Zapach kościoła moich przodków

Kiedyś byłem z babcią w jej kościele.
Gdy przyszykowywali mnie do nowego pokolenia,
ona zabierała mnie na ceremonię swojej wiary.

Gdy ostrzyli kły ona była już dawno otwartą raną.
Mówiłem, babciu, babciu, uważaj.

Kościół był zimny i wilgotny, nawet w gorące lato można było się ochłodzić.
Zrozumiałem dlaczego ochrypła i tak mało przez to mówi.
Zapamiętałem obrazy rzezi pięknych korpusów i twarzy na ciężkich murach.
Różową krew jakby pobraną od mojej ulubionej zabawki Supermana.
Odniosłem wrażenie, że wyznawcy w nim zgromadzeni
Nie trafili do najlepszego z możliwych dla siebie światów.

Moja babcia nauczyła mnie płakać –
Inaczej nie potrafiła oprzeć się – Niemożliwemu.
Odwracała mnie jak klepsydrę gdy stawiali przyszłość na głowie.
Licząc, że powstanie wewnątrz kiedyś zamek.


Rozmowa z kobietą, której nie ma: zamiłowania

“Niech ginie moja tarcza – Drugą nie gorszą sobie znajdę”.
Archiloch

Niegdyś widziałem zamiłowanie na twojej twarzy.
Charakterystyczny rys ogniska centralnego,
jakbyś bawiła się w kottabos największą z prawd
i wiedziała, że nikt ci nie musi nawet wierzyć

na wysokim poziomie to sobie można wyobrażać
pochwałę muchy nieodwracalną zmianę
kierownika kultu religijnego, który bierze “górę”
pozagrobowe szczęście, aby wszystko dwa razy sprawdzić;

Cuda zaczynają się dopiero od peplos w dół
stawiasz sprawę jasno – Tylko podczas okresu nie jesteś człowiekiem
Jak, podkładam ci nektar żywota a ty nim gasisz pragnienie
rzucam mazę, a ty – aportując, naśmiewasz się z Bogów.

O małe co wziąłbym cię za brankę
żywą tarczę. Mogłaby po tobie swobodnie spływać łza bez końca:
w związku z wymaganiami kultowymi:
do moich świątyń kobiety nie mają wstępu.

Michał Borkowski – Dwa wiersze
QR kod: Michał Borkowski – Dwa wiersze