1.
mam te
kopie fotografii,
które bardzo chciałbym, żebyś zobaczyła

codziennie fotografuję
opadające z podwozia autobusu kropelki
garstki żołędzi i piękne kaczki
rzadko mi się zdarza zrobić kiepskie zdjęcie

chciałbym dać ci je wszystkie,
nawet te rozmazane, które chętnie włożyłbym pomiędzy szyby
żeby ich tymczasowość mogła się spokojnie w sobie odbijać

wiesz, czasem siadam pośród wszystkich tych
książek i myśli, zagięć na kartkach i wyszukanych wyrażeń
i robię się trochę płaczliwy,
mam barwę w sobie i nie umiem nic o niej opowiedzieć

jeżeli mógłbym wybrać sposób, w jaki cię spotkam
w jaki spotykam cię za każdym razem
chciałbym żeby miał właśnie taki smak, jaki mam na końcu języka
myśląc o tobie w tych chwilach przelotnego wzruszenia

2.
twoje piersi są jedynymi bombami, które kocham
twój wzrok jak topniejąca w wodzie Ofelia
spływa wzdłuż moich pleców strumieniem nienasyconej róży

jest oczekiwanie w wytężonych skokach płuc
którymi obdarzasz mnie, kiedy opadam na twoje ramiona
chłód, który przychodzi potem jest nienazwany
a my drżymy przed nim, jak małe dzieci bojące się burzy

i w tej papierosowej mgle opuszczonego balkonu
ćmy napawają się nami
gdy wdychamy nawzajem w swoje płuca życie
drżące i popielate

i w tej balkonowej mgle nocy niebo wydaje się być tak blisko
jakby noszący je kolosi omdleli słysząc twoje imię
niebo jest tak blisko że możemy w nim mieszać palcami

chłód rozwiewa się, choć będzie z nami mieszkać od tej chwili
w abażurach, szklanych wazach i szorstkościach skóry
jako przeciwwaga gwałtownej rosy poranka
gwarancja, że zawsze będziemy mieli coś jeszcze sobie do powiedzenia

niektóre z tych rzeczy mogą być nieodwołalne;
spiralne schody, spalone winem przewody elektryczne
i małe pieski
wszystko łza faktu, którą zlizuje się z policzków ze zdumieniem

3.
ty niemiłosiernie umęczona konstelacjo kubków
przybywasz do mnie w nocy, kiedy spory sów
rozstrzygane są jednostajnym truchtem wzdłuż nieboskłonu
a stare pannice wyglądają zza szyby
by dojrzeć swojej gwiazdy

na kondensacji (wewnętrznego wodospadu) odznacza się twój balkon,
dając mi pół krótkiej chwili na zastanowienie, nim runę
pełen obłoków i jagodowego jogurtu,
który z pilnie strzeżonej półki skraść mógłby chyba tylko chmurzasty epigon

twoja karność uczy mnie dokładnie przeżuwać szypułki rozmarynu
bowiem wyrazisty smak oczekuje poważnej oceny
w tym wypadku pobłażanie byłoby gorszym od negacji

i tak drobią we mnie te pajączki,
paluszkami łączą i w kłębuszku patroszą
wypatrują
może dalekiej pszczoły
na ustach małego Izydora

Borys Przybysz – Wiersze dla rozmarynu
QR kod: Borys Przybysz – Wiersze dla rozmarynu