerwać się ze snu.

Yvonn karmi łabędzie, my z Krzyśkiem, kumplem z Polski, tradycyjnie spotkani na Stockwell, Hyde Park, Special Brew, whisky, zdjęcia tego, co się dzieje, potem nie ma nawet aparatu. Otwieram oczy i leżę z Yvonką na torach metra, na stacji Vauxhall. Te kilka sekund, gdy zdałem sobie sprawę, że zaraz potnie nas pociąg. Tylko ta szyna w środku trochę mnie poraziła, i od tego czasu nie jestem pewien czy przypadkiem reszta to niewydłużone wizje przedśmiertne.  

Upijać się: upijać się winem, wódką.  Wypić kieliszek wina, kufel piwa. Pić toast, strzemiennego, do kogo- ile się zmieści, na potęgę, na umór, do utraty przytomności, do upadłego, do białej gorączki- pod śledzika, do lustra. Zapijać się wódką. Rozpijać się. Łyknąć jednego, po jednym. Golnąć wódki, kieliszek gorzałki. Machnąć, łupnąć. Trąbić, żłopać wódkę, chlać spirytus. Pociągać z kieliszka, ze szklanki, z butelki. Wychylać, wypróżniać, wysączać, wysuszać kieliszek.  Wychylić kieliszek, kufel do dna. Spełniać kielich, toast. Trącać się kieliszkiem. Wkładać się do kieliszka. Chodzić koło szkła Zaglądać do. Zalewać robaka. Topić w trunkach zmartwienia, smutki. Zakrapiać, Płukać gardło. Przelewać przez gardło. Nie wylewać za kołnierz. Pijany: pijany do nieprzytomności. Pijany w sztok, w pestkę-jak bela. Podchmielony, podochocony: lekko podchmielony. Zawiany. Zaprószony. Zaćmiony. Wstawiony. Zalany. Wlany. ZAGAZOWANY. Ale żyjemy, do tej pory żaden Angol nie uwierzył mi, że wpadliśmy na tory metra. I chuj, Polak potrafi.

Znowu jestem bez pracy, na szczęście w Londku zawsze mam jakąś gotówkę przy sobie. Wydajemy fortunę na telefony, w końcu Krzysiek znajduje dwa miejsca pracy, jedno na drill, drugie na kangoo. Od mojego brata wiem, że po kangoo nie można się rano napić herbaty, bo ręce są bardziej pamiętliwe następnego dnia, a ich drżenie zapomina się dopiero po jakimś czasie. Ale co to jest drill? Wiedzeni intuicją zawędrowaliśmy do jakiegoś parku, gdzie nasza dniówka minęła jak błyskawica. Już nie chcę wiedzieć, czym dokładnie jest drill.        

Na budowie: patrzę i nie wierzę: najpiękniejsza bransoletka, jaką widziałem w życiu. Po prostu kawał miedzianej rury w jakiejś dziwnej obręczy z żółtego metalu. Bardzo gustowne, choć niezamierzone. Prehistoryczny surrealizm. Od tego czasu zamiast grzecznie jeść lunch, kradnę mosiężne rury. Kupiłem piłkę do metalu i ucinając po kawałku wynoszę materiał na bransolety, które robię za pomocą dentystycznej wiertarki.   

Bezskutecznie: starać się o co bezskutecznie. Nadaremnie silić się na dowcip, Daremnie prosił o litość. Darmo błagał i prosił o co. Ratowano topielca bardzo długo, lecz na próżno. Na próżno poszły wszystkie wysiłki. Bez skutku upominać się o co. Gadać jak do ściany. Robić co na próżno. Tracić czas na próżno. Wysilać się na próżno. Robić próżne wysiłki. Wozić szyszki do boru. Czerpać wodę przetakiem. Wozić wodę do morza. Przylewać wody morzu. Nosić, wozić drwa do lasu. Smarować tłusty połeć. Przelewać z pustego w próżne. Wywalać otwarte drzwi. Walczyć z wiatrakami. Dmuchać na wiatr. Z motyką na słońce.

Jestem w British Museum, wypatrując ochrony nakładam moje bransole na ręce greckim posągom. Wspaniale z nimi wyglądają. Ale trzeba uważać, skromnie stoję z boku przypatrując się biegowi zdarzeń. Duże zamieszanie, po raz pierwszy nikt nic nie ukradł, a dodał.

Kac jak skurwysyn. Pierdole, nie idę dzisiaj do roboty. Ale jest przed ósmą, a w tym pojebanym Londku w sklepach są jeszcze kraty na lodówkach z piwem. Dopiero od dziewiątej, żeby Angole nie przychodziły najebane do roboty. W końcu udaje mi się wyprosić Breezera, który jest świetny, ale starcza na jedyne trzydzieści sekund.

Boby nigdy nie zdjął przede mną czapki, ukrywając przed moim wzrokiem pięćdziesięcioletnie dredy. Ya man  RESPECT. The Revolution just began. Ale chyba jeszcze nie w tym pokoleniu.

Pokolenie: Starsze, młode pokolenie, pokolenie przyszłe, następne. Generacja: młoda, dzisiejsza, teraźniejsza, przyszła, stara generacja Kolejne generacje chłopskie. Miot: miot szczeniąt. Rzut myszek. Kurczęta z pierwszego lęgu.

