Jagoda Lewicka i Sonia Mielnikiewicz to kolejne mikrorezydentki OPT, które rozpoczęły prace nad swoimi pomysłami. Efekty poznamy wkrótce, a tymczasem zapraszamy do poznania dziewczyn oraz ich realizacji.
Sonia Mielnikiewicz
Sonia Mielnikiewicz – absolwentka filozofii i niderlandystyki na Uniwersytecie Wrocławskim, studentka Erasmus University Rotterdam. Studiowała w Polskiej Szkole Reportażu w Warszawie. Od lat zawodowo związana z BWA Wrocław – Galeriami Sztuki Współczesnej i wrocławskimi instytucjami kultury w roli redaktorki, tłumaczki, dokumentalistki. Autorka self-publishingowej publikacji „Wild things”, która towarzyszyła wystawie w Galerii U. Na stałe współpracuje z magazynem Zwykłe Życie.
O projekcie
Mój projekt oscyluje wokół obiektu–symbolu, jakim jest Wrocławski Welodrom im. Józefa Grundmanna. Stuletni betonowy krąg, w który wsiąkły litry potu i krwi, fascynuje na wielu płaszczyznach: jako unikalna konstrukcja architektoniczna, wspomnienie minionej epoki, wieloletnia arena sukcesów, wypadków i śmierci. Kim byli, co czuli, czego szukali ci, którzy się tam ścigali? Co widzieli, jadąc, poza hipnotyzującą linią sprinterską przed kołem – i kto patrzył na nich z trybun?
Jagoda Lewicka
Jagoda Lewicka – jestem fotografką. Pracuję głównie z fotografią otworkową, aparatem zrobionym z pudełka po zapałkach. Obraz rejestruję na czarno białym filmie fotograficznym, który sama wywołuję. Później, w zależności od projektu i możliwości, powstają analogowe odbitki lub obraz jest przetwarzany cyfrowo. Wydałam 2 książki fotograficzne: Poniedziałek i Piątek (2017) oraz Traktat o tym, co schowałam do kieszeni (2020) – książka była prezentowana w trakcie III Targów Książki niezależnej i artystycznej NISZA2020. Obie książki są rękodziełem, zaprojektowanym i wytworzonym przeze mnie.
O projekcie
W 2017 roku zaczęłam pracować na serią portretów, pierwsze kroki w tym temacie prezentowałam w 2018r w magazynie Helikopter. W ramach mikrorezydencji chciałabym tę serię kontynuować i zaprosić do projektu kolejne osoby. W fotografii, którą się zajmuję, trudno jednoznacznie przewidzieć efekt końcowy. Proces powstawania obrazu jest bardzo długi i niepowtarzalny. Wymaga on otwartości na to, co powstaje, ale też na to, co nie wychodzi. Ważny jest cały proces twórczy. Zderzenie z tą nieprzewidywalnością daje mi bardzo dużo wolności oraz uczy uważności. Technika, którą wybrałam jest bardzo pierwotna i sięga fundamentów fotografii, co dodatkowo wzmacnia doświadczenie autentyczności spotkania z drugim człowiekiem. Portretowanie aparatem z pudełka po zapałkach wiąże się z bliskim spotkaniem, przekraczaniem granicy komfortu. Osoba portretowana ma dziwny przedmiot (aparat) dosłownie kilkanaście cm od twarzy, światło lampy błyskowej niespodziewanie oślepia. Nikt nie wie czego się spodziewać. To doświadczenie jest skrajnie inne od zrobienia sobie selfie smartfonem. Czasem powstaje obraz niewyraźny, nieco odrealniony, a czasem wyraźny i ostry jak żyletka, jednak zawsze jest trochę zniekształcony.