Ruch języka

Dwie wyrzeźbione matrioszki w domku – barometrze,
w którym kobieta zawsze wychodzi na deszcz, to ja
kiedy ty nic nie mówisz. We mnie
wzbiera się na pochmurną pogodę i jeśli się
nie odezwiesz, to zaraz grad zniszczy uprawy. Od teraz
stając przed otwartymi drzwiami
jestem niczym jedno oko Polifema.
Ziemia zwija się, nie ma prostego sposobu
na otwarcie okien gardła, klamki są łamliwe,
myślisz, że to malowidło na matrioszkach znaczy,
że nie mam rąk.
Kiedy ty nic nie mówisz, czuję jak na moim łonie
rosną trawy. Horyzont kruszy się niczym szklane oko,
oczko igły do szycia chowa się w lekkim powiewie
przed nitką. Poród,

który się nie zaczyna, nieuchwytne wspomnienia. Wiosna
przychodzi z ptakami, z kroplą wody ginąca
w dziobie, z niepokojem pory roku.
Wszystko, czego nie mogę powiedzieć, kiedy ty nic nie mówisz,
to jakbym głaskała od spodu brzuch spacerującego tygrysa,
wtedy mogłabym wykiełkować jak roślina
w doniczce, kiedy ty nic nie mówisz
w powietrzu latają małe pyłki bzu,
jak słowa, których nie dotrzymujesz.


Wiadro

Je n’ai fait que danser ma vie – Isadora Duncan

Nasza historia to rozlane już wiadro wody. Wszystko, oprócz
grubego gwoździa w klatce piersiowej pali się.
Nie usuwajmy go,
niech powoli rozpuści się w ciele. Na początek
opiszę letni dzień, w którym postanowiłam wrócić
do szkoły baletowej. Tylko na jeden dzień, tylko
przechodząc przez pusty letni dzień
zboczyłam to, tylko z daleka.
Opiszę moją rozkosz, moje usta,
skórę, drżenie ciała. Opiszę jak
nie dałam się złapać, kiedy to przyszło.
*
Materiały budowlane spuszcza się z drugiego piętra,
jak uczucie, że nie mogę żyć bez M. On jest
wiadrem ciemnej wody, które wisi
na mojej szyi: mogę wpaść
do studni i umrzeć, albo zwariować.
Ulewa jest tak silna, że moje
przemoczone łóżko już całkiem stracone,
niczym karton na środku ulicy.
Anna i ja poprawiamy metalowe czajniczki
na tacy. Nagle jeden
– sam z siebie – wskakuje na mnie: wrząca
woda grozi mojej szyi.
*
Na końcu historii i na początku lata
odwiązujemy liny statku: zatoka jest spokojna,
trochę zamknięta w sobie, nie mogę zejść
pod pokład ogromnego statku bez bólu,
mogę tylko poklepać go po burtach,
niczym wielkiego wieloryba.
Nawet na lądzie morze jest głębokie;
coraz głębsze, zależy jak daleko wołać.
Dotyk palca puentuje wszystko: wieloryby,
orchidee, idealne jak szklanka wody, i tę
jedną rzecz, której nie możesz mi dać – wolność: ten
idealny dotyk wbija mnie w morze.

przełożyła Grażyna Wojcieszko

Barbara Pogačnik – Dwa wiersze
QR kod: Barbara Pogačnik – Dwa wiersze