***

człowiek który odwiedził mnie
dzisiaj nad ranem we śnie
był martwy

rozpoznałem to po tym jak
siedział na krześle
po tym jak trzymał kubek
z gorącą herbatą
po tym jak odłożył na stół
łyżeczkę od cukru

lecz najbardziej utwierdziły
mnie w tej pewności ślady
jakich nie pozostawiły na dywanie
jego zabłocone buty

ubrany był zgodnie z tegorocznym
trendem wykreowanym przez
największy w naszym mieście
zakład pogrzebowy
reklamujący się w lokalnej gazecie

wyglądał jak pracownik
tejże gazety sprzedający
powierzchnię reklamową

kupiłem jedno małe ogłoszenie
w dziale rzeczy zagubionych
nie dlatego że
pragnąłem coś znaleźć czy odzyskać
lecz dla świętego spokoju
jaki spodziewałem się jego dusza
zazna po naszej małej transakcji
na wieki wieków


***

„jestem drzewem” powiedział
człowiek którego spotkałem
stojącego nad samym brzegiem
morza „jestem drzewem które
dotarło najdalej na północ
w tej piaszczystej
nieprzyjaznej okolicy”

potem przyszedł człowiek
z siekierą i ściął drzewo
albowiem rzucało cień na
najlepszy kawałek plaży

„teraz będę martwą dryfująca
po falach kłodą” – krzyknął
z oddali człowiek który był drzewem

ale człowiek z siekierą rzucił się
do wody przyholował kłodę na brzeg
i porąbał na drobne kawałki

zmontował z nich leżak
ustawił go tyłem do morza
i położył się na nim

leżąc patrzył na drzewa
stojące tuż za wydmami

„trzeba mieć na nie oko”
powiedział „nie można z nich
spuszczać wzroku ani na chwilę”
i położył siekierę
na swojej owłosionej piersi


***

mężczyzna który
wyszedł z morza
nie miał
ani rąk ani nóg

podszedł do mnie
i rzekł: „zobacz
pomimo kalectwa
chodzę i tysiące
pożytecznych rzeczy
potrafię zrobić”
i dodał „a ty?
nie wstyd ci?”

było mi wstyd
ale wiedziałem
że nie mogę
o tym mówić
głośno

powiedziałem
więc to co zwykło się
w tego rodzaju
sytuacjach mówić
„spierdalaj”

a potem patrzyłem
jak wzbija się
wprost w słońce
skąd wkrótce
runął na ziemię

poszedłem
sprawdzić
czy żyje

żył
usta miał pełne
piasku i krwi
ale żył

„wstyd mi”
szepnął
na co ja
„mogłeś sobie
tego oszczędzić”
„nie” syknął
zebrał się
i wszedł
z powrotem
do morza


***

stary emerytowany
nauczyciel usiadł
na ławce w parku

był to park w centrum
wielkiego hałaśliwego
miasta

ławka stała nieco
na uboczu w cieniu
dobrotliwego klonu

profesor wyciągnął
torbę wypełnioną
czerstwym pieczywem

drobił zeschnięty chleb
i bułki w palcach
a potem rzucał gołębiom

z krzaków wyszedł
policjant i wskazał
na tabliczkę
„dokarmianie gołębi
surowo zakazane”

„i co teraz?”
spytał nie bez
satysfakcji

profesor nic
nie odpowiedział

sięgnął pod koszulę
i wyrwał spod niej
krwawiący kawał
wątroby

nie bez poczucia
moralnej wyższości
darł ją na drobniutkie
kawałki i rzucał sępom