Spotkaliśmy się na tej ławce, nad jeziorem, gdzie wszystkie istoty zaczepiałem prośbą i arogancją. Po bardzo ciekawej rozmowie o wszystkim Boby podaje mi adres. Tomorow. Tomorow jechałem tam ze ściśniętym sercem, ale gdy nie ma się nic do stracenia? Czekam pod konkretnym adresem, i po piętnastu minutach, w chwili, gdy tracę nadzieję widzę, a jakże, to Boby we własnej, nieco rozchełstanej osobie. RESPECT. Szacunek.  Nigdy wcześniej nie usłyszałem tylu pochlebstw na temat wykonywanej przeze mnie pracy. RESPECT.  Robię smugi na drzwiach, {kiedyś robiłem w konserwacji zabytków, więc to dla mnie bułka z masłem}, a Boby nie potrafi wyjść z podziwu. RESPECT. Siedzimy pod drzewem i dyskutujemy. RESPECT.

Następnego dnia jesteśmy w ogródku Hinduski z Kerali. Ziemia twarda jak życie. RESPECT. OK. Ogródek jest mały, roboty na godzinę, a ja mam mieć z tej dniówki sześćdziesiąt funtów więc. Boby pyta, co chcesz? Stella Artois? Siedzimy, pijemy, patrzymy, palimy, ale u nas w Polsce dużo mocniejsze. To ślij mi z Polski po pięć funtów. YA MAN RESPECT. SZACUNECZEK. A my patrzymy, rozmawiamy, Hinduska przynosi nam napoje. W końcu podnoszę się i usiłuję spulchnić ziemię. Motykę wyrywa mi Boby i jak w filmie o niewolnikach, w perfekcyjny sposób dokonywać ręcznej orki. Greg , you sit down , smoke and drink your beer. I`ll do it. Gdy po trzech dniach takiej zabawy wręczył mi sto sześćdziesiąt jebanych funtów, pomyślałem, że jest to nierealny choć idealny kierownik. Ale kiedyś wszystko się kończy. Wchodzę za Bobym do dziwnego, ni to sklepu, ni to biura. Okazuje się, że jest to bookmacher, jedna ściana jest zrobiona z telewizorów, a na ich ekranach ścigają się wszelkie możliwe zwierzęta, szare zmęczone twarze z podnieceniem śledzą wyniki i stale a nieuchronnie niknące pieniądze.  YA MAN, RESPECT. SZACUNEK, tego słowa nauczyłem się od Bobiego.

Yvonn już w Polsce orientowała się w dniach tygodnia jedynie poprzez napisy na kolejnych pigułkach antykoncepcyjnych. Ach, dzięki Bogu, już piątek. I połyka pigułkę z wydrukowanym obok odpowiednim dniem. Trudno dziwić się jej dezorientacji, kiedy piguły z Polski się skończyły.

I mojej, kiedy zaczęła brać jakieś egipskie środki antykoncepcyjne, które działały generalnie i totalnie na wszystko. Dziwiłem się, że nie mówi jeszcze gardłowym arabskim, ale jej odchyły stały się sztormowe. Zastanawiam się, czy nie podać Egipskiego Ministerstwa Zdrowia do sądu za rozpad naszego związku?

Miłość ma swoją balistykę, po wzlocie następuje nieuchronny upadek. Dłonie już się gorączkowo nie poszukują, usta ust nie są spragnione, a oczy unikają wzroku. Palce pieszczotliwie nie wypisują już na plecach ukochanej jej imienia. Przez twarz miłości powoli przebija się oblicze jej przeciwieństwa.

Smutek: cichy, głęboki, nieustanny, nieznośny smutek. Smutek w głosie, na twarzy. Wyraz smutku. Chmura smutku na czole. Wyrażać, okazywać, rozpędzać, rozpraszać smutek. Podzielać czyj smutek. Smutek maluje się w czyich oczach – szkodzi sercu- w radość się obraca. Zamiast: zamiast pracować, wałęsa się. Miast płakać, lepiej się śmiej.  Yvonn. Y vonn.

Jedyną pamiątką po niej, a wręcz sztandarem naszych miłosnych bitew, staje się moje prześcieradło, na widok, którego pani Kazia mdleje. Są na nim chwalebne plamy ze wszystkiego, od krwi po ketchup, od spermy po łzy. Niesamowita mapa miłosnej wojny i jej różnych kolei.

Koniec: koniec rozmowy, prac, zabawy. Coś ma się ku końcowi. Dokończenie: dokończenie powieści. Zakończenie roku. Finał: finał drugiego aktu, sprawy. Droga do finału stoi otworem. Finisz wyścigu. Wziął go na finiszu. Epilog poematu, powieści. Schyłek epoki, dnia, życia. Kres życia, rozczarowań, wędrówki. Stawać u kresu czego. Zmierzch chwały, sławy. Por. META

Siedzę nad jeziorem i męczę jedno z Tenantów, piw, które tutaj piją alkoholicy, świeci słońce, a chmury układają na niebie piękne wzory. Moje życie jest mniej wzorzyste – twardnieją mi ręce i serce. Work&work. Tylko odbłyski na wodzie pozwalają zapomnieć. Kaczki nachalnie wyjadają chleb z moich kanapek do jebanej roboty, ale jest to tak miłe, że dostają wszystkie. Wyjeżdżam. I won.

Grzegorz Domher – No sleep till Hammersmith
QR kod: Grzegorz Domher – No sleep till Hammersmith