***

stary mężczyzna
w dziurawej kieszeni
swojego płaszcza
znajduje klucz
i cudzą dłoń

zastanawia się
co mogłaby przed nim
otworzyć taka dłoń
a kluczem co mógłby
zamknąć

po wielu latach rozmyślań
dojdzie do wniosku
że klucz za nadto zardzewiał
ażeby mógł cokolwiek zamknąć
a dłoń nazbyt osłabła
żeby cokolwiek otworzyć

dlatego włoży je z powrotem
do dziurawej kieszeni płaszcza
i pójdzie na długi spacer

gdy wróci zaszyje
dziurę w kieszeni

po jakimś czasie zrozumie
że zgubiony klucz zamknął za nim
te wszystkie lata zmarnowane
na niepotrzebnych rozmyślaniach
a dłoń otworzyła przed nim
nowe możliwości

jakie
tego jeszcze nie wie


***

na gałęzi na drzewie
naprzeciw mojego okna
siedzi ptak

jest to duży
czarny ptak

nie wiem
czy jest to kruk
gawron czy sęp

jest zbyt ciemno
aby można było być
czegokolwiek
pewnym

ptak przylatuje zawsze
gdy zasiadam
do pisania

wpierw przypuszczałem
że to rodzaj natchnienia
jaki zsyłają wybranym
śmiertelnikom bogowie

potem jednak zwyciężyło
domniemanie że to
wysłannik wydawcy
nadzorujący postępy
w mojej pracy

ale że nigdy nie miałem
podpisanej żadnej umowy
z wydawcą pozostało
podejrzewać że to wrócił
dawny cenzor pod postacią
anioła stróża politycznej
poprawności

lecz pewnego dnia
o świcie świata
odkryłem że to pojemnik
z czarnym atramentem

to pozwoliło mi
nabrać wiary i odwagi
i teraz bez ceregieli
piszę 20 linijek
każdego dnia
genius or not


***

dzisiejszej nocy
zeszła ze wzgórza
kamienna lawina

największy spośród
głazów stoczył się cicho
jak śnieżna kula
i oparłszy się
o nasze drzwi
znieruchomiał

wybiegłem przed dom w piżamie
i przerażony spojrzałem
na niego

a on z chłodnym spokojem
odwzajemnił moje spojrzenie

na dany mi znak
przyłożyłem do niego ucho

długo słuchałem co miał
mi do powiedzenia

wróciłem do domu
ubrałem się
pożegnałem rodzinę
zaparłem się stopami o próg
i zacząłem wtaczać głaz
na jego miejsce


***

sprawę wyłowionego
z rzeki ciała przydzielono
początkującemu
detektywowi

nikt nie chciał
zajmować się ciałem
w tak zaawansowanym
stadium rozkładu

„ciekawe do kogo
należało”
myślał policjant

ciało pomyślało
„byłem nikim
a teraz jestem księgą
a ten człowiek
pozna wszystkie
moje sekrety”

mijały miesiące
a detektyw
w sprawie ciała
niczego nie ustalił

ciało pomyślało
„to dlatego że jest
uważnym i wnikliwym
czytelnikiem”

mijały miesiące
a ciało wciąż
leżało w chłodni

po jakimś czasie
złożono je do grobu

akta ostemplowano
pieczęcią z napisem
„sprawa zamknięta”

„dobry tytuł”
pomyślało ciało
„ładna czcionka”


***

co właściwie widziałem?

nie wiem
nie jestem pewien

chyba zobaczyłem
władcę świata
lub kogoś w tym stylu

jak przystało
na tak ważną postać
był stary siwy
i miał długą brodę

otaczały go anioły
o twarzach morderców
i mordercy
o anielskich kształtach

podłączony był do maszyny
która wtłaczała w niego
krew niewiniątek
i wypompowywała
ekskrementy

przez jego pożarte
chorobą dłonie
płynęła rzeka
banknotów

„zbliż się” powiedział

podszedłem

odebrał mi
wszystkie pieniądze

„mało” syknął
i kiwnął na swoich
pomocników

wyrzucili mnie za drzwi
mówiąc „nie waż się
jeszcze umierać”

Piotr Maur – Dziewięć wierszy
QR kod: Piotr Maur – Dziewięć wierszy